niedziela, 27 stycznia 2019

TKC #9 Boy meets evil

13 komentarzy:
Cześć
  Kolejna cześć przed nami, mam nadzieję, że przypadnie Wam ona do gustu Słoneczka.
Ostrzeżenia: Wulgaryzmy, możliwa przemoc.
  Nie przedłużając...
Zapraszam
~ ~  ~
~ Spójrz w moje oczy bez strachu 
~ Jesteś całym moim światem 
~ Nikomu nie możesz ufać 
~ Zaopiekuj się nasza księżniczką
~ Aish, nie bądź taka ponura moja księżniczko. Teraz twój ulubiony
oppa zabiera cię w cudowne i spokojne miejsce 

   Kim wpadł do swojego apartamentu niczym piorun i położył nieprzytomną dziewczynę na miękkim łóżku. Trząsł się niemiłosiernie, a jego oczy były napuchnięte od słonych łez z jego dolnej wargi leciała krew, ponieważ ten mocno ją zagryzał. Drżącą dłonią dotknął policzka ukochanej z przerażeniem stwierdzając, że ten był już zimny. Jej ciało już było zimne.
  -Kochanie, błagam. - uklęknął przy łóżku i przytulił się do jej dłoni, płacząc głośno i żałośnie. Może i był Stwórcą, potężnym, walecznym i praktycznie niezniszczalnym, lecz nawet mimo tego nie potrafił wskrzeszać. Lecz jego matka już tak, nie zawsze się to udawało, lecz może w przypadku ludzkiej dziewczyny się uda? Królowa ogromnie lubowała się w czarnej magi i co nieco potrafiła, miała te różne, magiczne specyfiki, medaliony, broszki, pierścienie, zioła. Praktycznie wszystko co każda Czarna Wiedźma.
   Do pomieszczenia wpadł równie zapłakany i jeszcze bledszy Jeon, który wprowadził za sobą starszą kobietę, która była matką V. Przez te trzy lata zmieniła się mocno, przybyło jej zmarszczek, jej długie włosy były spięte w mocno związany kok, lecz błękitne oczy wciąż wyglądały intensywnie. Może nawet bardziej niż wcześniej?
  -Matko. -  wyjęczał Tae, jakby sam był umierający. - Matko, błagam, uratuj ją. - wychrypiał, łapiąc starszą za zimną dłoń. Kobieta jednak nic się nie odezwała, patrząc poważnym wyrazem twarzy na swego syna, który tulił się to do niej, to do studentki. Pani Kim była cichą kobietą, lecz temperamentną co pozwoliło jej objąć władzę, to, że nie wybuchała złością nagle nie oznaczało, że zadarcie z nią mogło ujść komuś płazem. W końcu to po niej TaeTae był tak mściwy i zazdrosny.
  -Odejdź. - odezwała się chłodno, odsuwając syna. -Potrzebuję spokoju, ciszy i miejsca przede wszystkim, a twoja obecność mi nie pomaga, zwłaszcza, że dąsasz się jak dziecko. - warknęła. To nie tak, że nie kochała syna. Był dla niej wszystkim, oczkiem w głowie, jedynakiem, synem, którego zawsze pragnęła mieć. Lecz jeszcze jedna cecha wyróżniała władczynię z tłumu, była bardzo zamknięta w sobie i każdego traktowała chłodno, lecz jej serce było dobre. Dobre na tyle, by samotnie wychować syna. Jednak V z czułością i okazywaniem uczuć podał się do ojca, dziwne, prawda? Zwłaszcza, że jego ojciec to król Piekieł....
   -Uratujesz ją, prawda? - wyszeptał, wstając tak, jak matka mu kazała.
   -Wyjdź TaeHyung. - wymruczała, wyciągając dłonie w stronę Somin.

    Polka otworzyła powoli swoje zmęczone oczy, na swojej twarzy czuła przyjemny powiew wiatru oraz delikatną woń róż. Usiadła powoli i rozejrzała się dookoła, z zaskoczeniem stwierdziła, że siedziała na środku pustej polany obok jakiegoś białego nagrobka. Dookoła niej było pełno drzew, a zaledwie pięć kroków od niej, znajdował się mały ogród z różami koloru błękitnego. Przetarła oczy pewna, że ten widok był snem jednak to była prawda.
   -Aish, gdzie jestem? - wstała nieco obolała i rozejrzała się, czuła, że znała to miejsce, że w jakimś stopniu była z nim powiązana. I dopiero, gdy dojrzała zdjęcie oraz złoty medalion, zdała sobie sprawę gdzie była. - JiMinie! - krzyknęła, obracając się dookoła. Niestety odpowiedział jej tylko głośniejszy szum drzew, dlatego mruknęła pod nosem ciche przekleństwo i poprawiła sukienkę. - Omo, TaeHyung... Wino... - jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a dłonie odruchowo spoczęły na klatce piersiowej. Ze strachem stwierdziła, że narząd, który pompował krew, przestał bić. Była duchem?
   -Mój Króliczku. -usłyszała spokojny i przyjazny ton głosu, a na grobie postać siedzącego JiMina. Wyglądał inaczej niż wcześniej, był bardzo blady, jego włosy były ciemne, a oczy mocno podkrążone. Wyglądał jakby był umierający, co było idiotyczne, bo nie żył.
   -Zabiłeś mnie! - krzyknęła ze łzami w oczach.
   -Za nim mnie znienawidzisz za to, co zrobiłem, to pozwól mi to wytłumaczyć. - uśmiechnął się smutno jak jeszcze nigdy w życiu, a jego oczy zmieniły się z brązowych na błękitne.
   -Co niby wytłumaczyć? Zabiłeś mnie Park! Okłamałeś mnie, mówiąc, że trucizna miała być dla Stwórcy! - krzyknęła, tupiąc nogą, co bardziej wyglądało komicznie niż poważnie. Wilkołak podszedł do niej powoli i ujął jej twarz w swoje małe, przeźroczyste w pół dłonie.
   -Dałem ją Kookowi, mówiąc, by wlał to do kieliszka Tae. Wszyscy myślą, że to trucizna, ale nigdy w życiu nie zrobiłbym ci krzwydy Króliczku. Fakt, podmieniłem kieliszki, byś wypiła to ty, lecz nie umrzesz od tego jeśli matka V w porę cię wybudzi. - powiedział spokojnie, patrząc w jej oczy czule i z nie ukrywaną miłością.  - Jesteś najważniejszą kobietą w moim nieżyciu, chronię cię od pierwszego dnia naszego spotkania, jestem przy tobie w każdej złej i dobrej chwili, więc czemu uważasz, że byłbym zdolny zrobić coś takiego?  - w jego głosie można było usłyszeć smutek i rozczarowanie, co sprawiło, że Somin zrobiło się przykro.
   -Przepraszam, po prostu nie rozumiem co się ze mną dzieję. Co wypiłam, że straciłam funkcje życiowe. - mruknęła, patrząc uważnie na jego twarz. - Jednak powiedziałeś, że jeśli nie wybudzą mnie na czas to mogę umrzeć, prawda? - dodała szybko ze strachem.
   - Skarbie. -westchnął Park i odsunął się. - Możesz zapaść w śpiączkę, z której wybudzi cię nawet lekarz. Ten napój, który wypiłaś to trucizna, fakt, ale działa tylko i wyłącznie na Wilkołaki. Wypiłaś po prostu jad Demona. Nie umrzesz od tego, a przynajmniej nie tak szybko jak ja. - wymruczał i usiadł ponownie na własnym grobie.
   -Czemu to zrobiłeś? Żeby Tae zabił Kooka? Po co ci to?
   -Chciałem się z tobą spotkać na dłużej niż tych kilka minut ludzkich, od trzech lat pragnę się do ciebie chociażby przytulić, poczuć cię tak jak dawniej, a nie tylko powłokę, przez którą i tak po chwili przenikam. 
   -JiMinie...
   -Może i jestem martwy, może i moje ciało już dawno jest w stanie rozkładu, ale ja nadal mam uczucia. Tak samo silne jak wcześniej, nic się nie zmieniło, naprawdę. Nadal jesteś moją małą księżniczką, którą chcę chronić ponad wszystko. - uśmiechnął się słabo już nawet nie ocierając łez z pełnych policzków. Dziewczyna przytuliła się do niego mocno tak jak dawniej, lecz tym razem obydwoje czuli swoje ciała.
   -Obiecujesz, że niedługo wrócę do domu, prawda? - zapytała po kilku sekundach ciszy.
  -Tak kochanie, czuję, że cię niedługo wybudzą. - westchnął zrezygnowany i potarł kciukiem jej dolną wargę. Kochał ją cholernie mocno, ale musiał to ukrywać, przynajmniej wtedy, gdy żył.
   -Wiesz, cholernie mocno cię kocham. - wymruczał cicho i musnął delikatnie jej dolną wargę, rozkoszując się przyjemnym smakiem, którego nie mógł poznać za życia.
   -JiMin... Ja... - urwała zszokowana i przerażona, że kolejny chłopak wyznał jej miłość. Czuła się jak w telenoweli, i to w tandetnej telenoweli. Chłopak widząc jej przerażenie i szok w oczach, zaśmiał się smutno od razu tłumacząc.
   -Hej, skarbie, nie martw się tym. To teraz nie ma znaczenia. W sumie to... Nigdy nie miało, wiesz? 
  -C-Co? Czemu?
   -Wiesz, ja w porównaniu do tych dwóch debili znam granicie, umiar i sens działania. JungKook tak bardzo cię kocha i pragnie, że nie dba o teraźniejszość i przyszłość, co udowodnił okłamując cię przez dwa lata. TaeHyung natomiast jest tak zaślepiony tobą, że nawet gdybyś kazała mu wyrwać sobie skrzydła, nie wiem, wydłubać oczy, zrobiłby to od razu nawet nie pytając o powód. - zaśmiał się smutno, kontynuując. - Ja jestem inny. Mądrzejszy mimo że po moim ostatnim czynie może wyglądać to inaczej, lecz ja w porównaniu do nich, odpuściłem na samym początku. Zdałem sobie sprawę, że nie mam szans, więc po prostu obrałem sobie za cel ochronę twojego życia. Chociaż w ten sposób mogę pokazać ci swoją miłość. - dodał, głaszcząc  ją delikatnie po policzku. - Jak by to ujął twój facet 'Jestem tylko psem'.
   -Nie, jesteś moim Króliczkiem i najlepszym przyjacielem. - odparła od razu szatynka i mocno się do niego przytuliła. Park objął ją mocno i czule, ciesząc się jak małe dziecko.
   -Poza tym ja nie jestem egoistą jak oni i... Pomagam jednemu z nich. - dodał cicho prosto do jej ucha.
  -Co masz na myśli?
   -Jak się obudzisz zdasz sobie sprawę czemu i komu. Jednak powiem ci tyle, że od momentu twojego wybudzenia nie będziesz człowiekiem. 
   -Że co?! Kim będę?! - pisnęła, przerażona wizją bycia kimś... Innym.
   -Pamiętaj skarbie, aby zawiązać węzeł małżeński z istotą spoza Ziemi, musisz być w połowie tą rasą. Dlatego obudzisz się nie jako człowiek, lecz jako... -urwał, ponieważ dziewczyna zaczęła głośno kaszleć, a na jej lewym przed ramieniu pojawiło się znamię w kształcie półksiężyca.
   -Omo, co się ze mną dzieje?!
   -Twój los jest przesądzony właśnie dzięki temu znamieniu - uśmiechnął się i przytulił ją ostatni raz. - Właśnie wtłoczono w twoją krew, krew kogoś innego. Od teraz nie jesteś już tylko człowiekiem. 
  -Hm? Więc kim jeszcze? - zadała szybko pytanie, lecz w tej samej chwili obydwoje usłyszeli głośny płacz Kooka i V.
  -Pora na ciebie skarbie. - odsunął się  niechętnie, patrząc na zszokowaną dziewczynę.
  -Kiedy się spotkamy oppa?
  -Już nigdy mała, mój limit się wyczerpał, muszę wracać do Pustki. - westchnął, roniąc kilka łez. - Chciałem cię spotkać w tych ostatnich minutach, dlatego nie zmieniaj swoich uczuć względem mnie, dobrze? 
   - O czym ty mówisz? Jak to już nigdy cię nie zobaczę?! - jęknęła, widząc jak chłopak zaczął robić się przeźroczysty.
  -Oppa cię będzie chronił teraz i na zawsze mój Króliczku. Może kiedyś się spotkamy mała, może. - pomachał jej z uśmiechem i znikł, pozostawiając po sobie już tylko i wyłącznie wspomnienie.

