Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Scenariusz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Scenariusz. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 16 lutego 2020

Scenariusz #120 Jimin ~ Sad Queen 1/2

Brak komentarzy:
Hej
   Przychodzę do Was Słoneczka z czymś nowym na tym blogu. I zanim powiesz, że to jeden scenariusz z wielu innych, to zaczekaj. Masz rację, to będzie scenariusz, lecz nie horror, nie psychopatyczny, nie słodki, to będzie coś czego tu jeszcze nie było; bajka. Tak, to będzie bajka, taka sama jaką czytano w przedszkolu, czy w domu. Powrócisz na te parę minut do świata, gdzie wszystko wydaje się idealne i łatwe, księżniczki, rycerze a nawet złe wiedźmy. Chcę spróbować, czy będę potrafiła się wywiązać również z czegoś takiego, nie chce się ograniczać, chcę próbować nowych rzeczy. Pamiętaj Słoneczko, że czytając ten scenariusz musisz mieć w pamięci również to, że coś takiego piszę pierwszy raz w życiu i może się to okazać totalną klapą, lub zupełnie na odwrót - w co akurat niestety wątpię - daj i mi, i sobie szansę, okej? Już dawno go Wam obiecałam, a ja zawsze tych obietnic dotrzymuje, z różnym czasem, ale zawsze. Przynajmniej się staram.
    Ostrzeżenia: Przemoc, wulgaryzmy, ogólnie świat bajkowy coś tak nierealnego, że może być nawet śmieszne.
Dedykacja: pikachen oraz delfinkek dahwa
Nie przedłużając....
    Zapraszam
~ ~ ~
丨Sad Queen丨Park JiMin丨Bajka?丨

   Dawno, dawno, nawet bardzo dawno temu w odległym państwie, które zwało się Morzem Łez zaczęły dziać się niepokojące rzeczy. Ciągłe najazdy wrogów, chaos wśród podwładnych, co chwile wykonywane kary śmierci, czasami nawet napady Wiedźm, czy Smoków. Wszyscy dookoła przewidywali szybki jego upadek, grabież, a na koniec pozostawione same sobie ruiny, by w kolejnych dekadach, czy stuleciach mogło powstać nowe państwo. Każdy, kto nie znał osobiście ludzi, władczyni, czy samej historii ów terenów dziwił się, że posiadało taką, a nie inną nazwę. Do ziem tego miejsca z trzech stron przylegało ogromnych rozmiarów, ciemne morze stąd jego pierwsza część, jednak Łez wzięło się ze względu na to, że od wieków władcy i ich potomkowie wylewali słone łzy nad tworzącą się historią ów terytorium. Liczne wojny, awantury między sąsiedzkie, czy zdrady w królestwie. Starsi ludzie często opowiadali, że morze wzięło się dlatego, że tysiące lat temu królowa straciła swojego męża na wojnie i dniami raz nocami płakała przez co dawniej suche równiny zaczęły niknąć pod wodą. Dlatego tym bardziej starszyzna żyła w niepokoju ze względu na ich przyszłą królową, T.I. Była to piękna i młoda dziewczyna, miała gęste oraz ciemne włosy, porcelanową cerę, dość krągłe ciało, lecz wciąż przy tym bardzo kobiece. Jednak największą uwagę w jej wyglądzie przykuwały jej duże, wręcz nienaturalne, czarne oczy. Gdy ktoś się im dłużej przyjrzał, mógł spokojnie dostrzec w nich ogromny smutek, pustkę, która pochłaniała ich posiadaczkę dosłownie od środka. Jej twarz mimo że piękna, młoda i delikatna, wyrażała tylko, i wyłącznie jedną emocję. Rozpaczliwy smutek. Nigdy w życiu się nie uśmiechnęła i nikt nie potrafił temu zaradzić, nawet okoliczni błaźni, którzy słynęli z tego, że udawało im się rozśmieszyć nawet najtrudniejszych ludzi. Jednak na T.I nie działało żadne ich zachowanie, czy słowa. Ludzie obawiali się, że ta ślicznotka i następczyni tronu urodziła się pod złą gwiazdą, i że te najazdy, walki, były przez nią. Więc nikogo nie zdziwi fakt, że wiele osób chciało aby zrezygnowała ze swego tronu tym samym ustępując miejsca komuś innemu.
   Na ogromnym tarasie stała księżniczka, trzymała swe zmarznięte dłonie na wysadzanej złotem barierce, patrząc z melancholią na niespokojne fale. Jej zamek stał na ogromnym klifie, gdyby rzuciła czymkolwiek przed siebie, ten przedmiot rozbiłby się albo o ogromne oraz ostre głazy, lub wpadłby do wody, która podmywała ziemię. Jej prosta, miejscami koronkowa suknia powiewała delikatnie na wietrze, a ciemne włosy spięte były w warkocz. Z tęsknotą na bladej twarzy patrzyła na kłębiące się chmury tuż nad horyzontem, które zwiastowały zbliżający się sztorm. W oddali przemykające po nieboskłonie błyski, narastające odgłosy grzmotów i ogromny statek, który popychany wiatrem i wzrastającymi falami, mknął w stronę królewskiej przystani. Z natury była spokojną, rozważną oraz odpowiedzialną kobietą, która mimo młodego wieku, zachowywała się tak, jakby miała doświadczenie w rządzeniu.Wielu doradców pochwalało jej sposób bycia, lecz znaleźli się również tacy, którzy w takiej roli widzieliby kogoś innego niż akurat ją.
   — Ach, gdybym mogła podróżować. Zwiedzać nieznane, poznawać nieznajomych, rozumieć nowe kultury — szepnęła, zaciskając dłonie na barierce.
   — T.I rozchorujesz się! — wrzask za jej plecami przyprowadził ją na nowo do szarej rzeczywistości. Zerknęła na swą matkę przez ramię, by potem obrócić się do niej przodem i bez słowa podjeść do czterdziestoletniej kobiety, która niemalże od razu okryła ją puchatym kubrakiem. — Dobrze wiesz, że dziś jemy uroczystą kolację z Sir* Jiminem Parkiem oraz z Królem HoSeokiem II.
   — Czyżby ten statek w oddali należał do nich?
   — Och, tak! Weź kąpiel ciepłą i ubierz najlepszą suknię jaką masz w szafie. Prędko, nie ma czasu, będą tu lada chwila — Wysoka bruneta delikatnie pociągnęła swą córkę za rękę tym samym wprowadzając ją do ogromnej sypialni.
   Ciepła kąpiel w mleku kokosowym, dokładne umycie gęstych, czarnych włosów oraz wyszorowanie każdej możliwej części ciała. Księżniczka przyodziała długą, krwisto-czerwoną suknię, która uwydatniała jej dość spory biust. Po obydwóch stronach głowy od skroni ku potylicy miała małe, warkocze, które po splątaniu ze sobą delikatnie opadały wraz z resztą włosów co podkreślało jej delikatne rysy twarzy. Wpleciono w nie obowiązkowo białe kwiaty, które dziewczyna wręcz uwielbiała. Na stopy ubrano ładne, czerwone buciki z małym obcasem, by dodać jej nieco wzrostu - i wyglądając jak na prawdziwą, przyszłą królową przystało, zaprowadzono ją do ogromnej jadalni. Przy głównych drzwiach stał Król w towarzystwie dwóch postawnych strażników, którzy gotowi byli do ataku w razie zagrożenia. Natomiast osiemnastolatka stała spokojnie przy swoim krześle wraz ze swą matą, która nerwowo poprawiała kosmyki swych długich, ciemnych włosów za lewe ucho.
   — Witam HoSeoku — Niski głos króla Mina przyprawił gości o delikatne dreszcze. — Widzę, że przybyłeś ze swym najlepszym i najszlachetniejszym rycerzem, Sir JiMinem.
   — Witaj YoonGi, tak masz rację, przybyłem z JiMinem, ponieważ darzę go ogromnym zaufaniem i wiem, że przy nim nic mi nie grozi.
   — Muszę przyznać ci rację, królu — Pogodny głos rycerza rozbrzmiał echem po ogromnym holu. — Jest mi niezmiernie miło, że dane mi jest poznać tak powszechnie znanego i szanowanego króla — Ukłonił się z uśmiechem, oddając tym samym wyraz szacunku czterdziestoletniemu właścicielowi zamku.
   — Przyjemność po mojej stronie, naprawdę. Teraz jednak zapraszam was na kolację, którą przygotowali moi najlepsi kucharze, lecz najpierw — Urwał chwilowo, wskazując dłonią na dwie, śliczne kobiety stojące obok siebie. Jedna z dużymi i czarnymi jak noc oczami, która z powagą patrzyła na przybyłych gości, natomiast druga, znacznie wyższa, patrzyła na nich z ciepłym uśmiechem. — Poznajcie, to ma żona Min Victoria oraz ma jedyna córeczka, Min T.I — Uśmiechnął się szeroko z dumą w głosie, patrząc na dwie kobiety swego życia. Siedemnastolatka spojrzała wpierw na króla, który przyodziany w najlepsze ubrania prezentował się naprawdę dobrze, mimo pięćdziesięciu dwóch lat oraz na jego towarzysza. Koreańczyk o średnim wzroście, bujnych, brąz włosach oraz uroczej nieco pulchnej twarzy. W jego lewym uchu tkwił mały kolczyk, na sobie miał ciemne spodnie oraz wygodną, dobraną koszulę, która opinała jego mięśnie.
   — Och, słyszałem o waszej urodzie, ale Mój Aniele, wyglądacie niczym dzieła sztuki — odparł zachwycony mężczyzna, patrząc na nie z prawdziwym szokiem i uwielbieniem. — Mnie raczej znacie, lecz tegoż młodego paniczna zapewne nie.
   — Sir Park JiMin, rycerz królestwa Suiren — Ukłonił się, całując przy tym damy w dłonie tak, jak na rycerza przystało. Ten mały, nieco nieśmiały uśmiech na twarzy dwudziestoctrzylatka przyprawił T.I o miłe uczucia, lecz jej mimika twarzy wcale tego nie okazywała. Chłopak z trudem odrywał od niej swój ciekawy wzrok, chcąc podziwiać jej piękno znacznie dłużej, lecz głos władcy tego państwa, przywrócił go na ziemię. Tym oto sposobem ona poznała słynnego rycerza, a on słynną "Zimną Księżniczkę", która znana była w wielu zakątkach świata.
   Kolacja trwała w najlepsze, królewski grajek odgrywał spokojną melodię na harfie natomiast głębokie, pozłacane kielichy co jakiś czas uderzane były o siebie na znak toastu. Victoria co jakiś czas zajadała się soczystymi winogronami od czasu do czasu karmiąc nimi również męża. YoonGi rozmawiał żywo ze swym gościem na temat licznych walk na morzu oraz lądzie, który powoli zaczynał otaczać również Suiren. Natomiast T.I spokojnie popijała sok z owoców leśnych, słuchając w skupieniu rozmowy starszych, którzy prawdopodobnie zapomnieli o dwójce młodych, nudzących się kompanach.
   — Córeczko, oprowadź proszę Sir JiMina po ogrodzie, hm? — Brunetka spojrzała wymownie na dziewczynę, widząc, że rycerz był bardziej zainteresowany księżniczką niżeli rozmową odnośnie walk.
   — Dobrze, w razie problemów będziemy na zewnątrz nieopodal zamku — Ukłoniła się jednocześnie zerkając na brązowowłosego. Królowie nawet nie zauważyli, że młodsi opuścili jadalnię byli zbyt pochłonięci piciem czarnego wina i debatą odnośnie zbierającej się zgrai Smoków.
   Obydwoje wyszli na ścieżkę, która wyłożona była płaskimi kamieniami wtapiającymi się idealnie w ziemię. Ruszyli w ciszy przed siebie obserwując ogromne krzewy z kwiatami, które były przycięte na tyle aby było widać również inne kwiaty posadzone wokół nich. Na ciemnym już nieboskłonie pojawiła się spora pełnia w towarzystwie kilku chmur zwiastujących zmianę pogody. Mimo że Park naprawdę się starał to nie potrafił iść obojętnie obok tak delikatnej, smutnej dziewczyny, której ciemne oczka połyskiwały od blasku księżyca. Zerknął na nią ukradkiem, widząc, że delikatnie drżała z zimna, dlatego nie pytając o zgodę, zarzucił na jej ramiona swój płaszcz.
   — Och dziękuję, ale pan zmarznie — Jej spokojny, melodyjny głos idealnie wpasowywał się w ten magiczny, osobliwy klimat. Dlatego też starszy mimowolnie uśmiechnął się szeroko, poprawiając podwinięty kołnierz przy karku dziewczyny.
   — Jestem JiMin, nie musisz zwracać się do mnie w taki sposób. A co do twoich trosk, nie martw się, gdyby było mi zimno nie oddawałabym ci płaszczu.
   — Jesteś dobrze wychowanym rycerzem, dobrze wiem, że i tak byś to zrobił zważywszy na to, że noszę tytuł księżniczki — Spojrzała na niego, a jej wzrok wręcz go mroził. Był przepełniony rozpaczą, tęsknotą i wieloma innymi równie przykrymi odczuciami. Ujął niespodziewanie jej prawą dłoń i delikatnie ją ucałował, szepcząc.
   — Usiądźmy na ławce i spokojnie porozmawiajmy. Pragnę cię bliżej poznać.
   — Bezpośredni — Skomentowała i bez zbędnych słów wyminęła go, kierując się tym samym w stronę drewnianej ławki, z której był widok na piękną pełnię tuż nad połyskującą od niej taflą wody. Chłopak od razu ruszył za nią nieco onieśmielony, ponieważ dziewczyna roztaczała wokół siebie aurę tajemniczości, smutku i troski zarazem.

