niedziela, 3 lutego 2019

TKC #11 Tear - Epilog

11 komentarzy:
Cześć
  Przybywam do Was z epilogiem, który raczej nie będzie należał do długich, ponieważ nie chcę zanudzać rzeczami, które mogłyby być według niektórych po prostu nudne. Ogólnie miałam sześć pomysłów na zakończenie TKC, po długim zastanowieniu się co powinno się w nim znaleźć, postanowiłam, że połączę trzy zakończenia, które według mnie wydawały się najbardziej ciekawe/inne/pasujące do całej tej serii. Nie wiem, czy zakończenie będzie takie jakie sobie wyobraziłam, czy czegoś nie zawalę, ale mam nadzieję, że będzie znośne i że w jakimś stopniu Was ono zaskoczy.
  Ostatnio czuje jakąś dziwną ekscytację, chodzę radosna, ciągle się śmieję i cieszę się z małych rzeczy. I chyba już wiem, czym ta ekscytacja może być spowodowana, prawdopodobnie tym, że pozbyłam się pewnego ciężaru, który od dwóch lat ściągał mnie w jakimś stopniu w dół, hah. Zabieram się niedługo za pewną pracę, znalazłam ciekawe wydawnictwo, więc jeśli się zepnę i wszystko pójdzie dobrze, to może kiedyś tam w przyszłości, będzie moje opowiadanie widniało na Waszych półkach? Oczywiście nie będę pod tym pseudonimem, ale sposób pisania czasem bywa jak odcisk palca, więc ktoś kto długo ze mną jest na blogu, będzie wiedział, że to moja praca. I od razu uprzedzam wszelkie możliwe hejty... To co pisze i nad czym pracuje, jest zupełnie inne niż to co widzicie tutaj. Nad tym opowiadaniem pracuje już kilka lat i pewnie jeszcze parę nad nim posiedzę, ale sądzę, że będzie na tyle dobre i ciekawe, że ktoś po nie sięgnie.
   Ostrzeżenia: Brak
Nie przedłużając...
  Zapraszam
~ ~

  Spokojna, cicha melodia odbijała się echem po ogromnej sali, która spokojnie pomieściłaby tysiąc ras.Setki jak nie tysiące oczu spoczywające na wysokiej sylwetce blondyna, który z ogromną niecierpliwością i radością wypatrywał swojej ukochanej. Miała pojawić się niebawem, za kilka chwil, lecz część jego podświadomości mówiła mu, że nie może być tak pewny siebie. Że jest kilka możliwości iż jego kobieta się nie pojawi, może uciec, może zostać porwana, a może zabita? Jego długie i zręczne palce co chwila miętosiły kawałek jego białej koszuli, czasem zahaczały o muszkę, która była na jego szyi. Duże, ciemne oczy co chwila na nowo zmieniały kolor na błękitny jakby chcąc tym samym pokazać, że w razie jakiegokolwiek problemu, był gotów rzucić się na ratunek swojej damie serca. Lecz w pewnym momencie muzyka przestała grać, oczy gości skierowały się na duże, mahoniowe drzwi koloru kasztanowego, w ich progu stanęła dziewczyna. Drobna, blada, z dużymi i bardzo pięknymi oczami, które były jak dwa, cudowne i najdroższe kamienie świata. Jej długa, biała suknia lekko opinała jej kobiece i nieco krągłe ciało, od czasu do czasu połyskujące na złoto perełki tylko dodawały jej jeszcze więcej urody. Kroczyła spokojnie w stronę Stwórcy, patrząc mu prosto w oczy, jej serce biło jak  oszalałe, a mózg przetwarzał każdy możliwy scenariusz. A jeśli źle wypowie słowa przysięgi i każdy będzie się z niej śmiał? A co jeśli potknie się nagle o zbyt długą suknie i runie na ziemię tuż przed ołtarzem? 