    Moment, w którym Somin na nowo zaczęła oddychać, a jej serce pracowało, był najszczęśliwszym dniem w życiu Kooka i V.  Obydwaj jak z torpedy ruszyli do łóżka i uklęknęli przy nim, jeden złapał ją za lewą dłoń, a drugi za prawą. I mimo że Tae miał ochotę zabić na miejscu Jeona, powstrzymywał się tylko i wyłącznie ze względu na jego małe Kochanie.
  - Perełko. - odezwał się zapłakany Wampir, głaszcząc ją delikatnie za dłoń.
  -Omo, moja głowa. - jęknęła cicho i pomasowała swoje czoło mrucząc pod nosem.
  - Aish. - westchnął Tae i podał dziewczynie szklankę wody jednocześnie dziękując w myślach swojej matce za udaną pomoc.
  -Było ciężko, ale na szczęście królowa dała radę cię uratować. - wyszeptał Kook, patrząc ze smutkiem i łzami w oczach na dwudziestolatkę.
   -Chciałeś ją zabić! - wymruczał wściekły Tae i chwycił bruneta za szyję, ściskając ją tak mocno, że czuł pod jego skórą tętnice.
  - Aish nie. - pokręciła głową dziewczyna i wytłumaczyła im o co tak naprawdę chodziło. - Więc, czy teraz któryś mi powie, kim ja teraz jestem?
  -Nadal moją malutką. - urwał Wampir, ponieważ TaeHyung bez żadnego problemu rzucił nim przez pół apartamentu przez co sam zainteresowany wpadł na ścianę, robiąc w niej dziurę.
  -Ja ci dam matole tak mówić do swojej kobiety! - wysyczał V, a jego ciało na nowo zaczęły pokrywać czarne runy. Wstał gwałtownie na nowo przemieniając się w Demona, wokół niego buchnął sporych rozmiarów ogień, który skierowany był w stronę leżącego pod ścianą Jeona.
  -Tae, nie! - pisnęła przerażona dziewczyna, siadając szybko na łóżku.
  -Zabije, wypatroszę i powieszę nad kominkiem. - warknął, łapiąc starszego za kark i wbijając mu mocno swoje szpony. - A serce zjem kurwa na kolację. - po tych słowach wciąż oszołomiony Jeon, poczuł w swojej klatce piersiowej szpony V.
  -Kim! - pisnęła Somin, patrząc z przerażeniem na opętanego nienawiścią Tae. - Zostaw go, błagam!
  -Oj nie, nie zamierzam! - zaśmiał się blondyn i tak jak kiedyś w parku, mocno ścisnął martwy narząd w ciele bruneta i zaczął nim mocno i boleśnie szarpać, chcąc go wyrwać. I nie wiedząc kiedy został uderzony stołem, zszokowany spojrzał na Somin, której oczy zmieniły się na zupełnie czarne wraz z białkiem, tak jak dawniej HoSeokowi.
  -Powiedziałam zostaw! - warknęła poważna, patrząc z mordem w oczach na Stwórce.
  -Kochanie... - wyszeptał wyczerpany Kook, wyciągając w jej stronę dłoń. Dziewczyna po kilku sekundach ocknęła się i zdała sobie sprawę co zaszło kilka sekund temu, spojrzała przerażona to na Wampira to na Stwórce.
  -Omo, co to było...
  -Jedna z mocy mojego skarba. - powiedział z dumą TaeTae i kompletnie zapominając o Wampirze, przytulił do siebie swoją ukochaną. - Oppa pomoże ci je opanować skarbie. - dodał z czułością i musnął jej usta najczulej jak potrafił. I dopiero wtedy wyczuł, jak ich więź się umocniła.

   Jeon siedział na kominku, który nie spłonął w pożarze jego domu i ostatkami sił, wspominał momenty, gdy jeszcze był szczęśliwy, mając przy sobie Polkę. Może i nie byli razem wtedy, ale przynajmniej było między nimi dobrze, nawet bardzo dobrze. Lecz głupie podjęcie decyzji sprawiło, że był w takim a nie innym miejscu. Gdyby nie powrót Tae, gdyby nie to, że jego kłamstwo się wydało, może szukałby sali weselnej na ślub, którego tak bardzo pragnął? Może nawet mieliby palny na dzieci? Wiadomo, Somin musiałaby być Wampirem, ale jakoś i to udałoby mu się ukryć przed nią i po kryjomu ją zmienić. No właśnie, może...
   Dlatego siedział zapłakany, rozglądając się dookoła i przypominając sobie każdy najdrobniejszy szczegół jego poprzedniego, małego szczęścia, które obiecał mu HoSeok za czasów w Piekle. Więc, gdzie tak naprawdę popełnił błąd? Może wtedy w dniu ostatecznym powinien był szukać Kima i go w razie czego dobić? A może powinien nie wymazywać pamięci Somin? Co byłoby lepsze w tamtym momencie? Bo na pewno nie ta decyzja, którą podjął. Ta sama, która wracała do niego niczym efekt motyla.
   -Zostało ci jakieś siedemdziesiąt godzin życia, wykorzystaj to. - usłyszał za sobą głos, który oznaczał jedno.
  -Tsa, łapie garściami. - wymruczał, upijając kilka sporych łyków wina.
  -Dobrze wiedziałeś o ryzyku.
  -A weź ty się przymknij co? - warknął, obracając się w lewą stronę, by stanąć twarzą w twarz ze Śmiercią.
  -Przymknę się za siedemdziesiąt godzin. - machnęła dłonią w powietrzy, rozpływając się w postaci dymu.
  - Moja ostatnia deska ratunku. - zaśmiał się ponuro, patrząc na zgniecione zdjęcie swoje i Somin. - Albo się uda, albo naprawdę będę martwy, lecz tym razem bezpowrotnie. - dodał, wyrzucając butelkę za siebie.

 
  ~  ~ 
Cóż ta część miała wyjść dłuższa, ale jakoś nie potrafię takich pisać.
Eh. 
Mimo to mam nadzieję, że się Wam podobało. 
P.S. Postanowiłam zmienić plany, przed nami jeszcze część pt. Lie i epilog. Miała być jeszcze jedna część, ale... Cóż... Nie będzie.
MILE WIDZIANE KOMENTARZE 

czwartek, 24 stycznia 2019

TKC #8 Serendipity

15 komentarzy:
Cześć
  Przybywam do Was z już ósmą częścią The King Comeback. Mam nadzieję, że po skończeniu tego mini opowiadania, Alien jak i TKC zapadną Wam na dłużej w pamięci. Że będziecie do nich wracać chętnie i z uśmiechem.
Sądzę że prócz tej pojawią się jeszcze trzy części i epilog, nie wydaje mi się, by było ich więcej. Może długość prac i ilość akcji nie jest powalająca, ale mam nadzieję, że chociaż jakość prac to nadgania. Mam kilka pomysłów na zakończenie i jeśli mam być szczera, to mam taki ogromny mętlik w głowie, że nie wiem w końcu jak to zakończyć. Jednak sądzę, że epilog pojawi się już w Niedzielę, może wcześniej lub później. No nic, zobaczymy.
  Ostrzeżenia: Brak
Nie przedłużając...
  Zapraszam
~ ~ ~
Przyjaciel - Czasem ukrywa przed nami uczucia, plany.
Przyjaciel - Stara się pomóc jak może, lecz czasem może czynić inaczej.
Przyjaciel - To ktoś komu ufamy na sto procent.
Lecz nikt nie mówił, że przyjaciel może być przyjacielem naprawdę.

  Polka siedziała na wykładzie ukradkiem popijając ciepłą kawę z mlekiem, którą zakupiła jakieś pięć minut temu. Obok niej siedział Kim, który nie zrezygnował ze studiów, ponieważ chciał być blisko dziewczyny i mieć też na oku Jeona. A skoro już jesteśmy przy Wampirze, to Somin nie widziała go od tygodnia, pisała i dzwoniła do niego, ponieważ bardzo się martwiła, lecz ten nie kontaktował się z nią ani razu. Nawet jej nie śledził co ją mocno stresowało, ponieważ wiedziała, że Kim miał w planach pozbycie się Kooka już na zawsze.
  W pewnym momencie poczuła ciepłe usta Stwórcy na swojej szyi, który składał drobne i czułe buziaki na jej szyi pomrukując przy tym nisko i zmysłowo. Szatynka odruchowo się odsunęła, ponieważ nie była z nim w żadnej bliższej relacji, czego ten nie potrafił zrozumieć. 
  -Aish, daj mi się trochę tobą nacieszyć, hm? - uśmiechnął się w swój typowy, uroczy sposób, by zaraz przyciągnąć dwudziestolatkę bliżej siebie. 
 -Nie, przestań mnie całować. Nie jesteśmy razem. - mruknęła, była pewna, że Kima kolejny raz ogarnie szał jak jeszcze osiem dni temu, lecz ku jej zdziwieniu i ogromnej radości, ten posłał jej tylko słaby uśmiech i upił łyk jej kawy. 
  -Dobrze, przepraszam już nie będę. - przygryzł dolną wargę i splótł ich palce razem, bawiąc się nieco jej bransoletą, którą dostała od Jeona jakieś dwa lata temu. - Czemu tego nie zdejmiesz? Nie jesteście już razem. 
  -To pamiątka, poza tym Kookie nadal jest dla mnie bardzo ważny. To, że zrezygnowałam z jego miłości nie oznacza, że zrezygnowałam z jego przyjaźni. 
  -Zdajesz sobie sprawę, że póki on żyje to nasza miłość jest zagrożona? - spojrzał na nią ukradkiem, po czym rozpiął biżuterię na jej dłoni. - W twoim życiu kochanie nie ma miejsca już na Jeona. - dodał, by zaraz schować bransoletkę do kieszeni spodni. 
  -Nie możesz mi tego zabronić, nie jestem twoją własnością Kim. - mruknęła zła dziewczyna i odsunęła się od niego. 
  -Nie rozumiesz myszko, Kook już gryzie ziemię. 
  -C-Co?!
  -Znaczy, na razie tylko tak mówię, ale za kilka dni stanie się to pewnie prawdą. 
  -Jeśli coś mu zrobisz, możesz się pożegnać ze mną i z naszym wspólnym życiem. - syknęła, patrząc mu prosto w oczy jednak ten uśmiechnął się szeroko i ujął jej twarz mówiąc.
  -Czyli jest nadzieja na to, że będziesz moją kobietą, hm? - wyszczerzył się jeszcze bardziej, by zaraz dostać po głowie dziennikiem od profesora. 
  -Kim Taehyung do nauki! - wrzasnął starszy mężczyzna i jeszcze raz go uderzył, by zaraz zająć swoje poprzednie miejsce. 