Ponownie między nimi zapadła cisza, którą przerywał tylko spokojny szum fal. Szatyn spoglądał na widok przed sobą, lecz co jakiś czas również na brunetkę, która bawiła się guzikiem od jego płaszczu. Odnosił wrażenie, że siedział obok anioła, który za karę został zrzucony na ziemię bez swych skrzydeł, mając tym samym nauczyć się jak funkcjonuje człowiek. T.I właśnie takiego anioła mu przypominała, dlatego obrócił się nieco przodem do niej tym samym przyciągając jej uwagę. Ich wzrok się skrzyżował, a on na nowo odczuł, że tonął.
   — Opowiedz mi coś o sobie, hm? Coś, czego nie wie nikt — Zaczął, chcąc jakoś odwrócić uwagę towarzyszki od swojej czerwonej z zażenowania twarzy.
   — Skąd mogę mieć pewność, że mogę powierzyć ci swe tajemnice? Wszędzie są ludzie, którzy chcą mnie zabić, poniżyć, zniszczyć.
   — Obydwoje doskonale wiemy, że ja taki nie jestem. Możesz mi w pełni zaufać, a przynajmniej na tyle, na ile pozwala ci twe serce i rozum —  Uśmiechnął się czule do niej, chcąc tym samym wywołać podobny wyraz twarzy u niej, lecz twarz osiemnastolatki pozostała nadal niewzruszona niczym kamień.
   Rozmawiali naprawdę długo i spokojnie, dzielili niemalże identyczne pasje, posiadali nawet podobne poglądy na różne tematy. Byli niczym dwie połówki jabłka, pasowali do siebie w każdym calu.
   — T.I! JiMin! Już północ pora wracać! — Usłyszeli królową, która z lampionem w ręku szukała ich wzrokiem.
   — Idziemy! — Głos dziewczyny był melancholijny, wręcz ponury co mocno dziwiło Parka. Przecież starał się poprawić jej humor, dać powód do małego uśmiechu. — Dziękuję za miłą rozmowę, przyznaję, że brakuje mi kompana do nocnych rozmyślań na różne tematy. Nie mam nikogo bliskiego z kim mogłabym spędzać podobne chwile.
   — Obiecuję, że następnym razem również spędzimy podobnie czas — Odparł, całując jej zmarzniętą dłoń tuż przed schodami prowadzącymi na górne piętro zamku. Osiemnastolatka oddała rycerzowi płaszcz i uniosła nieco suknię, by móc w spokoju wyjść po nieco stromych schodach.
   — JiMinie?
   — Tak?
   — Wiem, że tego nie widać, ale naprawdę poprawiłeś mi humor i dałeś mi dużo nadziei — Zaczęła, patrząc w jego zaskoczone, duże oczy. — Doceniam twoje starania, by sprawić na mej twarzy uśmiech, ale wiedz, że to jest niemożliwe. Nikomu się to nigdy nie udało i nie uda, ale doceniam to co robiłeś podczas rozmowy — Dodała na koniec, by zaraz udać się do swej sypialni jednocześnie zostawiając zszokowanego Parka na środku holu.
   Rycerz naprawdę nie rozumiał skąd w księżniczce było tyle smutku i rozpaczy skoro miała wszystko o czym marzyła, a król Min bardzo ją rozpieszczał Chłopak jeszcze przez chwilę stał przy schodach z dumą patrząc na ich samą górę, by zaraz nieco smętnym krokiem skierować się do sypialni dla gości.

   Tak jak każdego dnia o równiutkiej ósmej rano rodzina Minów jadła pożywne śniadanie na tarasie, który przynależał do ogromnej jadalni. Tamtego dnia była przepiękna, słoneczna pogoda, więc nie tracąc takiej okazji, postanowili zjeść na świeżym powietrzu. T.I siedziała spokojnie w różowej sukni do połowy łydek, jedząc spokojnie chleb z miodem i popijając to schłodzonym mlekiem. Jej ciemne włosy powiewały nieco na rześkim wietrze, co sprawiało iż dziewczyna wyglądała niczym anioł. Przynajmniej tak uważał Park, który w kompletnym oszołomieniu zerkał na nią, nie mogąc oderwać swego rozanielonego spojrzenia od jej bladej twarzy i dużych, czarnych oczu.
   — Za dwadzieścia minut wyruszamy ponownie do domu, JiMinie. Przygotowałeś nasze walizki, prawda?
   — Tak, HoSeoku — Przytaknął z uśmiechem, dolewając swojemu królowi wina. Były na "T" z HoSeokiem, gdyż znali się naprawdę długo i byli dla siebie niczym najlepsi przyjaciele. Mimo różnicy statusu społecznego. — Nasz statek już czeka od dwudziestu minut przygotowany na kilkugodzinną podróż — Dodał, zerkając w prawą stronę tym samym kierując swe spojrzenie na ogromny, drewniany statek w królewskim porcie.
   — Ile godzin trwa wasza podróż? — zapytała zaciekawiona osiemnastolatka, patrząc ze skupieniem w oczy nieco zawstydzonego i onieśmielonego Parka.
   — Jeśli jest korzystny wiatr to około dwunastu godzin, lecz jeśli nie układa się nam po myśli to czasem i dwa dni — Zaczął szatyn, dodając szybko. — Potrzeba wielu ludzi i sprzętu, by ręcznie poruszyć takiego olbrzyma.
   — Ach tak, zgadzam się — Kiwnął głową HoSeok  upijając zaraz spory łyk wina. YoonGi spojrzał na swą żonę, a następnie na córkę, która z wyraźnym zainteresowaniem patrzyła na delikatnie kołyszący się statek. Doskonale wiedział, że jego jedyna córeczka pragnęła wyrwać się Suiren i poznać resztę krain, lecz doskonale wiedział, że zbliżało się do nich ogromne niebezpieczeństwo. Życie jego jedynego dziecka było zagrożone albowiem dostał powiadomienie, że szykowano zamach stanu na jedyną, prawowitą następczynię tronu. Wtem ich spokojnie śniadanie przerwały nagłe odwiedziny jednego z podwładnych króla HoSeoka.
   — Przepraszam za nagłe przybycie, ale dostaliśmy wiadomość iż zbiera się na ogromny sztorm. Taka pogoda jest dla nas za bardzo niebezpieczna, myślę, że najlepszym wyjściem będzie zaczekanie aż pogoda się unormuje. Co sądzisz, królu? — Mężczyzna spojrzał na JiMina, a potem na jednego człowieka z załogi, mówiąc.
   — Dobrze, czy mamy taką możliwość YoonGi? Czy możemy u ciebie jeszcze dzień przenocować?
   — Oczywiście przyjacielu, miejsca mamy pod dostatkiem — Wraz z wypowiedzeniem tych słów, na twarzy Parka pojawił się ogromny uśmiech świadczący o jego niemałym zadowoleniu.
   Tuż po śniadaniu starsi wybrali się na spacer po ogrodzie i dalsze rozmowy odnośnie zbierających się ludziach przeciwko młodej T.I. Natomiast wspomniana dziewczyna i rycerz, wybrali się na przejażdżkę konną wzdłuż klifu. Rozmawiali spokojnie na różne tematy, wymieniali się małymi ciekawostkami odnośnie siebie samych, a w przypływie odwagi obdarzali się dłuższymi spojrzeniami.
   — Nie bez powodu mnie tak nazywają — Skomentowała osiemnastolatka, głaszcząc swego konia po grzywie. — Myślę, że przede wszystkim taką opinię wyrobiła mi miejscowa starszyzna, która chce się mnie pozbyć za pomocą młodych, głupich ludzi. Myślą, że dzięki temu w naszym kraju nastanie pokój.
   — Czyli wiesz o — Urwał, ponieważ dziewczyna niespodziewanie ujęła jego dłoń, mówiąc chłodno.
   — Wiem. Moi rodzice myślą, że żyję w spokoju od tych wszystkich rzeczy, lecz są w błędzie. Co jakiś czas nocami wybieram się pod osłoną nocy na miasto, przechadzając się między wypełnionymi po brzegi barami idzie dowiedzieć się wielu rzeczy, JiMinie.
   — Jestem tu, by cię chronić T.I. Nikt nie zrobi ci krzywdy — Ucałował czule jej zimną dłoń jednocześnie patrząc w jej ciemne oczy.
   — Nie martw się, naprawdę. Jestem gotowa na wszystko i pogodzona ze swym losem, urodziłam się pod złą gwiazdą, a przynajmniej tak mówią miejscowi. Mój los jest z góry zaplanowany.
   — Nie. Nie zginiesz, nie, gdy jesteś u mego boku.
   — Moja kraina się mnie boi, ludzie myślą, że jestem potworem. Według nich ściągam powodzie, susze, najazdy — Zaczęła wyliczać, cały czas trzymając towarzysza za dłoń. — Nie winię ich, gdybym była na ich miejscu, zapewne myślałabym tak samo. — Rycerza oszałamiało to, jak bardzo inteligentna była księżniczka, że myślała o swym ludzie nawet jeśli ten spiskował przeciwko niej.
   — Spotka ich kara za to, co robią.
   — Spotka, czy nie — Wzruszyła ramionami, patrząc na nie spokojną wodę, nad którą kłębiło się masę burzowych chmur. — Patrz — Kiwnęła głową na wodę. — Raz, dwa, trzy i teraz — Po tym zdaniu ogromny błysk rozświetlił zachmurzone niebo sprawiając, że na przedramionach Parka pojawiła się gęsia skórka.
   — Och, skąd wiedziałaś?
   — Nocami obserwowałam niebo podczas tego zjawiska, nauczyłam się paru ciekawych i przydatnych rzeczy — Kiwnęła głową jakby samą siebie utwierdzając w tym słowach. — Wracajmy, woda niebezpiecznie podmywa podłoże, sądzę że lada moment nadejdzie ulewa — I nie czekając na reakcję JiMina, ruszyła ponownie do zamku.
   T.I była zupełnie inna pod każdym względem, a jej przerażająco duża wiedza odnośnie zjawisk pogodowych utwierdzała starszego w tym, że dziewczyna wiedziała znacznie więcej niż mogłoby się wydawać.
*Tak wiem, że do angielski odpowiednik nazwy szanowanego rycerza, aczkolwiek nie chciałam pisać jego polskiej wersji, na którą się natknęłam, ponieważ nie pasowałaby do scenariusza
I tym oto sposobem dobrnęliśmy do końca pierwszej części tego scenariusza. Pierwotnie miała być to jedna, długa praca, ale stwierdziłam, że niepotrzebnie będę Was tym zanudzać. Dlatego też macie to rozdzielone. W najbliższej części postaram się Was nie przynudzić scenariuszem za bardzo.
Chętnie zapraszam Was na Wattpada, gdzie nazywam się CiasteczkoTae, będzie mi miło jak będziecie śledzić moje prace również tam. Jednak to już Wasza decyzja. Ja tymczasem uciekam, ponieważ mam jeszcze kilka prac do zrobienia.

wtorek, 10 września 2019

Scenariusz #119 Baekhyun Eat With Me

7 komentarzy:
Witam
Przybywam do Was ze scenariuszem z kimś innym niż członek BTS! Obstawiam, że wiele z Was się ucieszy i odetchnie z ulgą, że to wreszcie nie kolejny z nich.
  Co mnie skłoniło do tego scenariusza?
Komentarz jednego z moich Słoneczek. Ów osóbka chciała drugą cześć scenariusza, a mianowicie tego: Kolacja z potworem
Czasu trochę minęło od tamtej pracy, nie chciałam robić z tego drugiej części, a raczej nowy scenariusz, lecz oparty na tamtym. Jeśli wiecie co mam na myśli. Wiadomo nie dam rady się już wczuć tak w klimat, ponieważ minęło bodajże dwa lata, więc szmat czasu. Przynajmniej według mnie.
  Dedykacja: Anonimek, który chciał kontynuację.
Ostrzeżenia: Możliwe wulgaryzmy, przemoc, agresja. 
  Nie przedłużając...
Zapraszam
~ ~ ~
 