   -Spokojnie księżniczko. Jestem tu. - dobiegł ją spokojny i opanowany ton głosu TaeHyunga, który wpatrzony był w nią jak w obrazek. Była cała jego, tylko i wyłącznie. Na zawsze. Blondyn wyciągnął w jej stronę dłoń, którą chwyciła niemal od razu, gdy pojawiła się bliżej niego i właśnie w tamtym momencie każda jej obawa zniknęła. Wiedziała, że to co się działo było szybkie, że tak naprawdę nie znała doskonale Kima, że równie dobrze mogłoby się okazać, że byłaby szczęśliwsza przy Jeonie. Jednak postanowiła zaryzykować, może w przyszłości musiałby za to zapłacić, ale chciała podjąć ryzyko, niezależnie jakie byłby potem jego konsekwencje. 
   Ceremonia się rozpoczęła, Somin patrzyła tylko i wyłącznie w oczy Tae, bo tylko w nich mogła tonąć godzinami. I mimo że nie rozumiała ani słowa, które wypowiadał Kapłan Hybryd, wiedziała, że każde słowo, które po nim powtórzy nawet z lekkim błędem, będzie szczere i prawdziwe. Że przysięga, którą składała będzie wieczna bez względu na to, co mogłoby się wydarzyć w przyszłości. 
   Cały czas dziewczyna miała wrażenie, że czuła na sobie palący wzrok pełen rozpaczy i niedowierzania. Jednak wiedziała, że nie mógł być to wzrok Kooka, w końcu chłopak został na ziemi, prawda? Kątem oka zerknęła na tłum gości, których - prócz matki Kima - nie znała, jednak tuż przy drzwiach stał Park. Z wesołym uśmiechem i ze łzami w oczach, patrzył na nią z taką miną, jakby był z niej dumny? A może szczęśliwy, że wybrała Kima? Nie miała pojęcia, lecz widząc jego twarz nawet przez ułamek sekundy, uśmiechnęła się pod nosem, mówiąc machinalnie. 
   -Tak. - tym samym zgadzając się zostać Królową Świata i żoną TaeTae. Na jej palec nałożony został złoty pierścień, a na ustach spoczął przyjemny i pełen miłości pocałunek. Nie widząc kiedy objęła Kima i mruknęła cicho w jego wargi, nie przejmowała się tym, że mogłoby to być niestosowne zważywszy na to, że nie byli sami, ale miała to gdzieś. Chciała pokazać gościom, teściowej i mężowi, że była cholernie w tamtym momencie szczęśliwa. 
   
   Wesele trwało w najlepsze, TaeHyung zapragnął, by Somin też czuła się jakby była na ziemi, więc zamiast pierwszego toastu i przemowy, postanowił by był pierwszy taniec. Tak jak na Ziemi, dlatego objął ją czule i przyciągnął bliżej swojego torsu, patrząc w jej oczy. Tańczyli na środku sali tronowej, nikt nie potrafił oderwać od nich wzroku, ponieważ wyglądali tak, jakby byli dla siebie stworzeni, jakby ich małżeństwo było z góry już zaplanowane. 
  -Nawet nie wiem jaki jestem szczęśliwy kochanie. - uśmiechnął się szeroko i ucałował jej czoło. 
  -Ja też oppa jestem bardzo szczęśliwa, tylko boję się, że nie będę potrafiła tych rzeczy co każda królowa. - westchnęła nieco zakłopotana faktem, że naprawdę nie miała pojęcia o Królewskiej Etykiecie, nie znała praw Hybryd. 
   -Będziesz cudowną władczynią, wiem to. - zaśmiał się i uniósł ją wysoko, kręcąc się z nią dookoła własnej osi. Chyba nigdy w życiu nie był tak szczęśliwy, jak w momencie, gdy Polka powiedziała "Tak" przy ołtarzu.
   Polowi zapadał wieczór, goście się bawili, Królowa tańczyła z Lucyferem pierwszy raz się szczerze uśmiechając, natomiast para młoda postanowiła odpocząć gdzieś, gdzie było cicho i spokojnie. Dlatego Tae zabrał Somin do ogrodu, ponieważ miał też dla niej ogromną niespodziankę. 
   -Nie wiem, czy u was też tak jest w dniu ślubu, że pan młody daje swojej żonie prezent. - zaczął blondyn, ujmując jej dłoń.  