  Deszcz padał z zachmurzonego nieba, a mocny i chłodny wiatr targał rozpiętą koszulą Jeona, który wolnym krokiem szedł przed siebie. W lewej dłoni trzymał butelkę whisky, którą już powoli kończył opróżniać natomiast w drugiej gniótł zdjęcie Somin. Łzy łączyły się z kroplami deszczu, które moczyły całe jego ciało, a stan upojenia sprawiał, że czuł jakby miał zaraz zwrócić. Czuł się jak śmieć, jakby stracił cały świat, jakby zagubił gdzieś swoje miejsce w całym wszechświecie. Nie potrafił sobie poradzić ze stratą dziewczyny, która tak wiele zmieniła w jego ponurym i samotnym życiu. Upił spory łyk alkoholu, a pustą butelkę wyrzucił za siebie. Nie wiedział, czy jego los był z góry przesądzony, czy tak łatwo się poddał i tak naprawdę oddał dwudziestolatkę Kimowi. 
  Usiadł na murku, patrząc na piękny widok przed sobą, ogromny ogród z małym oczkiem wodnym, przyprawiał go o miłe wspomnienia, które jeszcze bardziej go raniły. Nie dość, że stracił dom to jeszcze stracił miłość swojego życia, a jedynie co mu pozostało to siedzieć w swojej starej sali i czekać na śmierć, której oddech czuł już na karku. Przymknął zmęczone oczy i odchylił głowę, czując szybko spadające krople deszczu na swoją twarz, a szum drzew przyprawiał go lodowate dreszcze. 
  -Mogłem go zabić na samym początku. - wymruczał pod nosem by zaraz głośno westchnąć. 
  -To jeszcze nic straconego. - odezwał się poważny Park, siadając nagle obok przyjaciela. - Jeszcze możesz oszukać przeznaczenie. 
  -O czym ty do cholery mówisz? - spojrzał na niego zaskoczony, czując zawroty głowy. Jednak blondyn ujął jego dłoń i włożył do niej małą fiolkę z zielonym płynem, by zaraz zacisnąć dłoń Wampira. - Wlej to do jego wina, czy kakao. Nie poczuje wtedy smaku i nie wypluje tego. 
  -Co to jest? - zapytał jeszcze bardziej zszokowany brunet, patrząc na fiolkę z zieloną substancją. 
  -Trucizna, zabije go po pięciu minutach. Szybko i cicho. - wzruszył ramionami Wilkołak i poprawił swoje włosy, dodając. - Z tego co się orientuję to wieczorem Kim ma zabrać Somin do restauracji. Tam możesz mu to wlać do wina. 
  -Niby jak, co?
  -Słuchaj, ja ci dałem fiolkę, a ty sam resztę wykombinuj. - wymruczał Park i po prostu znikł, zostawiając zszokowanego chłopaka na murku. Kookie kompletnie nie rozumiał co właśnie zaszło i co to była za substancja, ale zamierzał to wykorzystać. To była jego ostatnia szansa. 

   Po południu Polka wybrała się na plażę, by zrelaksować się przed egzaminami, by przemyśleć sobie parę spraw, które dotyczyły jej życia prywatnego. Zdjęła buty i spuściła stopy z molo, by fale delikatnie muskały jej nagie stopy i tym samym pobudzając jej mózg do pracy ze względu na to, że było bardzo zimno. Jednak tak jak zawsze nie była sama, ponieważ po kilku sekundach pojawił się obok niej JiMin. Usiadł obok niej spokojnie, najbliżej jak tylko mógł i przytulił ją delikatnie całując subtelnie w skroń. 
   -Jak się czujesz mój mały Króliczku, hm? - zapytał z delikatnym uśmiechem nie mogąc oderwać wzroku od swojej przepięknej przyjaciółki.
   -Nie mogę się skontaktować z Kookiem. Wiesz może gdzie jest? 
  - Och,mała ani razu go nie widziałem. Nie rozmawiałem z nim odkąd uciekłaś wtedy z jego schronu. - poprawił spokojnie kosmyk jej włosów za ucho i musnął je delikatnie. 
  -Myślisz, że coś mu się stało?
  -Nie sądzę Perełko. - pokręcił głową.  - Wyczułbym to i TaeHyung też, więc nie mówiłby ci, że trzeba pozbyć się Wampira. 
  -Skąd o tym wiesz, hm? - spojrzała na niego, widząc rozmarzony wyraz jego twarzy tak jak dawniej, gdy jeszcze żył. 
  -Wiesz, że cię pilnuję od trzech lat. Nie chcę i nie pozwolę by coś ci się stało. - położył delikatnie swoją wpół przeźroczystą dłoń na jej policzku i pogładził go subtelnie, rozkoszując się przyjemnym ciepłem i miękką skórą. A gdy dziewczyna wtuliła się w jego dłoń, poczuł stado motyli w brzuchu, to było uczucie, które towarzyszyło mu zawsze, gdy Polka przy nim była. 
  -Więc... Czemu mnie okłamujesz? - zapytała nagle cicho i poważnie, patrząc chłodno w jego zaskoczone oczy. 
  -H-Hm? Jak to okłamuje? 
  -Ty też wiedziałeś o mojej przeszłości i o wymazaniu mojej pamięci, a mimo to tego mi nie powiedziałeś. Nie wyznałeś mi prawdy tak samo jak Jeon. - mruknęła, odsuwając się od niego. 
  -Wiedziałem, że mi nie uwierzysz. - westchnął cicho i spojrzał na swoje dłonie. - Nie chciałem cię kolejny raz stracić. Ostatkami sił wyrwałem się z ciemności, by móc przy tobie być jako duch. - dodał szeptem, mając łzy w kącikach oczu, lecz dziewczyna kompletnie tym nie wzruszona, a raczej rozczarowana, wstała z molo i zabrała swoje rzeczy.
    -Gdzie idziesz? - zapytał szybko również wstając, przerażony wizją tego, że dziewczyna się od niego odsunie. 
    -Idę na kolację z Kimem. - warknęła zła i ubrała buty, by zaraz szybo ruszyć w stronę domu.
    -Mała! Czekaj! - krzyknął za nią JiMin, dodając. - JungKook planuje dziś otruć Tae. Znalazł truciznę na niego, którą chce mu wlać do wina! - na te słowa dziewczyna przystanęła przestraszona, patrząc za siebie prosto na poważnego i zapłakanego Parka. Nie okłamał, prawda?

   Wieczorem tak jak Somin umawiała się z Kimem, wybrała się z nim do restauracji, gdzie mieli po prostu miło spędzić czas. Dziewczyna ubrała na tę okazję sukienkę do kolan koloru fioletu i buty na koturnie, chciała wyglądać elegancko zwłaszcza, że mieli jeść w bardzo drogiej i znanej restauracji. Gdy Kim podjechał swoim samochodem, dwudziestolatka wyszła z domu i zamknęła drzwi na klucz mocno spięta tym, co miała powiedzieć Hybrydzie. Gdy tylko się odwróciła w stronę pojazdu od razu napotkała wzrok szatyna, który trzymał w dłoni piękny bukiet niebieskich róż, które hodował w królewskim ogrodzie. 
   -Piękna róża dla przepięknej kobiety. - ucałował jej dłoń kłaniając się jednocześnie. 
   -Dziękuję Tae, to naprawdę miłe, a kwiaty są piękne. - ucałowała go w policzek, po czym wsiadła do samochodu. W momencie, gdy jechali dojechali na miejsce, oznajmiła niepewnie. - Tae, muszę ci coś powiedzieć. 
   -Co takiego królewno, hm? - zerknął na nią ze szczerym uśmiechem jednocześnie mając w oczach płomienne iskierki, które wywołane były przez tłumienie demonicznej strony V. 
   -Rozmawiałam dziś z Parkiem, powiedział mi, że JungKook chce cię otruć, dolewając ci czegoś do wina. - powiedziała szybko na wdechu, bojąc się reakcji chłopaka. 
  -Nie martw się malutka, oppa wszystko przewidział. - zaśmiał się i ucałował jej dłoń czule. - Chodźmy coś zjeść, hm? 
  -Tae, czy ty nie rozumiesz? We wszystkim możesz mieć tą substancję.
  -Wiem, dlatego ja nie będę ani jadł ani pił z rąk obcego kucharza, ponieważ dziś będzie nam gotował mój kucharz z zamku. 
  -Omo, tak? - spojrzała na niego w szoku. 
  -Jak najbardziej misiu, chcę by ten wieczór, a może i noc, były idealne. - mruknął zmysłowo i musnął delikatnie jej usta.
   Już po kilku minutach siedzieli przy pięknie ozdobionym stoliku, wybierając dania z karty, którą przyniósł kucharz Tae. Szatyn cały czas patrzył na skupioną dziewczynę, która dokładnie czytała nazwę każdego dania, na szczęście nazwy były przetłumaczone, ponieważ ta nie znała języka, którym posługiwali się Stwórcy. Kim natomiast czule gładził ją po dłoni nie mogąc oderwać oczu od niej, od jej malinowych ust, delikatnie pomalowanych oczu oraz nieśmiałego uśmiechu. Hybrydę cieszył sam widok radosnej Polki, ten widok był jak miód na jego serce, jak plaster na ranę, coś co utwierdzało go w tym, że ta dziewczyna była warta każdego jego zachodu. 
   -Wybrałaś coś królewno? - zapytał z uśmiechem, całując jej dłoń. 
   -Um tak, chciałabym to. - zaśmiała się skrępowana, ponieważ nie potrafiła przeczytać tak długiej i skomplikowanej nazwy, która mimo że była przetłumaczona, stanowiła dla niej sporą przeszkodę językową. 
   -Dobrze, coś jeszcze królowej podać? - odezwał się kurzach, notując jej zamówienie. Zdziwiona studentka spojrzała na mężczyznę, który skupiony notował każdą jej zachciankę. 
  -N-Nie...
  -A tobie, królu?
  -To samo co mojej damie. - zaśmiał się, widząc duże i bardzo czerwone rumieńce na twarzy dziewczyny. Była nowa w tej sytuacji i takie zachowanie mocno ją przytłaczało, nie była gotowa na to, by ktoś inny prócz Tae tak na nią mówił. 
   W tym samym czasie na kuchni panował spory chaos ze względu na dużą ilość zamówień, dlatego Jeon nie miał jak dostać się do kucharza, który obsługiwał V i Somin. A zwłaszcza dlatego, że Wampir tam nie pracował, został od razu wyrzucony z lokalu po tym jak kelnerka zdała sobie sprawę, że ten tu nie pracował. 
   -Cudownie. - warknął zły i patrzył na parę , która rozmawiała spokojnie i z uśmiechem. I mimo że widział szczęście w oczach Somin nie zamierzał się poddać. On musiał wygrać. 
   -Może zatańczymy, hm? - uśmiechnął się V, ujmując dłoń Somin.
   -Nie potrafię oppa..
   -Pomogę ci. - puścił jej oczko radosny i pociągnął na mały parkiet, gdzie tańczyło kilka osób. I właśnie ten moment chciał wykorzystać Wampir, który zakradł się od tyłu do restauracji. TaeHyung doskonale go wyczuwał każdą swoją komórką mózgową, dlatego obserwował dokładnie pomieszczenie, jednocześnie trzymając blisko siebie swoje Kochanie. Muzyka grała, klienci restauracji rozmawiali  i żartowali, atmosfera była po prostu idealna, lecz to co działo się poza świadomością przebywających, było dużo mroczniejsze niż mogłoby się wydawać. Brunet podszedł do stolika nie odrywając oczu od skupionego V, miał nadzieję że chociaż kilka kropel mu się uda wlać do jego kieliszka, dlatego gdy mu się to udało, poczuł nie małą satysfakcję. Gdy muzyka przestałą grać, wycofał się kolejny raz na tyły budynku by móc w ukryciu obserwować dalsze losy jednak ani V, ani Kook nie przewidzieli jednego. JiMina, który po kryjomu podmienił kieliszki. 
   -Omo, ale się zmęczyłam. - zaśmiała się szatynka, która usiadła na swoim miejscu i upiła spory łyk wina. 
   -W sumie ja też. - zaśmiał się Hybryda i ukradkiem wylał wino do kwiatka, które stało za jego plecami. Jednak coś mu nie pasowało i to bardzo, ponieważ roślina kompletnie nie zareagowała, mimo że od razu powinna zwiędnąć. Wtedy jego oczy rozszerzyły się do granic możliwości a twarz gwałtownie zwróciła w stronę jego królowej. 
  -Hm? Stało się coś? - oznajmiła, patrząc na niego z mocno bladą twarzą. 
  -Omo... - jęknął przerażony V i złapał w ostatniej chwili Polkę, która straciła przytomność. Ludzie się zbiegli, by zobaczyć co się stało i pomóc, lecz Kim doskonale wiedział, że nie było ratunku. 
  -Somin! - wrzasnął Jeon, wbiegając do sali i upychając mocno ludzi, by dostać się do Stwórcy. TaeHyung reanimował dziewczynę, nie mogąc sobie poradzić, ponieważ ogarnęła go panika. - Jesteś Hybrydą, zrób coś! - wrzasnął zalany łzami Kook, łapiąc nieprzytomną dziewczynę za dłoń. 
  -Jedź po moją matkę, szybko! - wrzasnął młodszy i wziął na ręce dziewczynę, której serce biło z każdą chwilą coraz wolniej. - Kochanie, nie zostawiaj mnie. Nie możesz! Nie wolno ci! - krzyczał przez łzy jednocześnie rozkładając swoje potężne skrzydła, które przeraziły gości lokalu. 
  -Do zobaczenia Króliczku, oppa czeka. - uśmiechnął się blondyn, patrząc na powoli umierającą dziewczynę. 
~ ~ 
No, no, no! Taki oto zwrot akcji. 
Czy kogoś zaskoczyło zachowanie JiMina, hm?
A może coś przeczuwaliście, hm?
MILE WIDZIANE KOMENTARZE 