丨Eat With Me 丨Byun Baekhyun 丨Psychopatyczny丨


  Duże i ciepłe dłonie Byuna wsunęły się delikatnie pod luźną koszulkę jego Króliczka. Mozolnie sunęły po jej ciepłym ciele, zmierzając ku górze, prosto do zapięcia od jej stanika.
— Baekhyunie — powiedziała spokojnie lecz z nutą chłodu w głosie, odsuwając się od niego. — Jesteśmy w sklepie. 
— Och, a ja taką mam ochotę na swojego Króliczka — mruknął prosto do jej ucha przygryzając jego płatek. Byli ze sobą już cztery lata, mimo że dziewczyna wiele razu próbowała uciec, uratować się od tego chorego chłopaka nic nie pomagało. On był naprawdę niczym jej cień, nie dało się go uniknąć, nawet w pochmurny dzień za nią podążał.
—Wiem i czuję, ale naprawdę nie powinieneś robić tutaj takich rzeczy — odsunęła się nieco od niego od razu widząc, że ciało chłopaka mocno się napięło, ponieważ nienawidził, gdy mu się przeciwstawiała. Wiele go kosztowało, by odpowiednio wytresować swojego Króliczka, dlatego tym bardziej nienawidził, gdy mówiła "nie".
— Jeśli twój oppa mówi, że chce cię wziąć tu i teraz to znaczy, że masz posłusznie się na to zgodzić, tak? — warknął, kładąc dłoń na jej odsłonięte ramię.
—Tak oppa, wiem, ale chcę byśmy się dłużej pobawili, ale w domu, dobrze? — powiedziała łagodnie z uśmiechem, lecz w duchu aż zwracając na myśl, że będzie musiała się z nim kochać.
— I to rozumiem. — uśmiechnął się zadziornie, ściskając mocno jej pośladek.
   Szybkie oddechy, gorące ciało i pomruki zadowolenia, wydobywające się z miękkich ust Byuna, przyprawiały Polkę o dreszcze, lecz nie o te przyjemne. Jej oczy skierowały się na twarz chłopaka, który wciąż trzymał w sypialni klatkę dla dziewczyny. Nie raz bywało, że musiała tam siedzieć godzinami, gdy była niegrzeczna w stosunku do Byuna. Każde jej zachowanie dalekie od tego upragnionego u Baekhyuna kończyło się kłótnią, stłuczonymi rzeczami i jej pobytem w klatce. Wiedziała doskonale na co mogła sobie pozwolić, co mogła zrobić i jak się odezwać, by nie zezłościć go zbyt mocno. T.I nie była posłuszna i nawet jej "wychowanie" było dla Koreańczyka niesamowicie trudne i czasochłonne, nie szczędziła słów, używała przemocy pod każdym jej względem nie dbając o to, jakie może być zakończenie. I właśnie ten bunt go w pewnym sensie intrygował można powiedzieć, że nawet w pewnym sensie podsycał jego pożądanie względem tej ślicznotki z Europy.
   — Oppa chce całusa — wymruczał w pewnym momencie, a jego źrenice nieco się rozszerzyły przez co wyglądał jakby coś brał. Dziewczyna niechętnie przysunęła się do niego i delikatnie musnęła jego usta, czując metaliczny posmak, który spowodowany był zaschniętą krwią na jego ustach. Baekhyun miał nawyk bardzo mocnego zagryzania dolnej wargi w momencie, gdy był zły lub przez jego umysł przelatywały obrazy, gdzie T.I go mogła zdradzać z jakimś pierwszym lepszym fagasem. Uśmiechnął się pod nosem delikatnie i wtulił ją w swoje nagie, umięśnione ciało jednocześnie zamykając ją w silnym, i władczym uścisku. Miał nadzieję, a nawet żył w takim złudzeniu, że był dla Polki kimś ważnym. Kochankiem, chłopakiem, bohaterem, męskim ideałem. Jednak w jej oczach był psychopatą, zakłamanym bogaczem, zachłannym egoistą, facetem z brakiem poczucia empatii. Te dwa kontrastujące obrazy nie mogły być widziane przez obydwie te osoby, ponieważ brunetka nigdy w życiu nie widziała go w taki sposób, jak on sam widział siebie. I na odwrót. Obydwoje żyli w zakłamaniu w bańce, której objętość była coraz większa, a to zwiastowało jedno. Jej pęknięcie. Jednak pozostawało jedno bardzo ważne pytanie. Czyja bańka pęknie szybciej?
   — Dzisiaj zabiorę cię na przejażdżkę, zjemy coś pysznego i oglądniemy film, hm?
   — Jak  sobie tam chcesz — mruknęła, odwracając się przy tym tyłem do bruneta. Jego twarz wyrażała szczęście pomieszane z obłędem i chęcią władzy,
   — Chcę i to bardzo mocno — Uniósł delikatnie kąciki ust i wtulił się w drobne ciało swojego Króliczka, obejmując ją czule. — Spędzimy razem miły czas — dodał na koniec i ucałował jej kark, na którym miała kilka świeżych malinek. Czasami, bardzo rzadko Byun przejawiał ludzkie uczucia i emocje, wtedy nabierała złudnej nadziei, że się ogarnie i pozwoli jej żyć z dala od niego. Jednak ponura rzeczywistość wracała zdecydowanie zbyt szybko pod różnymi postaciami.