   -Hm? U nas nie ma czegoś takiego oppa. - pokręciła głową, zerkając na poważnego blondyna. - Co to za prezent, hm? - jednak zamiast odpowiedzi słownej, zobaczyła, że chłopak kiwnął głową na coś przed nimi. Dlatego jej wzrok od razu skierował się na punkt, który wskazał jej V i właśnie w tamtym momencie, na środku przepięknego ogrodu, tuż obok niedawno naprawionej fontanny zobaczyła Jeona. Lecz to nie był żywy Kook, lecz jego niesamowicie realny, kamienny posąg. Stał, patrząc na nią smutnymi oczami, lecz jego usta były wykrzywione w nienaturalnym, fałszywym uśmiechu. Jedną dłoń wyciągał w jej stronę, a drugą miał na klatce piersiowej w miejscu, gdzie było serce. 
  -Jungkookie?! - pisnęła, nie wiedząc co się działo, lecz TaeHyung uśmiechnął się szeroko, obejmując ją od tyłu. 
  -Kazałem miejscowemu artyście zrobić jego posąg, a z racji tego, że mężczyzna jest mega utalentowany, to zrobił go tak realistycznie. - ucałował jej szyję namiętnie i przyciągnął bliżej swojego torsu. - Podobny, hm? 
  -Wygląda tak realnie. - wymruczała wciąż w szoku tym widokiem i nie wiedząc kiedy delikatnie przejechała dłonią po jego zimnym, kamiennym policzku. 
  -Pora wracać skarbie. - uśmiechnął się czule i objął ją jednocześnie kierując się w stronę zamku. Gdy Somin się odwróciła, oczy JungKooka zmieniły położenie, ponieważ tym razem zamiast patrzeć na punkt przed sobą, dokładnie śledziły każdy ruch Polki. Z jego oczu spływały pojedyncze, prawdziwe krople łez, które następnie spadały na płatki róż.  Kim doskonale wiedział, że najgorszą karą dla Jeona, będzie trwanie w kamiennym śnie i oglądanie Somin szczęśliwej przy V, zamiast jakaś tam śmierć, która skończyłaby jego katusze. TaeHyung zapragnął, by Wampir czuł to samo co on jeszcze trzy lata temu, dlatego go wtedy w ogrodzie nie zabił, a pozwolił mu przeżywać wieczne katusze.
    Czekaj na mnie. Prawdziwa miłość jest tuż obok.
  I to obudziło w nim na nowo chęć do walki. I mimo że minęło zaledwie parę dni, coś sprawiło, że na jego kamiennych plecach pojawiły się delikatne szczeliny, a jego martwe serce kolejny raz zaczęło się leniwie poruszać.
   Miłość, bo tylko dla niej na nowo był wstanie ruszyć do walki.


~ ~ ~ 
I tym oto sposobem zakończyliśmy The King Comeback.
Mam nadzieję, że epilog się Wam podobał.
Lubię czytać zakończenia, które w jakimś stopniu dają nadzieję na możliwość kontynuacji, a Wy?
Kolejne posty to będą już tylko i wyłącznie scenariusze i reakcje Słoneczka.
MILE WIDZIANE KOMENTARZE 

piątek, 1 lutego 2019

TKC #10 - Lie

13 komentarzy:
Cześć
  Przybywam do Was z kolejną częścią TKC, mam nadzieję, że miło Wam się spędza czas czytając moje prace. Postaram się epilog dodać jak najszybciej.
Mam wrażenie, że mam swoją własną kopię. Każdy mój czyn jest dokładnie powtarzany, nie wiem czemu, czy to z braku własnej inicjatywy, czy może jestem aż tak ciekawa. Nie mam pojęcia, ale schlebia mi fakt, że mam fana i jednocześnie denerwuje, że jestem w pewnym sensie plagiatowana.
 Ostrzeżenia: Jakieś są, ale ciężko mi na początku sprecyzować, co dokładnie się pojawi. Wybaczcie.
     Nie przedłużając...
Zapraszam
~ ~ ~


  Minęło zaledwie cztery miesiące odkąd Somin poznała prawdę i Tae, lecz wciąż wierzyła, że to był tylko głupi sen. Że się obudzi jak zawsze nad ranem, wtulona w nagi tors Jeona i mruknie pod nosem z uśmiechem kolejny raz zasypiając. Jednak to co się stało było prawdą, tak brutalną i szczerą, że zdawała sobie powoli sprawę, dlaczego jej były zachował się tak, a nie inaczej. Zaczęła mu po prostu wybaczać, zrozumiała, że naprawdę działał dla jej dobra, dla ich wspólnego życia. Jednak, czy była na tyle odważna, by na nowo z nim zacząć życie?