środa, 23 stycznia 2019

TKC #7 I need u

12 komentarzy:
Cześć
   Przybywam do Was z niczym innym jak z kolejną częścią TKC, woha! Ktoś się cieszy równie bardzo jak ja? A może bardziej? Lub mniej, bo i taka opcja też jest. Mam ostatnio tak sporą wenę na pisanie, na nowe opowiadania przede wszystkim. Muszę sobie gdzieś je zapisać, to może w przyszłości jeśli nic się nie zmieni, to zasypię Was swoimi kolejnymi pomysłami, hah.
Czy tylko mnie przeraża jak jedna osoba może zmienić postrzeganie naszego świata? Jak jej zachowanie, słowa, samo spojrzenie potrafi sprawić, że świat staje się lepszy? A co dopiero, gdy jest ich siedem...
  Ostrzeżenia: Wulgaryzmy, możliwa przemoc.
Nie przedłużając...
   Zapraszam
~ ~ ~
Kocham cię.
Pragnę cię.
Marzę o tobie.
A najbardziej.
Potrzebuje cię, po prostu.

   Somin spojrzała w szoku na JiMina, który stał wyprostowany, patrząc na nich swoimi dużymi i nieco zamglonymi, brązowymi oczami, które oznaczały, że był duchem. 
   -C-Co ty... Mówisz? - wyszeptała z niedowierzaniem, siadając na fotelu. 
   -TaeHyung jest już stracony, stanowi dla was, dla ciebie Króliczku samo zagrożenie. - oznajmił tak spokojnie, że to było aż przerażające. 
  -Zgadzam się z nim, musimy się go pozbyć. - odezwał się od razu Jeon wyraźnie podekscytowany na taką wiadomość przez co Polka spiorunowała go wzrokiem. Między trójką przyjaciół panowała ponura cisza, dwudziestolatka przygryzała mocno dolną wargę, by się nie rozpłakać, ponieważ nie chciała śmierci Stwórcy. Może się go bała, może był agresywny, ale chciała mu dać szansę. Chciała sprawdzić, czy na pewno był taki, czy nie była to jego chwila załamania. W końcu różnie się reaguje na wieść, że druga połówka ma kogoś innego, prawda? 
   -Nie. - oznajmiła poważna, podnosząc się z fotela. 
   -Słucham? - Jeon, spojrzał na nią zszokowany, ponieważ kompletnie się tego nie spodziewał. Miał nadzieję, że po tej całej akcji, dziewczyna zechce zrezygnować z Kima. 
   -Nie możemy tego zrobić tylko dlatego, że chwilowo jego umysł jest... Opętany. - westchnęła, patrząc z nieukrywaną złością i rozczarowaniem na Parka. - Dajmy mu czas, trzeba się przekonać, że tamten Tae jest stracony. 
   -Kochanie, ja rozumiem, że w obliczu tej całej sytuacji... Naszego zerwania, mojego kłamstwa, możesz mieć mieszane odczucia co do Kima, ale to naprawdę zły pomysł. On cię zniszczy, zmusi do bycia ze sobą, zabije ludzi i mnie jeśli tylko ktoś stanie mu na przeszkodzie. A ja naprawdę nie pozwolę mu na to, by mi cię odebrał. Może mnie nie chcesz, może nawet już nie czujesz do mnie tego samego, ale ja kocham cię na zabój. I nie mówię tego, by ci się przypodobać, by pokazać się przed tobą jako romantyk. Nie. Mówię to dlatego, że zajebiście mocno mi na tobie zależy i że jestem w stanie zginąć dla twojej miłości. - jego słowa były poważne i cholernie szczere jednak Somin była uparta. Może czasem tam, gdzie nie było to kompletnie potrzebne. 
   -Nie, Jeon. To ja jestem powodem, który sprawił, że jest teraz taka sytuacja. Chcę to naprawić, przynajmniej spróbować. 
  -Kurwa mać! - wrzasnął Wampir pełen złości i rozczarowania jednak nie wiedział, czy zachowaniem Polki, czy idioty JiMina, który przyznał się do takiej akcji przy dziewczynie. - Zrozum do jasnej cholery, że to co próbujesz zrobić zagrozi naszemu życiu, twojej wolności!
   -To moje życie i moje decyzje!
   -Ja też podjąłem kilka decyzji i teraz wracają do mnie z takim uderzeniem, że czuje się na skraju załamania! Nie możesz dać mu szansy, nie zasługuje na nią! Nie po tym co ci zrobił!
   -Nie zrobił nic złego, zatracił się w swojej demonicznej osobowości, ale nigdy na mnie nie podniósł ręki. Groził mi to fakt, ale nie zrobił nic co zraniłoby moje ciało. 
   -Czyli co, czekasz aż cię uderzy? Zabierze do Hybryd? Zmusi do małżeństwa, huh?!
   -Przestańcie się kłócić! - warknął podniesionym głosem JiMin, lecz była para kochanków była już na tyle rozjuszona, że słowa padały z ich ust coraz to bardziej wulgarne. Jednak w pewnym momencie Jeon nie wytrzymał, wysunął kły i uniósł dłoń jakby chcąc uderzyć Somin. Park automatycznie zasłonił ją swoim ciałem, a zszokowany całą tą sytuacją JungKook odsunął się szybko od blondyna. 
   -Tylko spróbuj. - warknął Wilkołak, spinając całe swoje ciało.  Brunet widząc i zdając sobie sprawę, co właśnie chciał zrobić pod wpływem chwili, osunął się po ścianie i zaczął cicho szlochać. Jednak oliwy do ognia dodał fakt, że Somin po prostu opuściła schron, nie chcąc przebywać w pobliżu Wampira.
   -Jak ty potrafisz wszystko spieprzyć. - mruknął JiMin i rozpłynął się w powietrzu. 

   Studentka siedziała na molo, patrząc z pustym wyrazem twarzy na taflę wody, która falowała powoli i spokojnie, wydając przy tym przyjemny dla uszu szum. Powoli zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że gdyby w przeszłości nie zechciała poznać Kima, może byłoby inaczej? Może byłaby bezpieczna, żyłaby spokojnie i uczyła się na panią choreograf. Jednak to też oznaczałby, że prawdopodobnie nie poznałaby swojego Kookiego, JiMina i to też w jakimś stopniu by wpłynęło na jej życie. Nie wiedziała co robić, jakie decyzje podjąć, by wszystko się ułożyło. Otaczała ją kompletna pustka, sprzeczne emocje i myśli wcale nie pomagały jej we funkcjonowaniu. Z jednej strony kochała Kooka i wiedziała, że ten również darzył ją takim uczuciem, może nawet większym. Jednak z drugiej strony przy Kimie, jaki by on nie był, czuła się kochana, najważniejsza na świecie i przede wszystkim prawdziwie szczęśliwą dziewczyną. Więc, czy to oznaczało, że wiedziała jaką decyzję w przyszłości podejmie? 
   -Skarbie. - usłyszała niski głos, gwałtownie odwróciła się w stronę TaeTae, który stał nad nią z delikatnym, bardzo subtelnym uśmiechem. - Nie uciekaj, proszę. - dodał, widząc jak dziewczyna wzrokiem szukała drogi ucieczki. Uklęknął przed nią i ujął jej twarz w dłonie tak czule, tak delikatnie, że miała wrażenie iż dotykały ją płatki kwiatów, a nie męskie dłonie. Patrzył w jej oczy nic nie mówiąc, delikatnie kciukami pocierał jej zaróżowione od zimna policzki wciąż się do niej lekko uśmiechając. Ten Kim był inny, taki jak na początku, spokojny i może nawet nieco zawstydzony. To nie ten Kim, który jeszcze rano chciał ją zmusić do związku, to nie ten chłopak przed którym uciekała. Nie wiedziała, czy był filmowym Grey'em i miał kilkanaście twarzy, ale mogła przyznać z ogromną szczerością, że zadurzyła się w tym pierwszym Kimie. Spokojnym, zawstydzonym i nieśmiałym...
   -Przepraszam. - wyszeptał nagle patrząc na jej usta, by po chwili odsunąć się minimalnie od niej nie chcąc jej jeszcze bardziej wystraszyć. - Nie wiem co się ze mną dzieję, moja druga natura próbuje zniszczyć mi życie, odebrać calutki mój świat jakim jesteś ty. - dodał, przenosząc swój ponury wzrok na widok za plecami dziewczyny. Wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać, no, może uronić kilka łez, ponieważ jego dolna warga zaczęła nieco drgać, a brązowe oczy zaszkliły się. Między nimi wciąż jednak panowała cicha, która od czasu do czasu była przerywana szumem fal i gdzieś w oddali przejeżdżającym samochodem. Polka próbowała rozszyfrować co chłopak chciał tymi słowami uzyskać jednak nic bardziej sensownego do głowy jej nie przychodziło, prócz myśli, że ten po prostu żałował tego co zrobił. Co chciał zrobić. 
   -Nie rozumiem cię. - wyszeptała nagle przysuwając się bliżej chłopaka i dotykając niepewnie jego zimnych policzków. - Nie ufam ci, boję się ciebie, ale mimo to mam wrażenie, że wiele dla mnie znaczysz. Że to co nas łączyło wtedy, za czasów tej walki, przetrwało, a może nawet stało się mocniejsze. - dodała, przejeżdżając kciukiem po jego dolnej wardze. Blondyn pociągnął nosem jak mały chłopczyk i przytulił się do niej mocno, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. Somin otworzyła szeroko oczy, nie za bardzo wiedząc jak się zachować, lecz ostatecznie objęła go i zaczęła głaskać po plecach. Mogła doskonale wyczuć jak szybko biło serce chłopaka, jak bardzo pragnął tej chwili. 
   -Sam jestem na takim etapie, że siebie nie rozumiem. Jednak wiem, że to co było, jest i będzie jest związane tylko i wyłącznie z tobą. - uśmiechnął się smutno, ukradkiem ocierając pojedynczą łzę. 
   -Nie możesz żądać ode mnie tego, że mimo wszystko będę z tobą. Ja naprawdę sama nie rozumiem co łączy nas, mnie i Kooka...
   -Och, rozumiem. Staram się przynajmniej, ale wiedz, że jeśli wybierzesz jego nie unikniesz konsekwencji, ponieważ każda decyzja jakieś takowe niesie. 
   -Grozisz mi? - spięła się nagle na myśl, że ten mógł się na nowo przemienić. 
   -Nie kochanie. Chcę żebyś wiedziała, że jeśli ostatecznie wybierzesz Jeona, zabiję się. Ale jeśli wybierzesz mnie, to zapewne on podzieli mój los i sam zginie. 
   -A jeśli nie wybiorę żadnego z was? - odsunęła się od blondyna i spojrzała w jego smutne oczy.
   -Wtedy żaden z nas ci nie da spokoju, musisz któregoś z nas wybrać. - uśmiechnął się smutno.  
   -Nie muszę wybierać między wami, mogę sama odejść, pod każdym możliwym tego słowa sensie. 
   -Sugerujesz, że byłabyś w stanie się zabić? - spiął się na myśl, że dziewczyna byłaby naprawdę do tego zdolna. 
    -Może...
    -Kochanie, nawet jako trupy nie damy ci spokoju. Mogę zginąć z tobą, za ciebie, dla ciebie, ale nigdy w życiu cię nie opuszczę. - ucałował jej dłoń jak damie i wstał na równe nogi, otrzepując spodnie z ziaren piasku. 
    -Nie możecie mnie zmuszać do wyboru między wami, śmiercią a życiem.
    -Kotku, nasze życie to ciągłe decyzje, kiedyś będziesz musiała jakąś podjąć. - westchnął, czując nadchodzącego Jeona. - Ale pamiętaj, że gdzie ty, tam i ja niezależnie w jakiej sytuacji i pod jaką postacią. - dodał, by zaraz odwrócić się od niej i ruszyć przed siebie. Doskonale czuł jej smutny, przestraszony wzrok na sobie, jednak zdawał sobie sprawę, że prędzej JiMin stanie się żywy niż to, że którykolwiek z nich, pozwoli dziewczynie na śmierć.