 
   Dwudziestosiedmiolatek uwielbiał robić kolację w każdym miejscu, to była czynność, przy której się odprężał i racjonalnie myślał. Mężczyzna kochał swoją Polkę szczerze i całym sercem jednak jego umysł się zespół w momencie, gdy nie mógł mieć T.I na samym początku. Jego zachowanie i umysł można było porównać do ognia, który zapłonął z powodu małej iskierki jednak płomienie z czasem nabrały na sile i temperaturze, pożerając las. Jego miła i delikatna natura przerodziła się w coś znacznie gorszego i przerażającego, w coś co nie było bezpiecznie nie tylko dla tej dwójki, lecz także dla społeczeństwa.
   Czerwony motocykl zatrzymał się na podjeździe bardzo dużego, pokaźnego domu. Brunet zdjął kask i nonszalancko oparł się o pojazd, czekając na swojego Króliczka. Dziewczyna jak na złość się nie pojawiała, a Byun nie należał do cierpliwych osób, dlatego już był gotów ruszyć do domu, jednak widok jego Skarba kompletnie go onieśmielił. Brunetka szła do niego z powagą na twarzy, jej włosy sięgały jej ramion, a ubiór składał się z luźnej koszulki i ciemnych rurek. T.I wyglądała dla niego olśniewająco nawet w momencie, gdy cała czerwona i mokra po ćwiczeniach, oglądała swoje ciało w lustrze. Dla niego uosobieniem piękna była Polka, a nie jakaś wytapetowana blondynka z magazynu lub aktorka grająca w filmach bez fabuły.
   — Taka piękna i calutka moja — zaczął z uśmiechem i objął ją w pasie, ciągnąc do siebie, by ucałować jej usta. Jednak dwudziestoczerolatka miała zupełnie inne plany, dlatego odsunęła się szybko i zabrała kask, którego uprzednio na siedzeniu położył bogaty mężczyzna.
   — Jedźmy jak już tak bardzo chcesz, Byun — spojrzała na niego pogardliwie kompletnie przy tym ignorując iskierki w jego oczach, które zwiastowały jego nagłą złość.
   — Cholernie nienawidzę, gdy mnie odpychasz. Skoro oppa chce buziaka to ma go dostać, rozumiesz?
   — Mhm
   — Kurwa mać T.I! - uderzył pięścią w siedzenie, sprawiając, że na ciele dziewczyny pojawiły się momentalnie dreszcze. Koreańczyka można było posądzić o wiele złych rzeczy, ale na pewne nie o używanie siły na swojej ukochanej. Każdy swój niepohamowany gniew rozładowywał na ścianie, meblach lub na swoich kelnerach, ale nigdy w życiu na swoim Króliczku.
   — Przestań niszczyć nasz wspólny wieczór, dlatego wsiadaj na ten cholerny motocykl — po tych słowach poprawiła zapięcie od kasku i spokojnie się poprawiła na pojeździe. Koreańczyk nie zwlekając już dłużej usiadł na swoim miejscu, kładąc jej dłonie na swoim umięśnionym brzuchu przez co dziewczyna mogła spokojnie wyczuć to, jak bardzo był wściekły. Westchnęła tylko cicho pod nosem i wtuliła się w jego plecy jednocześnie przymykając oczy, w których niespodziewanie zaczęły zbierać się łzy. Z każdym dniem spędzonym u boku Koreańczyka zaczęła tracić nadzieję na ratunek, na życie w normalnym domu oraz na spokój, który brutalnie został jej odebrany cztery lata temu. Ich jazda nie trwała zbyt długi, bo już po dziesięciu minutach byli na miejscu. Pojazd zatrzymał się na wysokim wzgórzu, z którego mieli idealny widok na panoramę powoli kładącego się do snu, miasta. Polka zdjęła kask i zawiesiła go na kierownicy, poprawiła swoje nieco poplątane włosy i bez słowa podeszła nieco bliżej przygotowanego miejsca, gdzie mieli zjeść z Byunem kolację.
   — Pięknie tu, prawda Króliczku? — Jego ochrypły głos cholernie kontrastował z ciszą, która powoli odprężała ciało dziewczyny.
   — Tak. Wydaje mi się, że to jest jedno z najpiękniejszych miejsc, które widziałam dotychczas — Przytaknęła niezauważalnie i zasiadła powoli na sporym kocu, na którym były już przygotowane przez mężczyznę dania, a których podaniem oczywiście zajęli się jego ludzie.
   — Może w takim podobnym miejscu spędzimy naszą noc poślubną? Chciałabyś?
   — Na to mamy jeszcze sporo czasu, Baekhyun.
   — Wiesz, że uwielbiam planować naszą wspólną przyszłość Króliczku, dlaczego nie możesz i ty zacząć tego robić, hm? — Usiadł za nią i przyciągnął ją do swojego torsu, kładąc podbródek na czubku jej głowy. Swoje duże i ciepłe dłonie wsunął pod jej koszulkę, zataczając małe kółka na jej rozgrzanym ciele.
    — Bo nie lubię planować niczego. Zawsze plany lubią się zmienić i — Urwała, ponieważ chłopak niespodziewanie ugryzł płatek jej ucha, mrucząc.
   — Ale nie nasze T.I. Nie nasze.
   O dziwo ta kolacja jak żadna inna minęła jej w spokojniej atmosferze, brunet zachowywał się zupełnie normalnie, a dotychczas szalone iskierki w jego oczach gdzieś zniknęły jednocześnie ustępując miejsca prawdziwemu szczęściu. Koreańczyk dolał do jej kieliszka wina i z uśmiechem patrzył w jej oczy w tym samym czasie zakręcając butelkę pełną jej ulubionego trunku. Wiele rzeczy ich różniło, naprawdę, lecz mimo tego wszystkiego jedno ich minimalnie upodabniało. Obydwoje kochali czerwone, słodkie wina. On porównywał je do smaku ust swojego Króliczka oraz do miłości jaką ją darzył. Ona natomiast porównywało smak do utraconego i utęsknionego szczęścia oraz bezpieczeństwa, które bezpowrotnie straciła.
   — Myślę, że to odpowiednie miejsce i czas, by utwierdzić cię w przekonaniu, że moja miłość mimo że szalona, jest najprawdziwsza na świecie — Zaczął nagle dwudziestoośmiolatek i wyjął z kieszeni kurtki małe, czarne pudełeczko. — Chcę byś była moją panią Byun. Chcę byś w ogóle była moją panią, chcę być twoim sługą, spełniać każdą twoją zachciankę oraz każde twoje marzenie. Chcę być twoim workiem treningowym, gdy będziesz na mnie zła, chcę być twoją poduszką w momencie, gdy będziesz płakać. Chcę być mężczyzną twojego życia, sprawiać, że będziesz czuła się jak prawdziwa królowa. Dam ci każde szczęście, każdy promień słońca, każdą materialną rzecz na tym świecie, każdą cudowną chwilę u swego boku. Pragnę z całego serca być przy tobie niezależnie od konsekwencji jakie może to za sobą nieść, dlatego zostaniesz moją panią Byun, T.I? — Ten uśmiech z początku był nawet rozczulający, lecz z każdą sekundą zaczął przypominać ten filmowego Joker'a. Miała dwie opcje do wyboru, zgodzić się i trwać w koszmarze już do końca życia, lub odmówić i liczyć się z tragicznymi skutkami. Jego oczy z każdą minutą ciszy robiły się węższe, a dłoń coraz mocniej zaciskała się na małym pudełeczku świadcząc o narastającym gniewie.
   — Podejmij decyzję T.I, albo życie w piele, albo ratunek niezależnie pod jaką postacią — szepnęła pod nosem. Zacisnęła mocno dłonie w pięści i ze stoickim spokojem powiedziała głośne oraz szczere. — Nie, Baekhyunie. — Pierścionek, który pierwotnie miał spocząć na jej palcu wylądował na kocu połyskując od rozpalonego wcześniej ogniska.
   — Słucham?! Żarty sobie kurwa ze mnie robisz, co?! Nie masz prawa mi odmówić, jasne? Jesteś moja, MOJA!
   — W żadnym miejscu, w żadnej chwili, w żadnym wcieleniu nie będę twoja Byun — Po tych słowach wstała na równe nogi tym samym strącając kieliszek wina, który zalał biały koc.
    — Nie możesz mi się przeciwstawić! Nie tak cię wytresowałem! Wylądujesz w klatce, czaisz?! Do ślubu będę cię tam kurwa trzymał ty mała — Urwał, ponieważ Polka w chwili przypływu odwagi spoliczkowała go tak mocno, że na jego policzku pojawił się czerwony ślad jej dłoni. Mężczyzna złapał się odruchowo za bolące miejsce i z czystym obłędem w oczach spojrzał na nią. Stracił kontrolę nad umysłem i ciałem. — Pożałujesz, obiecuję! — Rzucił się na nią wściekły do granic możliwości, lecz dziewczyna nie bez powodu cztery lata trenowała, by teraz mu się tak łatwo poddać. W ostatniej chwili zrobiła unik przez co brunet upadł dość mocno na mokrą od rosy ziemię. Dwudziestoczterolatka zasiadła szybko za kierownicą motocyklu i odpaliła go najszybciej jak umiała ciągle obserwując poczynania rozwścieczonego mężczyzny.
   — Żegnaj Byun — Po tych słowach ruszyła niemal z piskiem opon, oblepiając byłego już chłopaka sporą ilością błota.
   — To nie koniec Króliczku — Warknął do siebie, ścierając lepką maź z czerwonej od złości twarzy.
   Zatrzymała się gwałtownie na podjeździe do swojego starego domu, w którym nie była odkąd przymusowo związała się z Koreańczykiem. Nie gasząc pojazdu weszła od tyłu do budynku i biegiem skierowała się na drugie piętro, gdzie miała resztę ubrań. W momencie, gdy przekroczyła próg starej sypialni zobaczyła liczne napisy, które utwierdzały ją w tym, że żyła pod jednym dachem z obsesyjnie zakochanym w niej facetem. Każda z jej ścian była popisana tekstami typu "Jesteś moja" czy " Nigdy mi nie uciekniesz". Wiedziała, że z nim nie było żartów, dlatego szybko dopadła do szafy i nie patrząc na nic, pakowała bluzki i spodnie do torby. Jedynym sposobem na nowe, lepsze życie było opuszczenie kraju, w którym mieszkała już naprawdę sporo lat.
Światła - właśnie to zobaczyła w momencie, gdy gotowa do wyjazdu stanęła na korytarzu. Pod jej dom podjechało dobrze znane jej auto, usłyszała tylko huk mocno zamykanych drzwi oraz męską sylwetkę, która szybkim krokiem skierowała się do otwartych na dole drzwi. Poprawiła nerwowo szelkę od torby i najciszej jak potrafiła wyszła na schody, które prowadziły na strych. Chyba nigdy w życiu nie cieszyła się tak widokiem ścian, które pokryte kurzem i pajęczynami prezentowały się wtedy nadzwyczaj dobrze. To pomieszczenie było jej jedynym światełkiem nadziei, które gasło z każdym ciężkim krokiem stawianym przez nieproszonego gościa. Na czworaka przemieszczała się po podłodze starając się nie zahaczyć o żaden wystający gwóźdź, ponieważ to mogłoby zdradzić jej lokalizację. Odnosiła wrażenie, że każdy jej oddech odbijał się echem po całym domu, a brunet już podążał za nią ze swoim przerażającym uśmiechem.
   — Taś, taś, mój Króliczku! — zaświergotał Koreańczyk przystając na korytarzu. — Wilk zawsze znajdzie nieuważnego króliczka i dobrze o tym wiesz mała — dodał wyraźnie rozbawiony, by na koniec ucichnąć. Serce dziewczyny biło z niewyobrażalną prędkością, a szybko płynąca krew sprawiała, że zaczęła mieć zawroty głowy. Przysiadła spanikowana pod stołem, który zakryty był białą pościelą. Położyła zimną i bladą dłoń w miejscu, gdzie miała serce chcąc się tym czynem jakoś uspokoić, lecz moment, w którym usłyszała specyficzne skrzypienie drzwi sprawił, że niemal pisnęła ze strachu. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Byun dotarł na strych i że lada moment zacznie po nim chodzić, dlatego nasłuchiwała najlepiej jak tylko mogła. Każdy szmer, czy podmuch wiatru przyprawiał ją o gęsią skórkę, a cienie wytworzone przez konary drzew przypominały jej sylwetkę mężczyzny, przed którym uciekała. W pewnej chwili nastała kompletna cisza nawet wiatr, który dotychczas przedzierał się przez szczeliny w oknach ucichł sprawiając, że zmysł słuchu u Polki wyostrzył się jeszcze bardziej. I dopiero w momencie, gdy poczuła gorące dłonie sunące po jej brzuchu zdała sobie sprawę, że jedną nogą wpadła w sidła wilka. Krzyknęła przerażona i odepchnęła bruneta najmocniej jak potrafiła, lecz na nic wiele jej się to zdało, ponieważ ten bez problemu podniósł stół i dosłowne rzucił nim na drugi koniec niewielkiego strychu.
   — Mam cię mój niegrzeczny Króliczku — zaśmiał się wyraźnie rozbawiony i chwycił ją władczo za nadgarstek sprawiając jej dość spory ból. Przyciągnął ją do swojego torsu patrząc prosto w jej wystraszone oczy oraz nieco rozchylone usta, które zaraz brutalnie ucałował przyprawiając dziewczynę o liczne mdłości.
   — Puść mnie psycholu! — Szarpnęła się kilka razy mocno sprawiając sobie tylko i wyłącznie ból.
   — Och maleńka — Pokręcił głową mając na twarzy szeroki, psychopatyczny uśmiech. — Ile razy oppa ci mówił, że nie masz przed nim ucieczki, hm?
   — Wystarczająco mało bym nie podjęła chociażby je próby — Warknęła bardziej bezsilna niż wścieka, by zaraz dodać. — Nic ci moja przymusowa miłość nie da. Dopóki żyję będę od ciebie uciekać.
   — Możesz próbować Króliczku, ale czy ci się uda? — Ułożył dłoń na jej policzku, gładząc go lekko jednocześnie nie odrywając wzroku od jej ust, które kochał całować. — Wracamy do domu, moja przyszła pani Byun.
   — Po moim trupie — szepnęła pod nosem i niemal od razu uderzyła go w głowę nogą od krzesła, która leżała niemal pod jej ręką. Ciemnooki nie spodziewając się tego czynu upadł na podłogę sycząc głośno, natomiast dziewczyna biegiem skierowała się do drzwi, po których przejściu od razu zamknęła. Biegiem skierowała się na sam dół stając przed zamkniętymi drzwiami, które ni cholery nie chciały jej ustąpić. Szarpała za klamkę najmocniej jak mogła, lecz gdy ta nawet nie zamierzała się ruszyć, postanowiła dać sobie spokój i szybkim krokiem skierować się na nowo na tyły domu. Jednak nie spodziewała się tego, że w progu drzwi zastanie najlepszego przyjaciela Byuna.
   — Ups — Wzruszył ramionami Chanyeol, który nie zamierzał dać jej uciec. Zbyt mocno zależało mu na hyungu, by go zawieść. Gdy Polka cofnęła się kilka korków od razu wpadła na coś twardego, co okazało się być torsem wyższego od niej dwudziestoośmiolatka. Spojrzała na niego dużymi oczami widząc stróżkę bordowej krwi, która zalewała jego oko przez co nic przez nie nie widział.
   — To zajebiście mocno bolało, wiesz? — Warknął, łapiąc ją brutalnie za nadgarstek.
   — Bo miało! — I zapewne, gdyby jej nie kochał szczerze i tak mocno to dziewczyna dostałaby niemal od razu, lecz się powstrzymał tylko i wyłącznie pstrykając ją mocno w nos, co tylko dodawało absurdu tej sytuacji.
   — Zawsze kochałem w tobie ten cały bunt — Ucałował jej czoło mocno i ułożył swoje spore dłonie na jej ramionach, dodając. — Lecz nie rozumiem czemu się buntujesz wiedząc, że i tak nie wygrasz, co?
   — Bo mogę, bo chcę i mam takie prawo!
   — Nie krzycz, bo nie jestem głuchy, jasne? — Przewrócił oczami i obrócił ją gwałtownie tyłem do siebie przez co z jej dłoni wypadła torba z ubraniami. Zamierzał ją wyprowadzić z domu, lecz po raz kolejny nie spodziewał się jednego. T.I kopnęła z całej siły Chanyeola w krocze przez co upadł na kolana czując potężny ból w najczulszym miejscu. Wykorzystując to przeskoczyła nad nim i co sił w nogach zaczęła po prostu biec przed siebie. Nie oglądała się do tyłu, bo doskonale wiedziała, że tuż za nią podążał Byun.
   Jej oddech był szybki i nierówny, a w oddali zarys lasu sprawiał, że miała ochotę dać sobie mentalnego liścia. W końcu w tamtym miejscu wszystko się zaczęło, to tam pozwoliła obsesji Byuna wyjść na zewnątrz. To tam po raz pierwszy pozwoliła mu się dotknąć.
Ostry wiatr smagał jej bladą twarz, a Księżyc w pełni tylko dodawał bardziej upiornego widoku całemu temu miejscu. W końcu czując narastające zmęczenie i powoli nasilającą się kolkę postanowiła się zaszyć w najbardziej zaciemnionym miejscu. Niemal po omacku ruszyła w głąb potężnego lasu chcąc chociaż na chwilkę odetchnąć. Usiadła pod sporym dębem i nieco się zza niego wychylała, by dojrzeć sylwetkę mężczyzny, a przynajmniej starała się go jakoś zauważyć. Miała wrażenie, że nawet ten teren był przeciwko niej, że z góry jej los był już przesądzony, a próba podjęcia ucieczki, była po prostu bezsensowna. Trzask gałęzi sprawił, że usiadła wyprostowana niczym struna, z całej siły starała się wychwycić jakiś obraz, lecz bezskutecznie, ponieważ światło Księżyca nie zdołało się przebić przez tak dużą ilość liści.
   — Ja naprawdę mam inne palny T.I. Nie mam ochoty łazić po lesie, rozumiesz? — Jego niski głos wręcz odbijał się echem po tym terenie sprawiając, że był słyszalny z każdej strony tym samym utrudniając jej lokalizację Byuna. Kolejna próba ucieczki nie została podjęta, ponieważ brunetka nie była już na tyle silna i odważna, zaczęła się bać każdego szelestu i każdego ruchu. Lecz trzask łamanej gałęzi sprawił, że stanęła na równe nogi, a ciemna dłoń wyłaniająca się zza dębu tylko dodała oliwy do ognia. Polka biegiem ruszyła przez las potykając się o własne nogi oraz wystające gałęzie, które jak na złość musiały wystawać na tyle, by zahaczała o nie nogawkami spodni.
   — Taś, taś, taś mój Króliczku! Oppa cię złapie lada chwila — Głośny śmiech odpijał się od drzew i przecinał cisze niczym nóż świeżo upieczone ciasto. Zarys męskiej sylwetki niemal tuż za nią dodawał jej tylko powodu, by ruszała się znacznie szybciej i sprawniej. Już nawet niemal czuła jego gorący oddech na szyi, lecz w tym samym momencie niespodziewanie jej stopy stanęły na asfalcie, a blada twarz została oświetlona przez potężne i jasne reflektory ogromnego pojazdu, który w ostatniej chwili zdążył przed nią wyhamować. Głośny klakson dla ostrzeżenia, a potem wyzwiska pod jej adresem, lecz to jej nie przeszkadzało by wsiąść do pojazdu, który prawie ją rozjechał. Mężczyzna widząc Baekhyuna od razu ruszył przed siebie, zostawiając go na środku pustej jezdni, udowadniając mu, że jednak był kiepskim Wilkiem.

   Od tamtego momentu minął rok, dziewczyna zaszyła się w Toronto z dala od poprzedniego życia i problemów. Podjęła pracę jako psycholog w pobliskiej szkole, dlatego nie mogła narzekać na brak zajęć. Odnosiła wrażenie, że jej życie od czasu ucieczki się ustabilizowało, że zaczęła żyć tak jak chciała bez stresu i strachu.
    Po kolacji i wysprzątaniu kuchni udała się do łazienki. Tego dnia była mocno zapracowana, więc miała ochotę na długą i gorącą kąpiel, którą zresztą uwielbiała brać niemal codziennie. Jak zawsze cicho puściła sobie muzykę i nalała swojego ulubionego wina, który wciąż jej nie obrzydł mimo iż piła go zdecydowanie zbyt często niż powinna. Długa chwila relaksu sprawiła, że jej ciało nabrało więcej energii, a umysł uwolnił się od okropnych wspomnień, dlatego z małym uśmiechem nałożyła ręcznik na mokre ciało i wyszła z łazienki. Będąc w sypialni przygotowała łóżko oraz laptopa, by obejrzeć sobie jeszcze film, jednak kropelki wody, które skapywały jej z mokrych włosów irytowały ją, więc postanowiła jeszcze nałożyć na nie ręcznik. W momencie gdy otworzyła drzwi do łazienki zobaczyła napis na lustrze, brzmiący " Wciąż przy tobie ", a ciemna, wręcz bordowa ciecz uświadamiała jej, że to nie był żaden markier, czy szminka. Natomiast gorący oddech na jej karku i odbicie w lustrze dobrze znanej jej twarzy utwierdził ją w stu procentach w tym, że przed Wilkiem nawet uważny Króliczek nigdy nie ucieknie.