  -Kotku.. - usłyszała za sobą ponury i cichy głos Kooka, odwróciła się w jego stronę, patrząc mu prosto w oczy. Czuła każdą częścią ciała, jak bardzo ją kochał, jak wiele by dla niej zrobił, lecz coś ją blokowało przed tym, by ponownie skoczyć w jego ramiona i wtulić się w jego zimne ciało. 
  -Nie mów tak na mnie, nie jestem twoją dziewczyną. - oznajmiła spokojnie, mimo że jakaś część jej serca wyrywała się, krzycząc "Kochasz go, idiotko!".
  -Daj mi szansę, proszę. Każdy na nią zasługuje, sama zresztą tak mówiłaś. - ujął jej twarz w dłonie i musnął czule jej usta.
  -Ale ty ją zmarnowałeś. - westchnęła cicho w jego usta, odruchowo obejmując go wokół bioder jak zawsze, gdy miała zły humor. 
  -Widzę i czuję jak bardzo mnie na nowo pragniesz, tak jak na początku. - uśmiechnął się czule i delikatnie przejechał kciukiem po jej dolnej wardze. 
  -Nie prawda, nie czuję do ciebie nic większego. Już nie.
  -Czemu mnie okłamujesz, hm? Jestem Wampirem i czuję twoje emocje.
  -Gdyby tak było, już dawno dałbyś sobie spokój. - wymruczała i odsunęła go od siebie.
  -Potrafisz skreślić nasz wspólnie spędzony czas, kotku? - ujął delikatnie jej podbródek i uniósł nieco jej głowę, by spojrzeć w jej błękitne oczy.
  -Tak, potrafię. - odparła niemal od razu. - Po tym co zrobiłeś? Co chciałeś zrobić? Dlaczego miałabym pamiętać to co nas rzekomo łączyło?
  -Mówisz to tak, jakby nasz związek był iluzją. - wymruczał z chrypą, patrząc na jej usta z nieukrywanym pragnieniem.
  -Mam wrażenie, że wszystko co jest związane z tobą to jedno wielkie kłamstwo. - odsunęła się bardziej, patrząc w jego nieco zaszklone oczy. Lecz chłopak uśmiechnął się minimalnie nie odrywając wzroku od jej ust.
  -Popatrz, a ja nie potrafię odpuścić. - zaczął,opierając dziewczynę plecami o bok samochodu. - Nie mogę zrezygnować z nas, naszego małżeństwa, z naszych dzieci, z naszej wspólnej przyszłości. - dodał, muskając czule jej szyję tak jak przed całym tym chaosem.
  -Nie mów tak, dobrze wiesz, że kiedyś i tak by się to wydało. - wymruczała, czując przyjemne uczucie rozchodzące się po całym jej zmarzniętym ciele.
  - Nie wydałoby się kotku, nigdy. - przygryzł delikatnie jej skórę na szyi, by następnie się na niej mocno zassać tworząc przez to malinkę. - To jeszcze nic straconego, możemy nadal być razem. Możemy uciec, gdzieś daleko, w odludne miejsce.
  -Kook, nie. - to okropne jak ten chłopak na nią działał, jak potrafił wykorzystać jej naiwność, jej czułe punkty. - Zostaw. - dodała pewniej, odsuwając go mocno od siebie.
  -Jesteś i będziesz moją kobietą.
  -Przestań traktować mnie jak swoją własność! - spoliczkowała go mocno przez co jej dłoń pozostawiła na bladym policzku Jeona czerwony ślad. Jednak sam zainteresowany wyglądał na kompletnie nie wzruszonego, a raczej... Rozbawionego.