   Czuł na sobie piekielne spojrzenia pełne złości i nienawiści, lecz mimo to szedł spokojnie przed siebie z wysoko uniesioną głową. Jego bujne, czarne włosy były idealnie ułożone, a pełne ciało blizn zakryte ciemnym ubraniem. Każdą częścią swojego ciała czuł otępiały ból wspomnień z tego miejsca, a z zabliźnionych ran na nowo sączyła się krew. I mimo że to było tylko w jego głowie, wciąż miał wrażenie jakby przeżywał najgorsze katusze. W pewnym momencie dwa, obślizgłe i wpółnagie Demony, otworzyły przed nim sporych rozmiarów drzwi. Jego bordowym oczom ukazały się dwa trony, lecz tylko jeden zajęty, przez wysokiego i bardzo dobrze zbudowanego mężczyznę. Jego włosy były długie, czarne i gęste a ich końcówki płonęły żywym ogniem, ciało pokrywała niezliczona ilość czarnych run od szyi po same stopy. Jego mocno wyrzeźbione abs wzbudzało mocne zainteresowanie wśród płci przeciwnej, mimo że jego wiek był już starczy trzymał się naprawdę dobrze. Miał około sześćdziesięciu lat ludzkich, lecz na przelicznik Demonów był sporo starszy co wzbudzało ogromny respekt wśród mieszkańców Piekieł, gdyż to był jedyny rządzący, któremu udało się przeżyć tak wiele brutalnych wojen.
   Chłopak stanął przed tronem i mimo że wyczuwał ogromną wściekłość i niechęć do jego osoby, nie zawrócił, nie zamierzał nawet tego zrobić, ponieważ przyszedł tu z jednego bardzo konkretnego powodu. 
   -Witaj, Lucyferze. - ukłonił się JungKook przed królem Demonów. 
   -Czego chcesz Jeon. - odezwał się niskim, potężnym głosem mężczyzna,  patrząc na niego z morderczym spojrzeniem, a jego zupełnie czarne oczy rozbłysły od ognia, którym buchnął w stronę Wampira.
    -Przyszedłem w ważnej dla mnie sprawie.
    -Zabiłeś mi syna! - wrzasnął król i wstał gwałtownie, napinając swoje umięśnione ciało jednocześnie idąc powoli w stronę młodszego. I mimo że tak naprawdę Kook znajdował się w najgorszym możliwym dla siebie miejscu, nie cofnął się nawet nie mrugnął tylko z dumą patrzył w demoniczne oczy Lucyfera.
   -Nie ja, lecz twój drugi syn. - oznajmił młodszy ze stoickim spokojem.
   - Mojego TaeHyunga w to nie mieszaj! - syknął, chwytając Jeona za szyję i podnosząc go wysoko jednocześnie go przyduszając. - Czego chcesz ty parszywy sukinsynu? - dodał, ściskając coraz mocniej szyję chłopaka. 
   -Puść. - wychrypiał Wampir, tracąc powoli przytomność i mimo że władca tego nie chciał, zrobił to i puścił bruneta. 
   -Czego tu szukasz, co? - odwrócił się tyłem do niego chcąc ruszyć w stronę tronu, lecz słowa, które wypowiedział były Somin, sprawiły, że król stanął jak słup soli.
   -Chcę podpisać z tobą pakt. 
   -Że co? Jaki do cholery pakt? - odwrócił się na nowo w jego stronę zaciekawiony i przymrużył swoje czarne oczy.
   -Dobrze wiesz, że twój syn chce być z Somin, z dziewczyną, którą ofiarował mi Jung.
   -To nie była żadna ofiara, tylko ucieleśnienie twojego idiotycznego marzenia. - parsknął Lucyfer i usiadł na tronie. 
   - Gówno prawda. - mruknął pod nosem Kook i dodał. - Chcę podpisać pakt z tobą, chcę byś zapewnił mi to, że Somin ze mną będzie.
   -W zamian za co? 
   -Za cokolwiek. - wzruszył ramionami młodszy kompletnie nie przejmując się możliwymi konsekwencjami, tak jak na początku okłamywania Polki.
  -Więc równie dobrze będę mógł żądać, że zaczniesz zachowywać się jak mój zmarły syn. - zaśmiał się i sięgnął dłonią po piekielny dokument. 
  -Tak, mogę taki być, bez żadnego problemu. - zaśmiał się, patrząc na poczynania króla.
  -Naprawdę jesteś taki głupi, czy miłość do tej dziewczyny aż tak siadła ci na głowie, hm?
  -Każda z tych opcji jest możliwa. - westchnął, drapiąc się po karku. 
Lucyfer podsunął pod jego nos dokument, który zawierał umowę, której żądał Jeon. 
  -Jesteś pewny, że to co robisz jest słuszne? - zapytał ciekawy mężczyzna, patrząc na bruneta, który wpatrywał się w kartkę papieru wyjątkowo intensywnie. 
   -Nie jestem już niczego pewny. Ja jedynie pragnę Somin dla siebie. 
   -Więc śmiało, podpisuj. - po tych słowach władca przeciął swoją dłoń po wewnętrznej jej stronie, jego czarna krew skapywała powoli na kartkę. - No dalej, daj mi swoją dłoń. - dodał, wyciągając swoją drugą dłoń w stronę Kooka.
W głowie młodszego zaświeciła się czerwona lampka, coś było nie tak, władca za szybko się zgodził na umowę. Nawet nie podał konkretnej ceny, więc równie dobrze Wampir mógł już nie wrócić żywy do Somin, dlatego chwycił kartę i zaczął ją skrupulatnie czytać. Każdy najdrobniejszy szczegół, każdą najmniejszą czcionkę. Był tak zdesperowany, tak bardzo potrzebował dwudziestolatki przy sobie, że zszedł do Piekieł. Do ojca Kima.
   -Dobrze. - zaczął nagle Lucyfer i wziął pakt z rąk Koreańczyka. - Jesteś głupi i ślepy, naprawdę uważasz, że poświęcę szczęście mojego ostatniego, żyjącego syna, który niedługo zasiądzie na tronie? Myślisz, że chcę stracić swoje ostatnie dziecko? 
  -Ja... Nie wiem. - westchnął Wampir już nie radząc sobie z konsekwencjami, które z dnia na dzień przerastały jego możliwości. 
   -Odejdź stąd nim cię zabiję. - warknął Demon i usiadł na tronie, patrząc złowrogo na Jeona. - No już, rusz się! - syknął i kolejny raz buchnął w niego ogniem. 

    Ciepłe dłonie obejmowały dwudziestolatkę wokół bioder, gdy patrzyła spokojnym wzrokiem na piękny księżyc w pełni. Mimo że jej życie się sypało, że miała wybrać między dwoma swoimi byłymi przyjaciółmi, czuła się dobrze. Spokojna, zrelaksowana po prostu łapała chwilę, która w każdej sekundzie mogła zostać po prostu przerwana. 
  -Naprawdę byłbyś w stanie to zrobić? -zapytała nagle cicho blondyna.
  -Tak mała, dla mnie najważniejsze jest twoje szczęście i bezpieczeństwo. 
  -Skoro tak, to  czemu spiskujesz przeciwko TaeTae, wiedząc, że chcę mu dać szansę?
  -Aish, Króliczku. - westchnął Park i położył swój podbródek na jej ramieniu. - To nie tak, dam mu czas, by się zrekompensował za te czyny, ale nie obiecuję, że nie podniosę na niego ręki. 
  -Myślisz, że źle robię dając mu szansę? - westchnęła, zerkając na przyjaciela. 
  -Każdemu należy się szansa mała, zwłaszcza jak ktoś wykazuje chęć poprawy. A Kim chyba właśnie chce tej poprawy, więc myślę, że dobrze czynisz. 
  -A co z Kookiem? 
  -Króliczku wiem jak wygląda to z twojej strony, ale z mojej... - urwał na chwilę. - Aish, chyba będę musiał mu zrobić miejsce obok siebie. 
  -Hm? O czym ty mówisz?  - odwróciła się w jego stronę zdziwiona, nie wiele rozumiejąc z jego słów.  Lecz Wilkołak uśmiechnął się tylko smutno i ujął jej twarz, patrząc w jej oczy i mówiąc bardziej do siebie niż do niej. 
  -Po prostu daj mu odejść w świadomości, że twoja miłość względem niego jest prawdziwa, bo niewiele mu czasu zostało. - wyszeptał i po prostu przytulił się do Polki najmocniej jak tylko potrafił.
~ ~
Kolejna część za nami. 
Podobała Wam się? 
Mam nadzieję, że tak Słoneczka.
MILE WIDZIANE KOMENTARZE  

wtorek, 22 stycznia 2019

TKC #6 Fake Love

7 komentarzy:
Cześć
   Przychodzę do Was z szóstą częścią opowiadania, miałam nadzieję, że uda mi się go skończyć jeszcze w tym tygodniu. Ale mimo że naprawdę chcę mieć to już za sobą, to nie potrafię, ponieważ ograniczony czas i wena to coś, czego zapewne wiele z nas nie lubi.
Kilka Słoneczek już niedługo zobaczy, że na moim koncie pojawi się wieloczęściowiec z Min YoonGim. Stalker, który miał pojawić się tu, pojawi się jednak na Wattpadzie tak jak I Need... , Guardian Angel prawdopodobnie też. Zaczęłam pracę nad Stalkerem, pracuję nad TKC, piszę w międzyczasie scenariusze i reakcję, dlatego naprawdę nie znajduję już czasu na to wszystko, hah. Ale zostało mi jeszcze cztery dni, więc mam nadzieję, że zakończę TKC lub będę blisko jego końca.
  Zachęcam inne Słoneczka do odwiedzenia mojego konta na Wattpadzie, gdzie nazywam się CiasteczkoTae, można mnie tam zaobserwować, by wiedzieć wszystko na bieżąco i móc ze mną pisać. Jedno Słoneczko już do mnie napisało, co jest mega urocze.
  Ostrzeżenia: Wulgaryzmy, możliwa przemoc, samookaleczenie.
Nie przedłużając...
  Zapraszam
~ ~ ~
 (...)
Nawet ty mnie nie rozumiesz
Mówisz, że jestem obcy, chociaż to ty mnie zmieniłaś
Mówisz, że nie jestem sobą, którego dobrze znasz 
(...) ~ BTS - Fake Love