~***~
Pyk, pyk i jest! Nowy rozdział od dłuższego czasu.
Mam nadzieję, że się Wam spodobał i opłacało się na niego tyle czekać.
Koniecznie napiszcie mi swoją opinię Słoneczka <3

czwartek, 17 stycznia 2019

Scenariusz #118 V You MUST be mine

8 komentarzy:
Cześć
  Przybywam do Was moje drogie Słoneczka ze scenariuszem. Jednak zanim pomyślicie/powiecie coś typu "Rany, nie dość, że TKC o nim to jeszcze scenariusz?!". Tak, wiem, że zapewne wiele z Was ma już powoli dość tego, że pisze w większości o BTS i TaeTae, ale nic a nic na to nie poradzę, bo kocham i BTS, i Kima, więc... Zresztą, hej! Piszę o czym chcę i o kim chcę, a zauważyłam, że kilka Słoneczek ma z tym malutki problem. Po części rozumiem, więc bez spin, hah.
 Ach, to okropne jak można się uzależnić od niektórych osób.
   Zamówienie: Anonimek
Ostrzeżenia; Zapewne dla niektórych za dużo słodyczy.
  Zapraszam
~ ~ ~ ~
     Pełnia świeciła jasno i wyjątkowo intensywnie tej nocy, a gwiazdy dosłownie zanikały w jej potężnym blasku, który padał na dwuosobową huśtawkę. Delikatny wiatr muskał spokojną i nieco zamyśloną twarz dziewczyny, która samotnie siedziała na huśtawce lekko się na niej bujając i słuchając przy tym muzyki. I nic by w sumie nie było w tym upiornego, gdyby nie fakt, że nastolatka siedziała po północy na opuszczonym placu zabaw, co prawda, miejsce to było zaraz obok głównej drogi. Jednak klimat i tak mroził krew żyłach. Słuchała spokojnie muzyki jednocześnie bujając się jak dawniej, gdy chodziła jeszcze do podstawówki. Oczywiście mogła tak samo relaksować się w swoim pokoju co byłoby nawet bezpieczniejsze, lecz lubiła łamać zasady. To nie tak, że była buntowniczką, czy coś w tym rodzaju, ona po prostu łamała te zakazy, które w jej mniemaniu były po prostu niedorzeczne. Takie jak chociażby zakaz wychodzenia z domu po dwudziestej, bo miała zaledwie szesnaście lat. Wiedziała, że jako jedynaczka i to starszych rodziców była bardzo, ale to bardzo pilnowana, lecz też chciała mieć chociaż minimalne poczucie wolności. Nie była zwierzęciem, nie chciała być trzymana w klatce.
   -Cześć moja malutka Kruszynko. - wymruczał zmysłowo TaeTae, siadając na drugiej huśtawce. Dziewczyna westchnęła cicho, słysząc i widząc chłopaka obok niej. Był starszy i to o cztery lata, chodził za nią, zagadywał ją i co najgorsze, był Wampirem. Kim był wysokim, szczupłym i lekko umięśnionym Koreańczykiem o cudownych, brązowych oczach, które często zmieniały się na kolor bordowy. Miał dwa pieprzyki, które dodawały mu uroczego wyglądu, a niski i nieco ochrypły głos, sprawiał, że na ciałach dziewczyn pojawiała się gęsia skórka. ___ poznała go zupełnie przypadkiem, gdy wracając późno z biblioteki, potknęła się na chodniku i runęła na szatyna całym swoim ciałem, całując go. Od tamtej pory chłopak był niczym jej upierdliwy cień.
   -Tyle razy cię prosiłam, byś nie chodził za mną TaeHyung. - mruknęła, chowając słuchawki do kieszeni. - Nie chcę mieć przez ciebie problemów i dobrze o tym wiesz.
   -Oj, mówisz to tak, jakbym ci jakiś przysparzał. - zaśmiał się, ukazując jej swój uroczy, kwadratowy uśmiech co było jego znakiem rozpoznawalnym.
   -Bo to robisz, no! - fuknęła zła i odsunęła się, gdy Koreańczyk chciał ująć jej dłoń. - Możesz przestać mnie śledzić i zachowywać się ogólnie jak stalker i psychopata w jednym?
   -Kocham, gdy się tak złościć Perełko. - westchnął rozmarzony kompletnie ignorując słowa i zachowanie ludzkiej dziewczyny.
   -Naprawdę nie wiem, czy jesteś taki głupi, taki ślepy, czy może taki uparty.
   -Och, zgadzam się! - odparł rozbawiony, widząc jak ta marszczyła nos niczym mały królik. - Ogłupiałem z miłości, oślepłem przez twoją cudowną urodę, a uparty będę tak długo dopóki mnie nie wpuścisz do swojego serca.
   -No pewnie i może cię jeszcze zaproszę na kawę, i ciasto do mojego domu, gdzie poznasz moich nadopiekuńczych i surowych rodziców, którzy pierwsze co zrobią to skopią ci tyłek, i zadzwonią po Łowców.
   -Nie boję się. Jestem mężczyzną. - wypiął dumnie pierś, patrząc na nią z troską, ale i z małym rozbawieniem. Polka mruknęła tylko zła, ale też nieco rozczulona zachowaniem kolegi, by zaraz wstać i oznajmić.
   -Naprawdę daj mi i sobie spokój Kim. Tak będzie dla nas najlepiej. - po tych słowach ruszyła w stronę domu, lecz Wampir kompletnie nie miał ochoty dawać jej spokoju. Potrafił być jak rzep i zamierzał to wykorzystać, czuł, że ta dziewczyna była warta każdego jego zachodu.
   -Odprowadzę cię moje kochanie, dobrze wiesz ilu tu szlaja się Wampirów i innych stworzeń. - ujął jej dłoń, uśmiechając się szeroko.
   -Och, no właśnie jeden idzie obok mnie. - przewróciła teatralnie oczami jednocześnie czując, jak uśmiech wkradał się powoli na jej poważną twarz. Gdyby nie ten drobny incydent to pewnie by nie poznała Kima i miałaby spokój, ale czy tak naprawdę tego chciała? Lubiła go, nawet bardzo, bo jego zachowanie różniło się od wszystkich znanych jej Wampirów.
Szli spokojnie obok siebie nic nie mówiąc, jednak cisza jaka panowała między nimi była jeszcze lepsza niż rozmowa. Zdawali sobie sprawę, że nie była ona wymuszona, obydwoje upajali się swoim towarzystwem, mimo że do tego przyznawał się tylko i wyłącznie Tae.
   -Dobrze, dalej nie idź, bo nie chcę ryzykować naszym życiem. - odezwała się, widząc niedaleko furtkę od wejścia na posesję jej domu.
   -Jestem Wampirem, zdążę zniknąć nim twój tata mrugnie.
    -Oj, nie bądź taki znów pewny siebie, on ma strzelbę pod łóżkiem. - zaśmiała się cicho, przypominając sobie naładowaną broń, która tylko czekała na użycie przez jej ojca, gdy ten na horyzoncie tylko zobaczyłby przyszłego zięcia.
    -No dobrze już dobrze. - uśmiechnął się jednocześnie przyciągając do swojego torsu dziewczynę. Była dużo niższa od niego co bardzo go rozczulało, w dodatku jej wiek też stwarzał kilka problemów, zwłaszcza, że ona dopiero kończyła gimnazjum, gdy on tak naprawdę skończył szkołę. Jednak nie zamierzał się poddawać, nie przez taką głupotę jak wiek. Nie zamierzał jej skrzywdzić, nie zamierzał przekraczać żadnej większej bariery jej intymności. Jedynie do czego się posuwał, bo nie potrafił się powstrzymać, to zwykłe i drobne buziaki, czy głaskanie ją po udzie. Nie więcej ani nie mniej.
    -Yah, puść. - pisnęła zaskoczona, lecz ciemnooki nie zamierzał słuchać jej poleceń. Musnął lekko jej dolną wargę i przytulił do siebie mocno, zamykając w mocnym, ale czułym uścisku.
   -Śpij dobrze, mój mały łobuzie. - szepnął jej do ucha.
    -To mnie puść. - mruknęła mocno zawstydzona jego czynem, dlatego zwiększyła szybko odległość między nimi. Bez słowa przekroczyła futkę jednocześnie ginąc mu z pola widzenia. Szybko zamknęła drzwi od domu na klucz, zdjęła buty i kurtkę by najciszej jak tylko mogła skierować się do swojego pokoju. Jednak, gdy weszła do salonu, na skórzanej kanapie siedział jej tata, trzymając w dłoni strzelbę.
    -Um, t-tato? - szepnęła zaskoczona jego widokiem.
   - Czy mam wyjść i zastrzelić tego chłopaka, który wpatruje się w nasz dom? - mruknął zły i zawiedziony mężczyzna po pięćdziesiątce.
    -Nie tato. To tylko jakiś przechodzień. - odparła szybko, czując jak jej serce dosłownie gnało w jej klatce piersiowej.
    - Aish, wiem, wiem. - pokręcił  głową i odłożył broń, by zaraz dodać. - Jutro za karę sprzątasz cały dom, wynosisz śmieci, podlejesz kwiaty w ogrodzie i będziesz cały wieczór uczyć się na test w poniedziałek.
   -Ale tato, jutro miałam iść z NamJoonem do kina!
   -Nie obchodzi mnie to młoda damo! - wstał gwałtownie przez co nastolatka cofnęła się do tyłu. - Tyle razy prosiłem cię z mamą, byś nie wychodziła z domu po dwudziestej, a tym bardziej nie informując nas o tym! Dobrze  wiesz, że mieszkamy między Wampirami do jasnej cholery! - wrzasnął już całkiem tracąc jakiekolwiek hamulce, niebieskooka szybko uciekła do swojego pokoju, zanosząc się płaczem. Wiedziała, że jej tata był nadopiekuńczy nawet za bardzo. Tak samo wiedziała, że jej rodzice starali się o dziecko prawie dwadzieścia lat i to, że przyszła na świat to cud, jednak też chciała trochę wolności. Odrobinę.
   Całej tej sytuacji przyglądał się Tae, który był pełen wyrzutów sumienia. Chciał stanąć w jej obronie, lecz wiedział, że to tylko i wyłącznie pogorszyłoby jej sytuację. A tego nie chciał.