  -Ulegasz mi, pragniesz mnie, to jest tak cholernie widoczne. - wymruczał, przyciągając ją do swojego torsu i ściskając mocno jej pośladki. I mimo że doskonale czuł oddech śmierci na karku, że czuł jej skostniałe dłonie na swoich barkach, nie zamierzał przestawać. To była jego ostatnia szansa, innej już nie było. Dlatego kolejny raz ujął jej twarz w swoje duże i zimne dłonie, spojrzał w jej oczy i spiął się cały. Chciał wymazać jej pamięć jak na początku, sprawić, że dziewczyna na nowo będzie jemu podwładna, że będzie się bała Stwórcy, który był realnym i ogromnym zagrożeniem dla ich obojga. Wpatrywał się w jej tęczówki z ogromną intensywnością jednocześnie przygryzając nerwowo swoją dolną wargę, jego dłonie machinalnie ujęły te Somin mocno się na nich zaciskając. Polka była pod całkowitą kontrolą Hybrydy, była odporna na moce Wampira, więc ten nie mógł nic zrobić, nic co byłoby odpowiednie. Tuż za plecami dziewczyny pojawił się wściekły TaeHyung, który wyczuł, że coś działo się z jego kobietą, dlatego objął ją wokół bioder i przyciągnął do siebie, patrząc swoim lodowatym wzrokiem na Jeona.
  -Próbujesz na nową ją zniewolić, huh? - wymruczał Stwórca patrząc z mordem w oczach na starszego. - Na nowo chcesz jej wymazać pamięć, lecz ja jednak postanowiłem cie ubiec.  Somin jest odporna na twoje gierki. - dodał, kładąc podbródek na ramię dziewczyny.
 -Słucham? Na nowo chciałeś mi wymazać pamięć?! - spojrzała na bruneta z niedowierzaniem, czując już kompletną niechęć do chłopaka. Jak na początku była w stanie mu wybaczyć, tak jej zdanie się diametralnie zmieniło, nie chciała go już znać.
  -Nie chciałem. - odparł od razu, odsuwając się od Polki. Czy na kłamstwie można coś zbudować? Oczywiście, że można, lecz grunt pod kłamstwem jest cholernie sypki.
  -Kłamiesz! - warknęła, a jej oczy zmieniły się na demoniczne. Wyglądała groźnie, niczym jak nieoswojone zwierze zamknięte w klatce, wyciągniesz dłoń i już jej nie masz.
  -Nie kłamię skarbie. - zaśmiał się ponuro przenosząc swój wzrok na widok za parą kochanków. Wymruczał coś niezrozumiale pod nosem i odwrócił się na pięcie, Śmierć kroczyła w jego stronę wyjątkowo szybko, za szybko, by zdążył zebrać się do ucieczki.

   Cudowna woń kwiatów, przepiękne zorze, które przecinały granatowe niebo, w oddali wyłaniający się księżyc zza potężnych, niezdobytych gór. Małe domy przystrojone w światełka i kwiaty, spore ogrody, i sady dokoła nich, a tuż przed nimi przepiękny i niezdobyty zamek połyskujący raz na złoto, a raz na srebro.
  Ciepła dłoń ujmująca drugą, niski głos sprawiający, że kobiety w okolicy zamierały z zachwytu, a na górze niezliczonej ilości schodów, stojąca matka Kima. Tak prezentował się Świat Hybryd, potężny i niezdobyty, tu na świat przychodziły różne rasy, tu rodziło się początkowe, paranormalne życie spoza Ziemi. Tu był początek jak i koniec każdej żywej, paranormalnej istoty. Od Stwórców, aż po same Demony, czuło się tutaj ogromną potęgę, która była wręcz miażdżąca dla tych, którzy postanowili tu zamieszkać, dlatego przeważały Hybrydy nad innymi rasami. Bo tylko one były w stanie utrzymać spokój między światami i nie dać się ponieść wyższości, czego nie potrafiły chociażby Demony.
  -Tu jest twój dom. - uśmiechnął się radosny TaeHyung, obejmując czule Somin, która nie radziła sobie z widokiem tak pięknego miejsca. A błękitne, czasem granatowe tęczówki Hybryd spoczywały tylko i wyłącznie na jej sylwetce, każdy się kłaniał w jej stronę okazując jej szacunek, nawet jeśli była wpół człowiekiem, a nie kimś silniejszym.
  -Ja.. Nie wiem, czy powinnam tu być. Czy powinnam tu mieszkać. - odezwała się najciszej jak mogła, widząc lodowaty, a wręcz morderczy wzrok Królowej.