   Ciepłe i duże dłonie delikatnie sunęły po półnagim ciele Somin zahaczając od czasu do czasu o górną część bielizny. Smukłe palce wsuwały się delikatnie pod koronkowy materiał, a ciepły oddech na jej karku przyprawiał ją o dreszcze, a nieco ostre zęby przygryzały delikatnie płatek jej ucha.
  -Moja królowa. - wyszeptał zmysłowo Stwórca, przyciągając ją do swojego nagiego i ciepłego torsu.
  -Zostaw i daj mi się ubrać. - jęknęła nieco przestraszona tak śmiałym zachowaniem TaeHyunga, by zaraz odepchnąć go od siebie i sięgnąć szybko po bluzę. 
  -Skarbie, wcześniej czy później będziemy się razem kochać. Będę widział cię nago i będę cię dotykał w każde możliwe miejsce. - zaśmiał się, przygryzając z uśmiechem swoją dolną wargę i dokładnie obserwując swoje Kochanie. 
  -Nie! Nawet tak nie mów! - krzyknęła, czując coraz większy strach do Hybrydy. Kojarzyła mniej więcej jaki był V przed tym całym uśpieniem, że to był zupełnie inny chłopak, niż ten, który przed nią stał. 
  -Więc jak mam zrobić z nas rodziców skoro nie chcesz się przede mną rozebrać, huh? - wyprostował się i spiął nieco ze złości, patrząc na nią błękitnymi tęczówkami. 
  -Nie będzie żadnych dzieci, żadnej naszej przyszłości. - wyszeptała, cofając się powoli, ponieważ miała wrażenie, że Kim byłby w stanie użyć na niej siły.
 -O nie, nie, nie. - pokręcił głową i uśmiechnął się w naprawdę psychopatyczny sposób ukazując tym samym sporych rozmiarów kły. - Będziesz matką moich dzieci, czy tego chcesz, czy nie.
  -Nie możesz mnie... Zmusić. - pisnęła, gdy popchnął ją na ścianę i zagrodził jej drogę, ponieważ położył dłonie po obydwóch stronach jej głowy. 
  -Jestem Stwórcą, królem Piekieł i świata Hybryd, twoim facetem, więc mogę dużo. 
  -Zmuszasz mnie do dzieci, do seksu, do twojej bliskości, gdy ja tak naprawdę cię nie znam, nie pamiętam i szczerze mówiąc, żałuję, że stanąłeś mi kiedykolwiek na drodze. - mruknęła, patrząc mu w oczy. Te słowa podziałały na blondyna jak ogień na benzynę, w jego oczach dało się wypatrzeć ogromny obłęd, a piekielne iskierki w źrenicach dawały ostrzeżenie Somin, że lada chwila jej życie mogło zostać przerwane. Jego szczupłe i nieco umięśnione ciało, zaczęły pokrywać czarne runy, a mięśnie stawały się większe niż dotychczas. Jego głos zrobił się niższy, bardziej ochrypły i potężny, a włosy z blondu przybrały kolor ognistej czerwieni. Dziewczyna nie miała pojęcia, że tym zdaniem wywołała najgorszą stronę Kima, a mianowicie nie Stwórcę, lecz samego Demona. 
  -Spieprzaj. - syknął, zaciskając dłonie w pięści, by móc jeszcze zapobiec temu, co chciał zrobić. - Spierdalaj! - wycharczał i popchnął Polkę na tyle mocno, że ta dosłownie wpadając na drzwi, wyważyła je swoim ciałem. Pisnęła głośno z bólu, lecz widząc szybko oddychającego Kima, który szamotał się sam ze sobą, zrozumiała, że w to co wdepnęła dwa lata temu, było niczym w porównaniu z tym, co musiała przeżyć po przebudzeniu zmienionego V.

   Polka wpadła szybko na peron, rozejrzała się dookoła i jedynie co dostrzegła to powoli ruszający pociąg. Nie myśląc wiele, a tak właściwie zupełnie bezmyślnie, nacisnęła guzik awaryjny przez co drzwi od pojazdu szynowego się otworzyły i z impetem wpadła do środka. Zajęła miejsce szybko w ostatniej kajucie bez biletu, nawet nie wiedząc, gdzie jechała. Musiała uciekać i nawet jeśli jej starania i tak z góry były przegrane, chciała chociaż spróbować. Pociąg wydał głośny pisk typowy dla takich pojazdów, po czym leniwie a z czasem nieco szybciej zaczął mknąć przed siebie. 
Przerażona zdała sobie sprawę, że pogoda zmieniła się diametralnie, ponieważ burza, która rozpętała się w momencie, gdy dziewczyna uciekła z domu, przybrała teraz bardziej kształt powoli tworzącego się leja, który zwiastował jedno. Tornado. Co było oczywiście niewytłumaczalnym zjawiskiem, zwłaszcza, że tornado tylko raz wystąpiło w Korei Południowej. 
  Kilometry mijały wyjątkowo szybko, a niebieskooka powoli się uspokajała, mając nadzieję, że chociaż na chwilę się odcięła od chorego TaeHyunga. Jednak jej pozorny spokój nie trwał zbyt długo, gdyż w pewnym momencie, na środku zupełnie pustego pola, przez którego przebiegał pas torów, pojawił się Tae. Stał na środku szyn, patrząc z chytrym uśmiechem na rozpędzony pociąg, który już z daleka wydawał głośny, ostrzegawczy klakson. Kim dobrze wiedział, że jeśli ta maszyna spotkałaby się z jego ciałem, to ten nie zginąłby jak każdy człowiek, lecz pojazd wyleciałby po prostu z torów, a sam zainteresowany byłoby może lekko poturbowany. Zaleta bycia nadzwyczajnym. 
   Gdy Somin tylko dostrzegła co się zaczęło dziać, zrozumiała, że przed Kimem nie było żadnej ucieczki. Gdy pociąg się zatrzymał, dosłownie milimetry od ciała V, ten przemienił się kolejny raz i rozłożył swoje potężne i mocne skrzydła, chwycił metalową poręcz od schodków prowadzących do jednych z drzwi, i zaczął powoli ruszać na lewo i prawo pojazdem. Maszynista zaczął dzwonić na policję myśląc, że to uratuje jakoś ludzi, lecz widząc, że pociąg z sekundy na sekundę zaczął się przechylać w stronę ziemi, klamką prawie dotykając podłoża, zrozumiał, że ich położenie było tragiczne. Szatynka chciała wyjść z kajuty i tym samym oddać się w ręce wściekłego i agresywnego Kima, lecz w tej samej chwili, ktoś chwycił ją mocno za dłoń i siłą wywlókł z pomieszczenia, w którym była. 
   -J-JungKook? - wyszeptała, widząc tył pleców swojego byłego już chłopaka. 
   - Cii. - przyłożył palec do jej ust i objął ją mocno, mówiąc szeptem. - Kim zabije tych ludzi jeśli nie wyjdziesz, ale jest jeszcze inny sposób. 
   -Jaki? - zapytała od razu, czując minimalną nadzieje. 
   -Musisz mi pozwolić dać się porwać. 
   -C-co? Gdzie?
   -Do zniszczonej willi za czasów wojny ras. Zgadzasz się? 
   -Omo, tak! - krzyknęła, gdy na końcu korytarza pojawił się zdyszany Kim, którego skrzydła powoli zanikały w jego skórze. Wampir nie czekając ani chwili dłużej, objął swoją byłą dziewczynę, i przymknął oczy tym samym teleportując się z nią na obrzeża Daegu.

   Dziewczyna stanęła przed zgliszczami dawnego domu Jeona nie rozumiejąc, czemu odwiedzali to miejsce, jeśli jedynie co pozostało po ogromnym budynku, to kilka desek i kominek. Jednak zauważyła, że Wampir szukał czegoś pod resztkami desek, cegieł i popiołu, więc od razu ruszyła do niego chcąc mu pomóc. 
   -Mam, chodź. - mruknął, otwierając mały właz, który do złudzenia przypominał wejście do kanałów. Somin nawet nie zapytała po co tylko weszła od razu do środka po stromej i małej drabince, jedynie co mogła dostrzec to całkowita ciemność i odór nie wietrzonego miejsca. Bez wahania złapała bladą i zimną dłoń Wampira, który tak jak w dniu ich ucieczki, prowadził ją w ciemności do miejsca, gdzie ta miała być bezpieczna. 
   -Pewnie nie pamiętasz zbyt dobrze tego miejsca, ale to moja dawana sala treningowa. Tutaj nie raz ćwiczyłem mięśnie, by móc ci się przypodobać. - uśmiechnął się smutno, zdejmując pajęczyny ze ścian. 
  -Jedynie co nieco pamiętam to to, że tędy uciekaliśmy do takiej jaskini.
  -Tak, dzień ostatecznego starcia. - westchnął, ocierając krew z dolnej wargi. - Masz, zjedz bułkę, bo pewnie jesteś głodna. - dodał po chwili ciszy, podając jej prowiant, który zdążył dla niej wcześniej zrobić. 
   -Dziękuję. - uśmiechnęła się smutno i usiadła na fotelu jedząc powoli. W tym samym czasie Jeon starał się ogarnąć pomieszczenie z pająków, pajęczyn i innego dziwnego robactwa, którego nie lubił. Od czasu do czasu zerkał na dziewczynę, którą kochał ponad wszystko i dla której był w stanie pójść na pewną śmierć. Chciał ją objąć, pocałować i zapewnić, że w jego objęciach była bezpieczna. Lecz dobrze wiedział, że to ostatnie byłoby kolejnym kłamstwem, ponieważ nie był  w stanie obronić dwudziestolatki przed Hybrydą, jednak nie zamierzał się poddawać. 
   -Nie przyjdzie tu TaeHyung? - zapytała niepewnie, patrząc na brudnego i zakurzonego Wampira. - Mówił, że jest w stanie mnie wyczuć nawet na innym kontynencie. 
   -Tak to prawda, lecz te ściany są stworzone na właśnie takie istoty. - posłał jej słaby uśmiech i usiadł zaraz obok niej. Odruchowo położył dłoń na jej udzie, gdy tylko się zorientował, cofnął ją. Nie chciał jej jeszcze bardziej wystraszyć. 
    -Czy on zawsze taki był? Pamiętam co nieco, że był milszy i mniej agresywny, ale nie wiem, czy to prawda, czy tylko moja wizja jego osoby. - spojrzała na zamyślonego chłopaka, chciał powiedzieć, że Kim zawsze taki był, że był okropny. Jednak zdawał sobie sprawę, że w obliczu niedługiej śmierci i straceniu swojego Kochania, musiał być szczery. Był jej to winny.
   -Nie. Był potulny jak baranek, zwłaszcza dla ciebie. Był ostatnim Stwórcą, który użyłby przemocy wobec kogokolwiek. No, prócz Junga, który groził ci śmiercią. 
   -Więc... Czemu mu tak odbiło? - westchnęła, żałując, że podjęła tak szybko tak wiele decyzji.
   -Może przez to uśpienie? Może jego wewnętrzny Demon postanowił pokazać na co go stać? Może ta miłość do ciebie zrobiła z niego takiego potwora? Nie wiem, mała. - po tych słowach poczuł, jak Polka się do niego tuliła, powoli zasypiając. Uśmiechnął się smutno, roniąc kilka łez, ponieważ nie chciał się z nią rozstawać, nie chciał umierać i pozwolić Kimowi wygrać, lecz zdawał sobie sprawę, że z Hybrydą nie było żartów. Że łatwiej byłoby pozbyć się kilkunastu Jungów niż jednego TaeTae. 
- Będę cię chronił tak długo, jak tylko będę potrafił księżniczko. - ucałował jej policzek i okrył swoją bluzą, kiwając się z nią na boki jednocześnie nie odrywając od niej oczu. 