   Od rana sprzątała dom zła i smutna z tego powodu, że nie mogła spędzić soboty w towarzystwie swojego przyjaciela. Kim NamJoon był Koreańczykiem, który pochodził z rodziny Wilkołaków, dziewczyna też długo musiała prosić rodziców, by pozwolili jej przyjaźnić się z nim. Lecz, gdy ci dowiedzieli się, że Kim uratował Polkę przed innym Wampirem to od razu zgodzili się, by ta się z nim przyjaźniła.
   -Wychodzimy na zakupy. Chcesz coś ze sklepu? - zapytała jej rodzicielka, ubierając ciemny płaszcz.
   - Nie. - mruknęła nastolatka i zabrała worek ze śmieciami, by bez ani już jednego słowa, ominąć kobietę, która miała pięćdziesiąt dwa lata.
   -____, nie zachowuj się tak. Dobrze wiesz, że za każde nieposłuszeństwo jest kara.
   -No tak, lepiej jak będę siedzieć w domu jak pies. Tylko dom i szkoła, dom i szkoła, nic więcej. - westchnęła szatynka i usiadła na rozkładanym, ogrodowym krześle.
   -Masz dopiero szesnaście lat.
   - I co? Może z domu będę mogła wychodzić po trzydziestce, co?
   - ____!
   -Tata cię woła. - oznajmiła młodsza Polka i ruszyła znowu do domu, ignorując przy tym nawoływanie rodzicielki. Buntowała się, to fakt, ale była człowiekiem i nie zgadzała się z różnymi rzeczami.
   Do południa zdążyła wysprzątać cały dom, podlać kwiaty w ogrodzie i wynieść śmieci. Zostało jej jeszcze tylko nauczenie się do testów na poniedziałek. Westchnęła cicho zmęczona i zrezygnowana, ponieważ miała ogromną ochotę spotkać się z blondynem i spędzić z nim kilka godzin, zwłaszcza, że traktowali się jak rodzeństwo. Wzięła kubek z gorącą, malinową herbatą i miodem, by przysiąść zaraz przy biurku, włączyła spokojną muzykę dla relaksu i upijając drobny łyk ciepłego napoju, otworzyła książkę do biologii. Jej marzeniem była szkoła plastyczna, a jeśli nie ona, to szkoła z profilem językowym, dlatego przykładała się tylko do potrzebnych jej w przyszłości przedmiotów. Jednak, wiadomo, reszta zajęć lekcyjnych tez musiała być w porządku.
Minęło może półgodziny, gdy dostała od mamy wiadomość, że pojechali jeszcze do dziadków na kawę i ciasto, bo dawno u nich nie byli.
  -Och, super. Przynajmniej nie będą na mnie naciskać. - mruknęła pod nosem szatynka i rzuciła komórę na łóżko.
  -Kochanie. - usłyszała głos V, który siedział na balkonie i pukał w okno. Patrzyła na niego zaskoczona, nie wiedząc co zrobić, ponieważ była w takiej sytuacji pierwszy raz.
  -Czego chcesz Kim? - zapytała, otwierając balkonowe drzwi jednak ten zamiast odpowiedzieć, wszedł po prostu do środka mając w ręce reklamówkę pełną słodyczy. - TaeHyung?
  -Widziałem, że twoi rodzice odjechali, więc grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji. - zaśmiał się, ruszając przy tym zabawnie brwiami. Po ciele Polki przeszły zimne dreszcze na jego słowa, ponieważ jej wyobraźnia narzuciła szybko bardzo niegrzeczne obrazy.
  -I mówi to Wampir. - mruknęła pod nosem zakłopotana i zamknęła drzwi za chłopakiem. - Nie wierzę, że to mówię, ale.. Cieszę się, że przyszedłeś. - na te słowa ciemnooki zareagował szerokim uśmiechem, by zaraz objąć ją i zakręcić się z nią dookoła własnej osi.
   -Czyżbyś też mnie lubiła tak bardzo, jak ja ciebie, huh?
   -Nie wiem o jakie uczucie ci chodzi, ale widząc twój entuzjazm, to nie.
   -Aish, moja łobuziara. - zaśmiał się i cmoknął jej nos, by dodać. - Kupiłem słodycze na seans filmowy.
    -No tak się składa, że mam dużo nauki na test. I nie ma szans na żadne filmy. - pokręciła głową, siadając przy biurku. Zaraz do niej dosiadł się radosny Koreańczyk, który kompletnie nie zamierzał się poddać, więc oznajmił.
   -Dlatego pomogę mojej księżniczce. - musnął jej policzek i położył smakołyki na biurku. - W czym ci pomóc, hm?
   -Pomóc? - zerknęła na niego zdziwiona i zawstydzona. - Um, wiesz. Będę się uczyć biologii i. - urwała, ponieważ ten jej przerwał, mówiąc.
  -Spokojna głowa maleńka, twój oppa był mistrzem z biologi, zwłaszcza z anatomii, wiec wiesz. - urwał, przeczesując swoje bujne włosy jednak widząc przerażenie w oczach szesnastolatki, zaczął się głośno śmiać. - Kotku, spokojnie, będziemy się grzecznie uczyć. - jednak i te słowa nic nie pomogły, ponieważ towarzyszka, zawstydziła się tak mocno, że jej twarz była bardziej czerwona, niż sygnał stopu na sygnalizacji świetlnej.
    Chociaż nie chciała tego przyznać, to musiała, ponieważ zdała sobie sprawę, że bardzo lubiła towarzystwo Kima, a fakt, że się o nią tak starał bardzo jej pochlebiał. Zerknęła ukradkiem na chłopaka, który z uśmiechem tłumaczył jej zagadnienia z biologi. I dopiero w tamtym momencie dostrzegła, że jego usta były umazane czekoladą, nawet na policzku miał jej trochę przez co nieświadomie mruknęła pod nosem. Nachyliła się w jego stronę i delikatnie musnęła jego policzek jednocześnie tym czynem pozbywając go słodkiego śladu, dlatego gdy zaskoczony chłopak spojrzał na nią, ich usta się zetknęły. V pogłębił od razu pocałunek nie chcąc tracić chwili, lecz w tym samym momencie drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem przez co Wampir spadł z krzesła. W progu pokoju stał zszokowany blondyn o imieniu NamJoon, który odezwał się szybko
   -Kim on do jasnej cholery jest i czemu narusza twoją przestrzeń osobistą, huh?! - po tych słowach przyciągnął nastolatkę do siebie jakby to miało ją uchronić przed V. Natomiast, gdy szatyn podniósł się z podłogi i dostrzegł Wilkołaka,  który obejmował Polkę, włączył mu się tryb "She's mine! She's mine!". I tym samym rzucił się na NamJoona, chcąc go uderzyć, lecz od tego czynu odwiodła go zszokowana takim zachowaniem szatynka, który objęła go od tyłu i z całej siły pociągnęła do siebie, przez co ostatecznie V usiadł jej na kolanach.
   -Czy ciebie pogięło? - zapytała zła i zrzuciła go z kolan. - To mój przyjaciel, NamJoon.- dodała, wstając z podłogi czerwona i od złości, i z zawstydzenia.
   -Że co?! Jaki przyjaciel? Czemu on jest Wilkołakiem?
   -Taki się urodził. - fuknęła i przewróciła oczami, odwróciła się w stronę innego Kima i mruknęła. - Następnym razem pukaj, dobrze? Chcę uniknąć takich sytuacji...
   -Dziewczyno, on cię molestował!
   -Nie wiem, w którym miejscu. - fuknął cały rozczochrany V przez co zamiast wyglądać jak groźny Wampir, to wyglądał jak umazane w czekoladzie małe bubu, które zostało nakryte na podjadaniu ciastek przed obiadem.
    -Twoje usta molestowały jej i. - urwał blondyn, ponieważ szesnastolatka zdzieliła go po głowie książką od fizyki.
   -Zamknijcie się najlepiej obydwaj, dobrze?
   -To on zaczął kochanie. - pokazał na blondyna palcem i przytulił się do swojego ludzkiego obiektu westchnień.
   -Jesteście razem?!
   -C-co? Nie... Nie!
   -Nie? Jak to nie?! - pisnął V i wstał na równe nogi.
   -Czekaj, pogubiłem się. To jesteście razem, czy nie?
   -Nie!
   -Tak! - tupnął nogą Wampir i przyciągnął do swojego torsu Polkę, całując ją w głowę i śmiejąc się w stronę Wilkołaka. Oczywiście zachowanie TaeTae było jak najbardziej celowe, ponieważ chciał sprawdzić, jak zachowa się ___, a widząc jej zawstydzenie i czując jej spięte ciało, od razu zdał sobie sprawę, że tylko przed nim grała niedostępną.
   - Dobra, czyli widzę, że sami jesteście pogubieni w swoich relacjach. - zaśmiał się, widząc, że jego przyjaciółka dosłownie kipiała ze złości i zawstydzenia.
  -Nie jesteśmy razem i jeszcze słowo, a obydwaj wylecicie z domu! - mruknęła, odsuwając się od dwudziestolatka.
 
   -No proszę królewno. - jęknął V, łasząc się do pleców dziewczyny niczym kot.
   - Powiedziałam ci już coś. Nigdzie z tobą nie jadę.
   -To tylko parę godzinek, nie pożałujesz, obiecuję!
   -Tae, dobrze wiesz, że moi rodzice nas zabiją. Poza tym muszę się uczyć i nie ufam ci. Nie znam cię. - pokręciła głową i odsunęła się od niego, siadając dalej, jednak ten niczym rzep, przytulił się do niej chowając twarz w jej szyi.
   -Kotku, załatwię to. Pojedziemy razem w pewne miejsce, poza tym nie zrobię ci krzywdy, bo gdybym chciał, to już dawno bym to zrobił. Przecież dobrze o tym wiesz. - uśmiechnął się, składając drobne i bardzo czułe buziaki na jej szyi.
   -Jestem ciekawa co powiesz moim rodzicom, co? - mruknęła nieco zadowolona z jego zachowania, ponieważ szyja była jej cholernie czułym punktem.
   -Nie ja, NamJoon.
  -Nie wciągaj go w to, bo jak się dowiedzą to i z nim nie będę się mogła spotykać.
   -Wolisz jego ode mnie? - mruknął, a w jego głosie można było usłyszeć złość i zazdrość, dlatego Polka zaśmiała się cicho rozczulona.
   - To mój przyjaciel i znam go dłużej, poza tym bardzo ciężko będzie mu przekonać mich rodziców na jakikolwiek wypad, zwłaszcza, że dostałam kare za wczorajsze wyjście.
  -Daj mi pięć minut, a wszystko załatwię. - powiedział pewnym siebie głosem, po czym opuścił szybko jej pokój.
Tak jak chłopak powiedział, tak też było, ponieważ po równych pięciu minutach, pojawił się w jej pokoju ze swoim uroczym, kwadratowym uśmiechem, mówiąc.
   -No, moja malutka księżniczko, ubieraj swoje buciki, bo jedziesz ze swoim oppą na małą przejażdżkę.
   -Hm? Jak to? Jak ty to zrobiłeś?
   -Urok osobisty kochanie działa cuda. - posłał jej buizaka, dodając z cichym śmiechem. - Nie no, po prostu zadzwoniłem do twojego taty, podając się za nauczyciela biologi i powiedziałem mu, że prosiłaś mnie kiedyś o kroki z biologi.
  -Omo, geniusz. - zaśmiała się głośno i ubrała buty, mówiąc. - Ale pamiętaj, że jeśli naruszysz moją przestrzeń osobistą, masz pewne, że będziesz zbierał kły z dywanu.
   -Oj nie marudź, tylko chodź, nie mamy wieczności... Znaczy, no... Ty. - parsknął ze śmiechem, by zaraz zeskoczyć z dziewczyną z balkonu.
    ___ siedziała spokojnie na fotelu pasażera, patrząc na powoli zachodzące słońce. W radiu grała spokojna melodia, sprawiająca, że dziewczyna zaczęła się relaksować i cieszyć, że jednak zgodziła się na tajemniczy wyjazd z Kimem. Natomiast Wampir kierował spokojnie swoim samochodem od czasu do czasu głaszcząc swoją towarzyszkę po udzie. Cieszył się i to cholernie, że mógł spędzić z nią trochę czasu, zwłaszcza, że przyszły tydzień zapowiadał się dla obojga bardzo pracowicie. Jednak jego myśli w dużej mierze były zapełnione nadzieją i marzeniami, że pasażerka obok niego, zgodzi się na związek z nim. To fakt, że V zakochał  się ___ momentalnie, gdy tylko ich usta się zetknęły wtedy na chodniku i zapewne dla wielu to było idiotyczne, ale Tae wierzył w przeznaczenie. Zwłaszcza, że jego rodzice również poznali się w podobny sposób, więc tym bardziej jako dziecko miał nadzieję, że kobietę swojego życia pozna również w taki sam sposób. I udało mu się. Prawie.
   -Gdzie my tak w ogóle jedziemy? - zapytała cicho nastolatka, zerkając na rozmarzonego chłopaka.
   -Do takiego pięknego i bardzo spokojnego miejsca, jestem pewny, że ci się spodoba. - uśmiechnął się do niej czule, zapominając dodać, że właśnie w tamtym miejscu jego ojciec oświadczył się swojej wybrance serca.
    Po półgodzinie jazdy znaleźli się na obrzeżach Daegu, Wampir zaparkował swojego czarnego Mustanga na parkingu, po czym chwycił Polkę za dłoń i zaprowadził nad piękne i spore jezioro, którego okalał ogromny las. Jednak nie było tam upiornie, mimo że tak naprawdę zapadł już wieczór, było wręcz przeciwnie. Romantycznie. Prawdopodobnie dlatego, że pełnia odbijała się w tafli wody, a spokojny szum drzew relaksował młodą parę, która usiadła na miękkim kocu.
   -Co my tu będziemy robić? - zapytała zaskoczona szatynka, rozglądając się dookoła.
   -Uznajmy, że to taka nasza mała randka, hm? - ujął jej podbródek, patrząc czule w jej oczy i dodał. - Pomyślałem, że może troszkę popływamy. Woda jest jeszcze ciepła, więc nie zachorujesz. Poza tym mam troszkę jedzenia, więc będziesz mogła coś zjeść, i wziąłem też mały teleskop żeby pooglądać gwiazdy. Romantycznie, prawda?
  -Aish, tak. - zaśmiała się cicho zawstydzona jego towarzyszka i upiła łyk soku, który wzięła z koszyka. Kim, wpatrywał się w nią jak w najcudowniejszy i najdroższy obraz świata, czując, że ta dziewczyna w przyszłości będzie jego żoną. Musiała być, przecież było takie ich przeznaczenie. Prawda?
   Rozmawiali, śmiali się i pływali, by potem oglądać wspólnie gwiazdy przez mały teleskop Kima. Miło im się spędzało ze sobą czas, a wszelkie bariery od strony Polki dosłownie pękły przez co zbliżyła się bardzo do V, ufając mu zupełnie. Może i było to szybkie, może nawet za szybkie, ale nie martwiła się przyszłością, ponieważ wiedziała, że w razie jakichkolwiek kłopotów miała jeszcze NamJoona.
   -____, zależy mi na tobie i wiem, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Wtedy, gdy mnie pocałowałaś przez przypadek na chodniku, poczułem, że jesteś tą jedyną. Możesz mnie wyśmiać i powiedzieć, że to głupie, ale ja naprawdę wierzę w przeznaczenie. Wierzę w to, że nasza miłość i związek  będą wieczne.
  -Omo, Tae...
  -Naprawdę chciałbym spróbować związku z tobą. I nie, nie martw się różnicą wieku, nie będziemy robić nic a nic niestosownego prócz małych buziaków. - uśmiechnął się do niej szeroko i czule.
  -Dobrze, możemy spróbować. Jednak pamiętaj, że jeśli mnie skrzywdzisz. - urwała, ponieważ ten musnął czule jej usta, mrucząc nisko i zmysłowo.
  -Prędzej się zabije niż cokolwiek złego ci zrobię. - po tych słowach kolejny raz ją mocno ucałował i przytulił do siebie, ciesząc się jak małe dziecko. - Skoro przeszedłem jeden level, to teraz czeka mnie walka z bossem...
   -Hm? O czym ty mówisz? - spojrzała na niego zdziwiona.
   -No wiesz, ten level to twoja zgoda na nasz związek, a walka z bossem to przekonanie twojego taty, że jestem odpowiednim kandydatem na twojego chłopaka.
   -Yah, głupek. - zaśmiała się głośno, by zaraz zacząć go mocno łaskotać.