  - Tutaj było od początku twoje miejsce kochanie. Nie bój się, wszystko przeżyjemy razem, pomogę ci się oswoić z tymi nowymi rzeczami. - zaśmiał się cicho i wytarł czekoladę z nosa dziewczyny, która nieświadoma niczego, szła ubrudzona przez ostatnio zjedzony deser.
  -Ja mam rodzinę Tae...
  -Wiem skarbie, ale za tydzień to tutaj będziesz miała też rodzinę. - spojrzał na jej dłoń z uśmiechem, widząc na nim złoty pierścionek zaręczynowy. Czy to było za szybko? Oczywiście, ale czy było na co czekać? Oczywiście, że nie.
  -Kim, to za szybko. Muszę mieć czas. - wyjąkała, idąc po stromych i licznych schodach jednocześnie widząc kątem oka zbierający się tłum na rynku tuż przy zamku.
  -Jesteś gotowa, czuję to. - ucałował jej skroń i ukłonił się przed swoją matką.
  -Pora na przemowę, TaeHyung. - odezwała się chłodno, obracając księcia w stronę istot dumnie wpatrujących się w przyszłą parę małżonków. Przerażenie jakie ogarnęło Somin było nie do opisania, jej dłonie były całe spocone, policzki koloru soczystej maliny, a oczy tak duże jak u porcelanowej laleczki. Chciała uciec, zawrócić, znaleźć jakiś kąt gdzie mogłaby dożyć resztę swoich dni, lecz wiedziała, że TaeHyung trzymał ją mocno przy sobie. Traktował ją jak swoją własność, był zazdrosny, porywczy dla możliwych rywali, stanowczy, więc dziewczyna musiała zgadzać się prawie na wszystko. Jednak z morza wad, które mogłaby wyliczyć Polka, znalazłoby się jeszcze więcej zalet u chłopaka, takich jak chociażby ogromna miłość, nadopiekuńczość, słuchanie jej zdania mimo że i tak koniec końców było tak jak Kim chciał. Był Hybrydą, nauczony przez matkę by brać garściami i nie obracać się do tyłu, nauczony by pomagać innym, ale jednocześnie być czujnym. Natomiast ojciec, mimo że rzadko go widywał, nauczył go bezgranicznej miłości do wybranki serca, troski o nią i ogromne czasem przesadne okazywanie uczuć. Co nie raz szokowało, zważywszy na sytuację.
  Kim widząc i czując narastający strach w narzeczonej objął ją mocno i przyciągnął do swojego torsu, wygłaszając taką mowę, która dosłownie zapierała dech w piersiach. Tłum wpatrywał się w niego z zachwytem, uwielbieniem i miłością, natomiast Królowa uśmiechała się minimalnie, wręcz niewidocznie widząc tak szczęśliwego syna jak jeszcze nigdy w życiu.
   Polka była w pewnym sensie zniewolona i niczego nieświadoma tak jak na początku związku z Jeonem, więc czy jej decyzja była słuszna? Czy w przyszłości nie uderzy w nią jak w Kooka efekt motyla? Bo chyba wplątała się w jeszcze większe bagno, tonąc w nim powoli bez możliwości ucieczki.

   Tu nie tylko toczyła się walka o serce byłej studentki AT, lecz także walka pomiędzy rasami Wampirów, a Stwórców. I Kim, i Jeon chcieli udowodnić przed swoimi rodami, że to oni byli tymi mocniejszymi, bardziej przebiegłymi.  Jednak, czy to nie jest tak, że gdzie dwóch się bije, to trzeci korzysta, hm?
   Był już osłabiony, jego ciało pokrywały liczne, świeże rany jednak on nie zamierzał się poddać. Walczy się do końca, prawda? Dlatego szedł przed siebie niczym zombie z trudem robiąc jakikolwiek krok, mijał zszokowanych jego widokiem Stwórców, którzy chcieli mu pomóc. Jednak ten zbywał ich machnięciem ręki, a jego kroki skierowane były w stronę wygłaszającego mowę Kima, który jako jedyny, wypatrzył go w tłumie tysiąca podwładnych. Jego ciemne tęczówki rozbłysły ostatkiem sił na czerwono, poranione ciało spięło się, a dłonie zacisnęły w pięści. Był gotowy na atak straży Kimów, był gotowy na atak Hybryd i innych ras, był gotów na wszystko. Lecz, czy tak naprawdę był przygotowany?