   W tym samym czasie V ryczał na cały apartament, który zamieszkiwał. Szarpał włosy z głowy, wyrywał swoje czarne pióra, drapał swoją twarz szponami. Nie radził sobie sam ze sobą, nie radził sobie z miłości do Somin, nie radził sobie ze świadomością, że z każdym tak okropnym i niebezpiecznym zachowaniem tracił możliwość założenia z nią rodziny. Wiele istot mówiło mu, że takich jak Polka było mnóstwo, że nie musiał mieć ludzkiej dziewczyny za żonę, lecz oni nie rozumieli. Nie mieli pojęcia co znaczy kochać na zabój, co znaczy darzyć kogoś bezgraniczną miłością, lecz nie taką jak na filmach, dużo mocniejszą, niebezpieczną, niszczycielską i przede wszystkim tak cholernie prawdziwą. 
   -Musisz mnie kochać! - wrzeszczał, rzucając się do ściany do ściany, zmieniając swój wygląd co kilka sekund. Wyglądał jak zamknięte, ranne i zastraszone zwierzę, które za wszelką cenę nawet kosztem własnego życia, pragnie się uwolnić. 
   - TaeHyung - usłyszał spokojny, pełen powagi głos dobrze znanej mu osoby. Kogoś, kogo dawniej nienawidził, a kto mógł się stać jego sprzymierzeńcem. 
   -JiMin? Czego chcesz? - warknął, patrząc na niego swoimi bordowymi oczami.
   - Pomogę ci odzyskać Somin. Pomogę ci rozkochać ją w sobie. Pomogę ci stworzyć z nią szczęśliwą i kochającą rodzinę. Pomogę ci pozbyć się Jeona. 
   -Słucham?! Co?! Ty?! Wampir to twój przyjaciel. - syknął, prostując się momentalnie na wieść, że ten chciał mu pomóc w tak ważnej sprawie. 
   -Somin to moja najlepsza przyjaciółka i wiem, że bardzo cię kocha, ale równie mocno się ciebie boi. - oznajmił blondyn, siadając wygodnie na stole i bawiąc się kolczykiem w swoim uchu. - Jednak do tego jest mi potrzebna również twoja pomoc, Kim. Musisz się zmienić. Musisz na nowo być tym Kimem, którego poznała za czasów walki. 
   -Ale ja nim jestem do jasnej cholery! - wrzasnął, spinając się jeszcze mocniej.
   -Kogo ty robisz za idiotę? Chyba tylko siebie. Dobrze widzę, jak twoja druga natura przejmuje nad tobą kontrolę, jak sobie na radzisz sam ze sobą. Jak ty chcesz na nowo rozkochać w sobie mojego Króliczka, skoro grozisz jej, zmuszasz do kochania ciebie? Chcesz by jej miłość była fałszywa, huh?
  -Yah nie! Oczywiście, że nie! Więc... Co mam robić? - zapytał, przysiadając się szybko do JiMina.

    Po sali treningowej Jeona rozbrzmiało mocne pukanie do drzwi, Somin jak na zawołanie wstała na równe nogi, pewna, że był to Kim. 
   -Króliczku?! - pisnęła nie dowierzając, gdy w progu stanął nie kto inny jak sam Park JiMin, Wilkołak, który zginął prawie trzy lata temu. 
   -Cześć malutka. - zaśmiał się, widząc jej zaskoczenie na twarzy. 
   -Co tu robisz?! - skoczyła na niego radosna i zaskoczona, że przyszedł do niej, gdy ta nie tańczyła tak jak zwykle. 
     -Wiesz mała, mam ważną rzecz do przekazania odnośnie Kima.
     -Jaką? - odezwał się Jeon, prostując się na dźwięk tego imienia. 
     -Musimy zniszczyć Hybrydę. - oznajmił z powagą blondyn, patrząc na zszokowanego Jeona i przerażoną Polkę. 
  
 
~ ~ ~
I co sądzicie o szóstej części? 
Jesteście zaskoczeni zachowaniem JiMina?
MILE WIDZIANE KOMENTARZE 

TKC #5 Don't leave me

8 komentarzy:
Witam
   Przybywam do Was z kolejną częścią TKC, mam nadzieję, że ktoś się z tego powodu cieszy.
Akurat teraz naszło mnie na słuchanie wolnych i smutnych piosenek, czego zazwyczaj nie robię, bo ich po prostu nie lubię. Jednak na pewno ktoś z Was miał taki krótki czas na refleksję, zastanawiał się nad przeszłością i przyszłością. Dlatego i mnie teraz tak jakoś naszło. Nie wiem, gdzie czas mi ucieka, przemyka między palcami, a ja nawet nie wiem kiedy i dlaczego. To wszytko dzieje się za szybko. I dopiero godzinę temu zdałam sobie sprawę, że A.R.M.Y jestem już pięć lat. AŻ pięć lat. Kiedy mi to tak przeleciało? Jeśli mam być szczera to cofnęłabym się w czasie, tak do ery RUN, może do SBT? Wtedy wszystko wydawało się zupełnie inne i na pewno, hah, na pewno lepsze.
   Ostrzeżenia; Wulgaryzmy, przemoc.
Nie przedłużając ...
  Zapraszam
  ~ ~ ~
(...)
Czemu nic nie rozumiesz? Wiem, że jestem tylko małym człowieczkiem,
Lecz zamiast po mnie deptać, maszeruj u mego boku
Twoje nieprzemyślane słowa i czyny powoli mnie niszczą
I choć wszystkiemu zaprzeczasz, ja czuję się jak w pułapce 
Kryję się za maską kpiny, proszę nie próbuj mnie odnaleźć 
(...) - Tiger JK - Reset



    Przerażone, błękitne oczy dwudziestolatki patrzyły na płonącą postać TaeHyunga. Jednak nie tego ze studiów, lecz tego, który kiedyś wkradł się do jej domu. Wysoki, szczupły i umięśniony blondyn, który w oczach miał czyste opętanie i wściekłość. W niczym nie przypominał tego Kima, który głaskał ją czule po policzku, lecz Demona w ciele człowieka. Jego niski i ochrypły głos sprawiał, że nawet dotychczas szumiące liście na drzewach przestały wydawać jakikolwiek dźwięk, a okoliczne psy piszczały, jakby je katowano. Przyroda, zwierzęta i nawet prawdopodobnie ludzie, zamarli w ogromnym przerażeniu przed tak potężną i nieobliczalną istotą, jaką stał się Tae.
Jeon jak na zawołanie schował za sobą dziewczynę, chroniąc ją własnym ciałem. Jego dotychczas ciemne oczy, przybrały kolor bordowy, a kły wyostrzyły się jeszcze bardziej przez co można było się domyślać, że były w stanie rozszarpać tętnice jednym nakłuciem. 
   - Ty mały, parszywy, nic nie znaczący sukinsynu. - zaczął Stwórca potężnym głosem, robiąc krok w stronę Wampira. 
  -Byłem pewny, że HoSeok cię zabił. - warknął starszy i również zrobił krok w stronę płonącej postaci. - Ale skoro jemu się nie udało, to mi się uda. - dodał, by zaraz rzucić się szybko na Hybrydę. Jednak ten przewidział, że Wampir to uczyni, dlatego w ostatniej chwili usnął się spokojnie na bok jednocześnie robiąc krok w stronę przerażonej Polki.
  -Mój malutki skarbeńku. - uśmiechnął się, ukazując swoje ostre i mocne kły, by zaraz ująć jej bladą i zimną dłoń. Ogień zaczął również pokrywać ciało dwudziestolatki, lecz ona w porównaniu do innych istot, nie odczuwała bólu. Płomienie z ciała Kima, opatulały ją spokojnie tym samym sprawiając, że ta była chroniona przed dotykiem Wampira, ponieważ ten zapłonąłby żywcem, ginąc prawdopodobnie na miejscu. 
   -Kochanie, chodź tu, szybko! - wrzasnął Kook, wyciągając w jej stronę dłoń, lecz tuż nad jego głową zaczęły kłębić się potężne, burzowe chmury, które zwiastowały najgorsze. Dziewczyna chciała to zrobić, całym sercem jednak TaeTae stanął za nią z uśmiechem i objął ja czule od tyłu. Czuł potężną więź, która była między nimi, i którą czuli obydwoje jednak był świadom, że Polka poszłaby do Kooka. Nie dlatego, że go kochała, lecz dlatego, że tylko jemu ufała. 
Pocałował ją czule w kark i oparł podbródek na jej głowie, duże i  smukłe dłonie, które wciąż płonęły, sunęły po jej nagim brzuchu sprawiając, że ta dostawała dreszczy. 
   -Księżniczko, wiem, że się mnie boisz i nie dziwię się, ponieważ to dla ciebie coś niewytłumaczalnego. Jednak wiedz, że Jeon karmi cię kłamstwem, że żyjesz z nim tylko dlatego, że bawi się twoim umysłem jak dziecko klockiem. Ma cię w swych rękach i może zrobić z tobą co tylko by chciał. 
   -P-Puść mnie... Proszę. - szepnęła przerażona ___, trzęsąc się ze strachu. Jednak Kim nie zamierzał się tak łatwo poddać, nie chciał się bić z Jeonem, bo wiedział, że jego śmierć - przynajmniej wtedy - nie pomogłaby mu na odzyskanie miłości niebieskookiej. Dlatego też uśmiechnął się do przestraszonego i bezradnego Wampira, by zaraz ucałować delikatnie ucho Polki i zacząć jej przelewać wszelkie wizje z jej przeszłości. Słyszała, widziała, czuła każdą cząstką siebie rany, rozmowy, emocje, uczucia, wszelkie wizje pochodzące od HoSeoka. Dosłownie V zobrazował cały rok jej życia nie dając jej chwili wytchnienia. I może to co robił było dla niej niczym najgorsza tortura, może jej zabliźnione rany otwierały się na nowo, może i nie miała pojęcia, czy to wszystko było prawdą, jednak robił to z ogromnym uśmiechem na twarzy, patrząc w oczy zapłakanego Wampira, którego umysł był dużo słabszy od tego Hybrydy. Świadomie zadawał ból nie tylko dziewczynie, lecz także jej chłopakowi, który był winien tego, co dziewczyna w tamtej chwili przeżywała. To była kara dla ich obojga. 
   -Księżniczko, nie wierz mu! On cię okłamuje! To nie prawda co widzisz! - wrzeszczał zapłakany jakby chcąc dotrzeć do umysłu dziewczyny. Niestety ta go nie słyszała, ponieważ jej umysł i ciało były zablokowane przez Stwórcę, który dosłownie upijał się widokiem tak cierpiącego Jeona.
   -Nie jestem taki jak HoSeok,, nienawidzę krzywdzić innych i zapewne nigdy bym tego nie zrobił. A przynajmniej nie z własnej woli i nie w sytuacji, która by mnie do tego zmusiła. - pogładził ją delikatnie po lekko odkrytym udzie.
-Teraz wiem, że nic byś mi nie zrobił, lecz wcześniej? Naprawdę się ciebie bałam cholernie mocno. - te słowa uderzały ją z potrójną siłą, gdy tylko zaczęła powoli rozumieć niektóre rzeczy. Że Jeon naprawdę kłamał, że to co opowiadał to nie była bajka, że Kim naprawdę ją kochał i chciał ją tylko, i wyłącznie dla siebie, niczym jakieś trofeum. Dlatego upadła na kolana dysząc ciężko i płacząc głośno, ponieważ to było za dużo. Dużo za dużo. Kook podbiegł do niej szybko, gdy ta powoli zaczęła wstawać z ziemi, lecz gdy zobaczył w jakim stanie była, zrozumiał w jakie gówno się wpieprzył.
  -Misiu... - zaczął cicho i niepewnie, wyciągając w jej stronę dłoń, lecz dziewczyna uciekła szybko nie chcąc patrzeć na żadnego z nich. Wampir chciał za nią pobiec, jednak V przygniótł go do ziemi całym swoim ciałem i z szerokim, psychopatycznym uśmiechem, patrzył w jego zapłakane oczy.
  -Zamieniasz się w swojego brata. - jęknął brunet, który leżał przyduszany przez TaeTae.
  -Może tak, a może nie? - zaśmiał się, by w pewnym momencie z całej siły przebić skórę starszego na klatce piersiowej i swoimi szponami chwycić martwe serce Wampira. Kolejny raz posłał mu swój kwadratowy uśmiech, mówiąc i jednocześnie szarpiąc narządem chłopaka. - Dwa długie lata czekałem, by to zrobić. By wyrwać to martwe serce i zjeść, a może umieścić w gablocie? Hm. - zastanowił się chwilę ściskając i raniąc serce swojego wroga, by ostatecznie dodać. - Pilnuj się mały kurwiu, bo to tylko na razie zabawa, ale twoja śmierć tak, czy tak jest nieunikniona. - puścił mu oczko i wyjął dłoń z jego klatki piersiowej, by ostatecznie rozpłynąć się w powietrzu pod postacią czarnego pyłu.