   Minęło półtorej miesiąca nim Kim znalazł na tyle odwagi, by pomówić ze swoim przyszłym teściem. Lecz to nie było tak jak w filmach, że ten przyszedł do swojej kobiety na zapoznawczy obiadek, to było jeszcze coś innego. Co? TaeTae z racji swojego genialnego umysłu, wpadł na pomysł i postanowił w nieco inny sposób zapoznać się z ojcem ___. Gdy mężczyzna wracał z pracy do domu na kolację, na światłach przy zupełnie pustym skrzyżowaniu jego samochód zawarczał niczym gepard na swoją ofiarę, a biały pojazd dosłownie stanął w miejscu. Oczywiście sprawcą był Kim, który uznał, że jak najlepiej poznaje się zięcia? Wymieniając razem oponę lub ewentualnie olej silnikowy.
   -Jasna cholera, że też mi się to trafiło. - mruknął Koreańczyk i wyszedł zły z samochodu. Otworzył maskę,starając się zlokalizować jakąś usterkę jednak nic nie mógł wypatrzeć. Wtedy jako bohater pojawił się V, mówiąc.
   -Przepraszam, wydaje mi się, że padł panu akumulator. - uśmiechnął się słodko do starszego i pokazał na małe urządzenie. - Tak się zabawnie składa, że mam tu na parkingu, zaraz obok, zaparkowany samochód. Mogę panu odpalić akumulator, hm?
    -Spadłeś mi z nieba, młodzieńcu. - oznajmił z uśmiechem nieco już siwy mężczyzna. - Popchasz?
    -Jasne jestem młody i silny. - wpiął z dumą tors V i stanął za samochodem. Spokojnie przepchał pojazd pod parking nie potrzebując żadnej pomocy, wyjął kable rozruchowe z bagażnika i podpiął je do akumulatora.
   -Dziękuję za pomoc, śpieszę się do domu na kolację, bo mam z żoną rocznicę i sam rozumiesz. - oznajmił starszy, uśmiechając się nieco.
   -Omo, jak najbardziej. Moi rodzice mieli tydzień temu. - zaśmiał się cicho. Po dwudziestu minutach obydwaj zamknęli maski swoich samochodów i odwrócili się do siebie, by się pożegnać.
   -Dobrze, akumulator naładowany więc może pan spokojnie jechać. Gratuluję rocznicy i udanej kolacji. - uśmiechnął się Kim i ukłonił się przed ojcem swojej ukochanej.
   -Ach, jeszcze raz dziękuję. - ukłonił się również drugi i ruszył w stronę swojego samochodu. Gdy V otworzył drzwi od swojego Mustanga, usłyszał.
   -Możesz przyjechać TaeHyung na kolację, jestem pewny, że ___ się ucieszy.
   -Hm? Co?
   -Och, jestem może stary, ale nie głupi. ____ mówi przez sen twoje imię, poza tym jest rozmarzona no i przede wszystkim ma ciebie i siebie na tapecie.
   -Omo, jak dobrze. - odetchnął z ulgą Wampir i uśmiechnął się szeroko. - Ulżyło mi, naprawdę.
   -Och i jeszcze jedno. - zaśmiał się starszy i wyjął strzelbę z bagażnika - Pilnuj się młody, bo mam na ciebie oko. - dodał, odbezpieczając broń. Tae wsiadł szybko do auta z niemałym przerażeniem, by zaraz odjechać z parkingu jednocześnie nie zdając sobie sprawy, że ojciec ___ żartował. A może i nie?
~ ~
I co sądzicie o scenariuszu?
Wyszedł mi naprawdę długi, ale mam nadzieję, że wyszło to tylko na plus.
Mam nadzieje Słoneczko, że właśnie taką pracę chciałaś przeczytać.
MILE WIDZIANE KOMENTARZE

wtorek, 15 stycznia 2019

Scenariusz #117 Samuel Don't worry be...

14 komentarzy:
Cześć
  Przychodzę do Was ze scenariuszem, więc już jakaś nowość na blogu, zważywszy na to, że teraz częściej dodaje TKC. Zbieram się powoli w sobie, by zacząć tworzyć na Watt, jednak wena i ochota to coś, co nie chce ze sobą współgrać, hah. Jednak kiedyś coś tam dodam, obiecuję...
Zamówienie: Anonimek
  Ostrzeżenia: Raczej brak
Muzyka: In the End
Kocham ich piosenkę, lecz jej remix porwał moje serce, naprawdę!
 Zapraszam
~ ~ ~
    Nawet jeśli się coś długo układa
Nawet jeśli jest dobrze
To zawsze się to zmieni
Zawsze


    Czasem na świecie trafiają się ludzkie anioły, pragną pomagać, dawać nadzieję na lepsze jutro lub pojutrze. Tak samo czasem trafiają się anioły upadłe, lecz to nie są te mityczne stworzenia. Upadłe anioły często to są ludzie, którzy pogrążeni w wiecznym smutku, chaosie myśli i uczuć, starają się trwać w społeczeństwie, często niosąc na swych pokaleczonych barkach różnego rodzaju upokorzenia, dyskusje na swój temat. Muszą walczyć nie tylko z chaosem wewnętrznym, lecz także zewnętrznym. Mimo że otacza ich kolorowy świat, sami czują, że jest inaczej. Że to tylko pozorne kolory, które tylko zakrywają czerń nie tylko myśli, lecz i czynów różnych ludzi. I właśnie jednym z takich upadłych aniołów był niejaki Kim Samuel. Szesnastolatek, który cierpiał za siebie i za innych, emocjonalny w środku, lecz twardy na zewnątrz. W oczach innych ludzi był 'przegrywem', brak dziewczyny, brak bogactwa, brak tak zwanego parcia na bycie w centrum uwagi. Bity, poniżany, wyśmiewany, upychany... To tylko skrawek tego co musiał przeżywać w tak młodym wieku. Jednak powiesz "Hej, czemu nie zmieni szkoły? Miejsca zamieszkania?", a czy to coś da? Nowe otoczenie bywa czasem gorsze od starego. Jednak przez myśl przeszło ci też zapewne "Czemu on się nie weźmie po prostu w garść? To młody chłopak, może osiągnąć wszystko! Udaje cierpiącego dla większej uwagi". No tak, a co innego możesz pomyśleć, powiedzieć, widząc takiego człowieka? Albo w twoich oczach jest 'przegrywem', albo udaje dla uwagi, jednak jak wspomniane było na początku. Są też anioły, które pomyślą "Hej, trzeba mu pomóc! Nie można udawać przez szesnaście lat, prawda?!". I właśnie takim aniołem dla Samuela, była ____.

    Nie każdą walkę da się wygrać
Czasem jest ona po prostu nie równa
Jednak najgorszym błędem
Jest nie podjęcie żadnej walki

   
   Szesnastoletnia dziewczyna pochodziła z Polki, miała długie, rude i falowane włosy. Na jej bladej twarzy prócz lekko zaróżowionych policzków, można było dostrzec duże, zielone oczy oraz urocze, brązowe piegi na nosie. Jednak nie tylko pochodzenie ją wyróżniało, ponieważ dziewczyna miała ogromne zamiłowanie do muzyki, od której prawdopodobnie była uzależniona. Oczywiście prócz wyglądu wyróżniał ją charakter, naprawdę można byłoby ją pomylić z aniołem! Uczynna, miła, empatyczna, ciągle radosna i optymistycznie patrząca na świat. Naprawdę ciężko było ją zobaczyć złą, czy w trakcie jakiejś kłótni. Starała się być dobra i nieść dobra na tyle ile była w stanie, ponieważ wierzyła, że kiedyś będzie za to w jakiś sposób nagrodzona. Chociażby uśmiechem osoby, której pomogła. Nie potrzebowała niczego więcej. Pracowała jako wolontariuszka w schronisku dla zwierząt, lecz prócz tego często pomogła jako 'pielęgniarka', czyli jednym słowem, pomagała wszystkim. Dlatego, gdy na jej drodze stanął Kim, od razu postanowiła mu pomóc.
   Trwały ferie zimowe, więc ___ spędzała je praktycznie poza domem. Od dziewiątej rano do czternastej przebywała na terenie schroniska dla zwierząt, opiekując się nimi najczulej jak tylko potrafiła. Natomiast od piętnastej do dwudziestej pracowała w szpitalu jako asystentka pielęgniarki. Oczywiście jej praca polegała często na bandażowaniu ran, tamowaniu małych krwotoków, rozmowie z przebywającymi na sali lub robieniu kawy swojej przełożonej. Jednak nie narzekała, cieszyła się, że w minimalnym stopniu mogła chociaż komuś pomóc.
Weszła do czystej i pachnącej specyficznie sali, gdzie siedziała na krześle jej przełożona, która składała kartoteki według kolejności alfabetycznej.
-Dzień dobry pani Jung. - uśmiechnęła się szeroko rudowłosa i ukłoniła się przed starszą kobietą.
-Witam ____, ciesze się, że przyszłaś przed czasem. Mam dla ciebie pilną sprawę, na sali obok siedzi chłopak, który czeka na zabandażowanie rąk. - oznajmiła, pokazując szczupłą i bladą dłonią na salę.
-Um, dobrze. - kiwnęła głową młodsza i ubierając swój biały fartuch. Gdy otworzyła drzwi na salę jej oczom ukazał się szczupły brunet, który siedział spokojnie na białym łóżku, patrząc tępym wzrokiem na widok zza okna. Gdy nieznajomy tylko usłyszał charakterystyczne skrzypienie, odwrócił głowę w stronę Polki. Obydwoje patrzyli na siebie w ciszy nieco zaskoczeni swoim widokiem, to nie tak, że się znali. Wręcz przeciwnie, po prostu ją zszokował fakt, że tak młody na oko chłopak, siedział z zszytymi ranami na rękach, a jego zdziwiło to, że tak piękna istota w ogóle stąpała po tej ziemi.
-Cześć. - odezwała się po chwili ciszy, po czym wyjęła bandaże z szuflady. Jednak chłopak nic się nie odezwał tylko dokładnie swoimi ciemnymi tęczówkami śledził każdy ruch nieznajomej, tak jakby był  gotów do nagłego ataku. - Boli cię, hm? - zapytała, siadając na wprost niego i rozkładając biały materiał. I tym razem odpowiedziała jej głucha cisza, dlatego nieco zaskoczona takim zachowaniem równolatka , spojrzała na niego od razu widząc ogromny smutek w jego oczach. Momentalnie poczuła, jakby dostała cios prosto w serce. Widziała w swoim życiu wiele osób w podobnym stanie fizycznym, widziała wiele jak na swój młody wiek, jednak ten wzrok, którym ją obdarzył chłopak na zawsze zapadł w jej pamięci.
   Polała zszyte rany po cięciu wodą utlenioną, by nie wdało się żadne zakażenie, po czym ostrożnie i najdelikatniej jak potrafiła, zaczęła owijać jego przedramię. Z przerażeniem stwierdziła, że jego skóra była aż sina przez grube, cięte rany, a w niektórych miejscach widziała blizny również po takich cięciach. Wiedziała, że te świeże rany wcale nie były przypadkowe lub w wyniku jakiegoś wypadku. Były celowe i to ją chyba najbardziej przerażało.
-Powiesz mi jak masz na imię? - zapytała cicho, jeżdżąc opuszkami palców po zabandażowanej ręce. Jej zielone oczy spojrzały na te ciemne chłopaka, by następnie nieświadomie zupełnie, spojrzeć na lekko popękane usta.
-Czy moje imię zmieni coś w twoim życiu? - zapytał spokojnie, lecz z niesamowitym smutkiem w głosie, sprawiając, że na drobnym ciele dziewczyny pojawiły się dreszcze.
-Tak, sadzę że tak. Ja jestem ____. - uśmiechnęła się nieznacznie.
-Ach, Samuel. - westchnął, by zaraz odsunąć ją od siebie na bezpieczną odległość. Nie ufał jej. Bał się jej. Nigdy mu nic nie zrobiła, pomogła mu i chyba właśnie tej pomocy bał się najbardziej.
-Ładnie, naprawdę. - wstała na równe nogi, odwróciła się tyłem do niego szukając maści na rany, jednak gdy spojrzała za siebie, Samuela już nie było. Wyszedł po cichu niczym mysz, zostawiając po sobie tylko i wyłącznie zakrwawione bandaże, którymi kilka minut temu owinęła jego ręce. Zszokowana takim zachowaniem, z którym spotkała się pierwszy raz w życiu, spojrzała przez okno i jedynie co zobaczyła, to bladego chłopaka, nakładającego na głowę czarny kaptur.