  -Ty, który odbierasz mi możliwość życia w miłości. Ty, który odbierasz mi możliwość założenia rodziny. - wymruczał niezrozumiale pod nosem, wycierając rękawem koszuli krew, która wydobywała się z jego siniejących ust.
  -Tak, to ja. - odezwał się blondyn, patrząc z pogardą na wysuszanego od środka Wampira.
  -Powinieneś był zginąć na samym początku. - wycharczał Kook i rzucił się na Stwórcę, uderzając go resztkami sił w twarz. Gdyby nie fakt, że Kim rzucił Jeonem na tyle mocno, że ten wylądował w Królewskim Ogrodzie, to starszy byłby już martwy z rąk służby blondyna.
  -Jednak to ty podzielisz los mojego brata. - roześmiał się młodszy, kopiąc mocno i wyjątkowo brutalnie Wampira w już połamane żebra. To była nierówna walka, obce terytorium, dużo mocniejszy wróg oraz Śmierć spoczywająca na plecach, nie było szans na wygraną. Mimo to nie poddawał się, zawsze walczył do końca. Dlatego powstał na nowo, starając się zebrać resztki sił, jednak kiwał się na boki jakby stał na dryfującej łodzi, a jego oczy już nie rejestrowały tak wielu szczegółów jak jeszcze sekundę temu.
  -Zniszczę cię.  - wymruczał brunet i skoczył na Stwórcę, kopiąc go mocno i celnie w sam środek klatki piersiowej, gdy ten tracąc chwilową czujność, nie przewidział możliwego ataku. Dlatego upadł na sam środek alejki, łapiąc szybko oddech, to miejsce na klatce piersiowej było wyjątkowo u niego czułe, gdyż trzy lata temu, HoSeok pokonał go niszcząc tę część ciała V.  - Będziesz żałował odrodzenia! - dodał, kopiąc blondyna jeszcze mocniej niż wcześniej przez co ten wpadł na fontannę, łamiąc ją w pół. Położył dłoń na długiej i głębokiej bliźnie na klatce piersiowej, czując stróżkę krwi. Jego serce nie było chronione tak jak reszta ciała, tkanka sprawiająca, że rany zrastały się niemal od razu została uszkodzona w momencie, gdy HoSeok rzucił w niego kulą popiołu, sprawiając, że ten zamienił się w kamień. Kaszlał głośno i mocno, czując narastający ból, który rozrywał go od środka, lecz zamiast jakiegokolwiek jęku, zaśmiał się gardłowo, patrząc błękitnymi tęczówkami na wpółprzytomnego Jeona.
  -Jeszcze jeden ruch i. - urwał brunet, ponieważ nie wiedząc kiedy, Hybryda zerwał się z miejsca i po sekundzie znalazł się przed twarzą Wampira. Zacisnął swoją dużą i ciepłą dłoń na jego szyi powoli ją miażdżąc, patrząc z nieukrywaną przyjemnością na wpół zamglone oczy byłego Somin. Na twarz V, wkradł się szeroki, kwadratowy i niesamowicie psychopatyczny uśmiech, uniósł starszego za szyję wyżej niż wcześniej, chcąc złamać mu kości, lecz w ostatniej chwili zmienił zdanie. Przymrużył oczy i przekrzywił głowę w prawą stronę, patrząc na ledwo żywego Wampira.
  -Parszywy śmieć. - zaśmiał się, patrząc mu w oczy z ogromną i szczerą nienawiścią.
~ ~
I co sądzicie o tej części?
Podobała Wam się, hm?
Jakie macie odczucia ? Podoba Wam się ta część?
Jesteście może zszokowani zachowaniem i jednego, i drugiego chłopaka, huh?
Specjalnie nie pisze zakończenia rozdziału, ponieważ tę przyjemność zostawiam Wam na jutro.
Na epilog, który być może dodam jutro wieczorem.
MILE WIDZIANE KOMENTARZE 

Obserwatorzy