   Od tamtego zdarzenia minęły dwa dni, za wszelką cenę starała się odnaleźć chłopaka na każdym możliwym portalu, jednak wiedziała, że te próby były z góry i tak przesądzone. Miała wrażenie, że Samuel był cieniem, dosłownie. Nigdzie nie mogła go znaleźć tak jakby nie istniał. Dziwiło ją to, ponieważ prawie każdy w tym wieku co ona, miał FB, KakaoTalk, czy inne tego typu portale. Jednak nie Samuel.
    Nie mogła o nim zapomnieć. Te niesamowicie smutne i przerażone oczy, głębokie i celowe rany, te popękane i sine usta od częstego i mocnego ich zagryzania. Chciała go spotkać, poznać i pomóc, bo zdecydowanie tej pomocy potrzebował.
Wracała ze sklepu zoologicznego niosąc na rękach sporą paczkę karmy dla psów, był ranek więc chodnik był zatłoczony. Ciągle ją ktoś upychał, szturchał, mruczał złe słowa pod jej adresem, lecz Polka szła przed siebie z uroczym uśmiechem, ciesząc się na myśl, że te smutne i przygnębione psiaki za chwilkę się najedzą. Całej tej sytuacji przyglądał się Kim, który palił papierosa jednocześnie mając na głowie kaptur, by nie zostać rozpoznanym przez swoich oprawców szkolnych, czy starsze babcie, które na jego widok uruchamiały swoje torebki, by go nimi uderzyć. Oczywiście w przypadku chłopaka trafne było powiedzenie, że pozory mylą, ponieważ mimo swojego chłodnego, poważnego i może nieco buntowniczego wyglądu, był skromnym i cholernie emocjonalnym chłopakiem. I właśnie z tych powodów miał problemy w szkole jak i poza nią.
Patrzył uważnie na dziewczynę, która niedawno mu pomogła, kroczyła spokojnie chodnikiem niosąc karmę, była uśmiechnięta mimo że ludzie ją szturchali i upychali. Dziwiło go to, ponieważ nigdy w życiu nie widział takiej osoby i zachowania, dlatego postanowił sprawdzić, czy była taka naprawdę, czy może udawała.
    ____ mruknęła cicho zaskoczona, gdy w pewnym momencie ktoś wpadł na nią dość mocno, przez co ona upadła na kałużę, a jedzenie, które niosła zwierzakom, upadło na chodnik przez co torba pękła. Sprawcą tego całego zajścia był Kim, który chciał sprawdzić reakcję rudowłosej, czekał aż ta go zwyzywa, poniży i być może uderzy, lecz to co zrobiła go po prostu zszokowało.
Pokręciła głową i wstała z chodnika nieco chwiejnie, mówiąc.
-Przepraszam pana, zagapiłam się. - uśmiechnęła się pod nosem jeszcze nie mając pojęcia, kto tak naprawdę na nią wpadł, lecz gdy dojrzała Samuela, poczuła się jakoś dziwnie. Przez kilka sekund patrzyła mu w oczy z poważnym wyrazem twarzy, po czym posłała mu uroczy uśmiech i jak gdyby nigdy nic, zapytała.
-Jak rany? Goją się, hm? - po zadaniu tego pytania, kucnęła przy pękniętym opakowaniu i zaczęła do niego na nowo wsypywać karmę na tyle ile się dało. Samuel stał tam jak słup soli, nie wiedząc jak się zachować, ponieważ szokowało go to z jaką delikatnością i optymizmem się spotkał. Ta dziewczyna to był anioł, bez dwóch zdań.
-Tak, goją. - odparł, po czym kucnął obok niej pomagając zebrać resztki jedzenia z chodnika. Zerkał na nią kątem oka, widząc jej delikatny uśmiech na bladej twarzy. - Przepraszam, że na ciebie wpadłem, jesteś teraz cała mokra i brudna.- dodał, zerkając na jej zamoczoną i brudną spódniczkę.
-Nie przejmuj się, właśnie szłam do domu by zabrać jeszcze zabawki dla psów do schroniska, więc się przebiorę. - wstała spokojnie i poprawiła mokre, rude włosy, które lepiły się do jej twarzy. Jak na złość zaczęło padać,więc ludzie zaczęli uciekać z chodnika co chwila mocno trącając nastolatków. Samuel wyglądał, jakby zaraz miał się zdenerwować lub po prostu rozpłakać, lecz ___ stała z uśmiechem, patrząc na deszczowe chmury.
-Jak ty możesz się tak zachowywać? - wypalił nagle brunet.
-Hm? Czyli jak?
-No tak... Dobrze. - mruknął, szukając odpowiednich słów. - Jesteś taka miła i optymistyczna, że to aż nienaturalne.
-Mówisz to tak tylko dlatego, że w twoim życiu jest źle i zapewne spotkałeś się z samym okropnym zachowaniem. Lecz ja w porównaniu, do niektórych ludzi, staram sie być miła i dobra jednocześnie ciesząc się z małych rzeczy takich jakich chociażby ten deszcz. - pokręciła głową, a uśmiech przy tym nie schodził z jej twarzy. Ciemnooki miał wrażenie, że ta czytała z niego jak z otwartej księgi co tylko potęgowało w nim chęć poznania jej bliżej, nawet nieufność względem niej przestała być aż tak duża. Polka poprawiła jeszcze raz pękniętą torbę i ruszyła w stronę swojego domu, uprzednio informując o tym Samuela, który wypalił.
-Czekaj, zaniosę to za ciebie. Wiesz... I tak przyczyniłem się do tego, że jesteś brudna i mokra, a w dodatku karma dla psów jest w opłakanym stanie, więc ... Tak ci chociaż to wynagrodzę. - powiedział spokojnie, biorąc jedzenie dla zwierząt od dziewczyny, po czym ruszył z nią w stronę domu.
  Większość drogi pokonali w kompletnej ciszy, jednak od czasu do czasu dziewczyna zamieniła z nim kilka krótkich zdań. Z tego co się dowiedziała, to brunet miał tyle samo lat co ona, uczęszczał do szkoły tylko dla chłopców i właśnie przez nią był taki, a nie inny.
-Wiesz, możesz iść ze mną. Ogrzejesz się i napijesz ciepłego kakao. - oznajmiła, gdy ten położył karmę na schodach do jej domu.
-Nie będę ci robił kłopotu. - westchnął, uśmiechając się smutno.
-To żaden problem Samuel.
-Chciałbym w to wierzyć. - zaśmiał się ponuro i przeczesał swoje oklapnięte od deszczu włosy. - Do zobaczenia... Kiedyś tam. - dodał, by zaraz odwrócić się na pięcie i skierować się w stronę swojego domu. Polka patrzyła za nim do momentu aż ten znikł za rogiem jednego ze sklepów, wiedziała, że ten potrzebował pomocy i to od razu. Jednak zdawała sobie również sprawę z tego, że to musiał być już lekarz, bo ona nie dałaby sobie rady sama.

   Dni mijały a ___ ani razu nie widziała się z Kimem, a tym bardziej się z nim nie kontaktowała, ponieważ nie miała do niego numeru. Miała nadzieję, że u niego się chociaż odrobinę polepszyło, lecz jej nadzieję rozwiał moment, gdy pod szpital podjechała karetka na sygnale, która przywiozła niedoszłego samobójcę. Od razu rozpoznała czarną czuprynę i bladą, szczupłą twarz Samuela, dlatego podbiegła do chłopaka, który leżał na noszach jednak ratownicy odsunęli ją mówiąc, że ten wypił tabletki przeciwbólowe i popił alkoholem. Każdy dobrze wiedział, że nawet minimalne dawka z takim połączeniem groziła śmiercią. Na szczęście pogotowie zostało w porę zawiadomione przez sąsiadkę Kima, dlatego ten był już na płukaniu żołądka.
   Rudowłosa siedziała smutna przy łóżku śpiącego chłopaka, zapewniając go, że od tej pory nie odstąpi go na krok. Że będzie mu pomagać i wspierać byleby tylko nie robił już takich rzeczy jednak nie miała pojęcia, że chłopak nie dość, że ją słyszał to jeszcze miał zupełnie inne plany.
Gdy był już pewny, że dziewczyna zasnęła, usiadł powoli nieco obolały na łóżku i okrył rudowłosą kocem, by po chwili zejść z mebla i ubrać kurtkę, która leżała na krześle. Ucałował ją delikatnie w głowę z minimalnym uśmiechem, zostawiając na poduszce mały list. Nim wyszedł, zerknął na swojego aniołka, roniąc przy tym kilka łez.

   ____ siedziała na plaży, patrząc na zachód Słońca, co prawda było wietrznie a przez to cholernie zimno, lecz to jej kompletnie nie przeszkadzało. Od opuszczenia jej przez Samuela minęło pięć miesięcy, były wakacje, więc dziewczyna jak zawsze intensywnie uczestniczyła jako wolontariuszka. Jednak tego dnia, postanowiła wziąć wolne i powspominać krótkie chwile przy boku niesamowicie smutnego i ładnego chłopaka, jakim był Kim.
W swoich bladych i zimnych dłoniach, trzymała pognieconą i nieco rozerwaną kartkę z listu Kima, która zawierała wiadomość w dniu jego odejścia. Pamiętała każde słowa, każdy przecinek i kropkę, ponieważ to co napisał mocno zapadło w jej pamięci.

"Przepraszam, że robię to tak nagle.
Z zaskoczenia i jeśli mam być szczery, to i bez zaplanowania. 
Jednak nie potrafię normalnie funkcjonować. Nie bez okaleczenia,
bez używek, bez możliwości życia jak każdy inny 16-latek.
Wyjeżdżam. Odchodzę. Nie wiem gdzie. Nie wiem za co...
Jednak robię to ____.
A raczej mój Aniele. Dziękuję Ci, za chęć pomocy, 
za to, że byłaś dla mnie taka miła i delikatna. 
Nie zapomnę Ci tego. NIGDY,
Jednak wiedz, że muszę odpocząć. Psychicznie i fizycznie. 
Jednak nim wyrzucisz ten list, zła, że to zrobiłem...
Chcę żebyś wiedziała jedno, mój Aniele...
Wrócę. Obiecuję, że pewnego dnia wrócę do Ciebie.
Inny. Będę otwarty, a nie zamknięty w sobie.
Będę z bliznami, ale już bez ran.
Będę dla Ciebie podporą, taką jaką byłaś dla mnie Ty przez te kilka dni.
Obiecaj mi tylko, że będziesz na mnie czekać.
Że będę miał dla kogo wrócić, dobrze?
Proszę, potrzebuje tego...
Jednak jeśli nie wrócę teraz to obiecuję, 
że zrobię to w następnym wcieleniu*
Będę twoim przyjacielem, będę dla ciebie Aniołem.
Obiecuję, że wrócę!
Czekaj na mnie Aniele, proszę"

   Rudowłosa postanowiła dotrzymać słowa, nie ważne jak bardzo byłoby to ciężkie.  Każdego dnia będzie przychodziła na plażę, by móc na niej wreszcie zobaczyć Kima. Lecz tym razem radosnego, z bliznami, lecz bez ran tak jak sam to wspominał.
 -Czekam, Samuel. - uśmiechnęła się delikatnie, patrząc na powoli zachodzące Słońce, wiedząc że gdzieś tam, za horyzontem, Kim być może znalazł dom.
   Jednak nie miała kompletnie pojęcia, że brunet już dawno nie żył, ponieważ tak jak wiele razy próbował, popełnił samobójstwo, by tak jak obiecał, stać się Aniołem dla ____.
~ ~
I scenariusz za nami. 
Mam nadzieję, że się Wam podobał, moje Słoneczka. 
Mam również nadzieję, że zamówienie, które przyjęłam zostało zrealizowane tak, jak chciałaś Słoneczko! 
*Pamięta ktoś może scenariusz z Samuelem pt. Szansa? Ekhem, bo.. Cóż... To tak jakby drugie wcielenie tego Samuela, który się zabił. Czemu? Ponieważ główną bohaterkę nazywa tam Aniołkiem. (Nie bez powodu, ale ciiii). Kocham ukryte znaczenia w swoich pracach....
MILE WIDZIANE KOMENTARZE 

Obserwatorzy