   Zapewne każdy wie lub większość jak zachowuje się dzikie zwierze, które nagle zostanie zamknięte lub uwięzione, prawda? Więc takim zwierzęciem był Jeon w momencie, gdy nie mógł znaleźć ani wyczuć swojej małej królewny. Miotał się przerażony po mieście, od domu do domu, od drzewa do drzewa, głupiał z sekundy na sekundę coraz bardziej wystraszony, że Tae mógł ją zabrać do świata Stwórców.  Wołał ją jednocześnie wyjąc niczym wilk ze strachu i tęsknoty za nią, ponieważ nigdy nie rozdzielali się na dłużej niż sześć godzin, a jeśli już to zawsze miał z nią kontakt.
   Somin siedziała spokojnie nad jeziorem, patrząc zapłakanymi oczami na pełnię, która kilka minut temu dopiero wyłoniła się zza burzowych chmur. Ocierała mokre i czerwone policzki z łez, a jej ciało trzęsło się mocno z zimna, ponieważ gdzieś po drodze zgubiła bluzę Kooka, która była tylko lekko okryta. Siedziała dlatego w samej koszulce i spodniach, czując zagubienie i natłok myśli oraz wizji. Jej myśli, wspomnienia były zablokowane przez Stwórcę, dlatego Jeon nie potrafił wyczuć swojej dziewczyny z żadnej odległości. Jego moce były kompletnie nieprzydatne w tamtym momencie, dlatego tym bardziej dostawał szału.
   -JiMinie, czemu cię nie ma, gdy tak cholernie cię potrzebuję? - wyszeptała, patrząc przed siebie otępiałym wzrokiem. Czuła się jak na ogromnej, szybkiej karuzeli bez zabezpieczeń, w każdej chwili mogła wypaść i zginąć jeśli nie trzymałaby się barierki wystarczająco mocno.
   -Jestem malutka cały czas, lecz mnie nie widzisz. Jednak calutki czas tu jestem. - przytulił ją od tyłu, całując w czubek głowy. Kiwał się z nią delikatnie na boki tak, że dziewczyna powoli się uspokajała, lecz nie miała przy tym pojęcia o obecności Parka. Co prawda  czuła się nieco inaczej, lecz w świetle ostatniego wydarzenia, miała wrażenie, że po prostu jej odbijało.


    Położyła się powoli i niepewnie na zimnym materacu w swoim starym pokoju w domu rodziców. Czuła całą sobą, że to pomieszczenie ją w jakimś stopniu chroniło, lecz nie miała pojęcia przed czym lub przed kim. Dlatego okryła się różowym kocem w kokardki i przymknęła na kilka chwil swoje wciąż napuchnięte od płaczu oczy. Jednak za każdym razem, gdy to robiła, widziała na nowo jakieś dziwne istoty, sceny walki, urywki rozmów z jakimś blondynem, z Kimem i jej Jeonem. Wierciła się i kręciła mrucząc przy tym pod nosem, tak bardzo pragnęła zasnąć, odpocząć i nabrać sił, by potem na spokojnie przemyśleć to wszystko. Jednak wizje i wspomnienia niczym największe tsunami, zalewały jej umysł, sprawiając, że czuła się jakby właśnie wyszła z jakiegoś hucznego miejsca. 
   Tuż przed jej łóżkiem zmaterializował się blondyn, który był sprawcą tak nagłego zawalenia się świata Polki. Patrzył na nią z delikatnym uśmiechem i ogromną miłością w oczach, lecz ta miłość z dnia na dzień zamieniała się w prawdziwą obsesję, słabość na punkcie tej dziewczyny. A to stanowiło nie tylko zagrożenie na Ziemi, lecz także w świecie Hybryd.
Położył się za dwudziestolatką i ucałował ją czule w kark, obejmując pod pomiętą koszulką, którą znalazła na dnie starej szafy. Przyciągnął ją mocno do swojego ciepłego ciała i schował twarz w zagłębieniu jej szyi, mrucząc nisko i ochryple. Była jego, tylko i wyłącznie jego. Dlatego uśmiechnął się pod nosem i przygryzł dolną wargę, lecz czuł całym swoim ciałem jej stres, strach i mętlik w głowie, dlatego zaczął powoli ją uspokajać. Wszelkie wizje, myśli wyczyścił niczym jakieś brudne naczynie, a na ich miejsce 'wlepił' obraz jego i jej jako uroczą parę, która za wszelką cenę musi być razem. Jednak ten obraz nie był wymuszony, czy wyidealizowany , był prawdziwy, bo zawierał marzenia i plany Kima, które wiązał z tą ludzką dziewczyną. Każda z myśli Somin zawierała uczucia i plany TaeTae, który brał pod uwagę każdy możliwy scenariusz, dlatego bardziej wyglądało to w jej oczach jak chaotyczny sen, niż jak wizja kogoś innego.
   -Moja mała królewna. - uśmiechnął się szeroko, by zaraz ująć jej dłoń i spojrzeć na nią. - Będziesz moją żoną, a już niedługo na twym palcu pojawi się obrączka. - mruknął nisko, całując jej smukłą dłoń. Lecz to nie było marzenie, to był cel, który za wszelką ceną będzie osiągnięty.

   Z samego rana Kim opuścił pokój Polki, ponieważ nie chciał być przez nią nakryty, zwłaszcza, że panicznie się go bała. Jednak nie odchodził nigdzie daleko, bo musiał mieć ją na oku tak jak przed walką ras, dlatego usiadł spokojnie na dębie pod postacią nietoperza, patrząc na zakradającego się Jeona. Daegu budziło się powoli z długiego snu, więc na zewnątrz panował jeszcze delikatny półmrok, który z sekundy na sekundę nikł pod blaskiem poranka. Przez drzwi balonowe patrzył Wampir, który za wszelką cenę chciał się dostać do swojej dziewczyny, która jeszcze smacznie spała. Czuł obecność Hybrydy, lecz nie zamierzał się poddawać. Otworzył powoli zamek od drzwi, po czym wszedł po cichu do środka, stanął jak wryty na środku pokoju, gdy wyczuł blokadę, którą nałożył na ciało Somin, TaeHyung. Oczywiście nie była ona widzialna dla ludzi, lecz dla Wampirów już tak, ponieważ była to przeźroczysta powłoka, która okalała przestrzeń przy ciele człowieka. W niczym ona nie przeszkadzała Somin, ponieważ ta nie miała pojęcia, że była przez coś takiego chroniona, lecz Jeon wiedział, że nawet nie mógł jej dotknąć, bo inaczej zostałby rażony prądem.
   -Kochanie. - zaczął cicho, robiąc krok w jej stronę. - Malutka, obudź się.
  -Yhm. - mruknęła zaspana dziewczyna, powoli otwierając zmęczone oczy, lecz gdy dojrzała postać Jeona, wstała gwałtownie na równe nogi. - Czego chcesz?!
   - Misiu, proszę, pozwól mi to wytłumaczyć. - wyciągnął w jej stronę dłoń.
   -Jesteś potworem i kłamcą! - krzyknęła przestraszona.
   -Nie mała, nie. - pokręcił szybko głową, czując, że ją zaczął tracić. - Jestem twoim Kookiem, który pragnie być twoim mężem. - dodał szybko, szukając po kieszeniach małego pudełeczka z pierścionkiem.
   -Nie! Okłamywałeś mnie przez dwa lata. - jęknęła, mając łzy w oczach. Wampir, widząc ją w takim stanie, sam zaczął pociągać nosem co zwiastowało falę płaczu.
   -Kochanie, nie okłamywałem... Ja... Ja oszczędzałem ci tych upiornych wspomnień. Sam TaeHyung kazał mi wymazać ci pamięć.
   -Ale nie wykorzystywać! - patrzyła na niego ze smutkiem, rozczarowaniem i pogardą. Czuł jak świat mu walił się na głowę, jak tracił swoje kochanie przez źle wcześniej podjęte decyzje.
   -Nie zrobiłem tego nigdy w życiu. - westchnął, ocierając szybko łzy z policzków. - Wszystko co robiłem to tylko i wyłącznie z miłości do ciebie.
   -Dlaczego nie mogłeś mnie rozkochać w sobie jednocześnie mówiąc mi prawdę? - wyszeptała, opierając się o zimną ścianę.
   -Nie mogłem... Twoje serce było już zajęte przez Kima. - wymruczał pod nosem, gniotąc w dłoni kawałek koszulki. - Nie miałem szans, w twoich oczach byłem tylko przyjacielem.
   -Szukasz wytłumaczenia! Żaden czyn, ani słowa cie nie usprawiedliwiają!
   -Kochanie, błagam. - wyjęczał, idąc powoli w jej stronę już nawet nie zwracając uwagi na to, że mógł zostać rażony prądem. Jednak to co usłyszał było dużo bardziej bolesne niż tortury w Piekle.
   -Odejdź. Zostaw mnie. Nie chcę cię widzieć, słyszeć. Nie chcę nic mieć z tobą wspólnego, kłamco!
   -Kochanie? Błagam, nie zostawiaj mnie! Nie możesz!
   -Mogę! - spojrzała na niego chłodno i pogardliwie jak nigdy w życiu. Jej jasne, zapłakane tęczówki wyglądały jak te TaeHyunga i przez sekundę nawet myślał, że Kim ją opętał, lecz zdał sobie sprawę, że Stwórca by czegoś takiego nie zrobił. Nie był taki, jak on.
   - Księżniczko. - wyjęczał, upadając na kolana  i zaczął ją błagać o kolejną szansę, jednak jego pozycja była przegrana. Nie można było powiedzieć, że Kim był 'bliżej mety', ale na pewno miał do niej łatwiej dojść niż w tamtej sytuacji Jeon. - Nie możesz z nas zrezygnować! Jesteśmy ze sobą prawie trzy lata!
    -Nie mogę być z kłamcą, nie mogę budować związku i rodziny z kimś, kto mnie okłamywał przez całą naszą znajomość.
   -Moje uczucia i plany wobec nas są najprawdziwsze na świecie, dlaczego więc odpychasz mnie ze względu na to, że chciałem cię ochronić przed cierpieniem? - spojrzał zapłakanymi oczami w te jej, szukając w nich jakiegoś zawahania, lecz jej słowa utwierdziły go w tym, że dla niego gra była skończona.
    -Gdyby to była błahostka, gdyby to było coś nawet głupiego zrozumiałabym. Jednak ty budowałeś nasz związek na kłamstwie i chęci posiadania mnie tylko i wyłącznie dla siebie.
   -Kurwa mać, ale TaeHyung chce tego samego! Zrozum, że mu odwaliło! Jest HoSokiem w ciele Kima! - pierwszy raz w życiu widziała tak zrozpaczonego i wściekłego Jeona jednocześnie, dlatego cofnęła się bardziej, już kompletnie mu nie ufając.
   -Nie mówię, że z nim będę. Jemu też nie ufam, ale on pokazał mi prawdę.
   -Skąd możesz mieć taką pewność?! To Hybryda, on może kurwa wszystko!
   -Ale on w porównaniu do ciebie by mnie nie okłamał w tak ważnej sprawie. - i tu dziewczyna miała rację. Może i V siadło na głowie przez miłość do Somin, ale był na tyle jeszcze rozumny, że był względem niej szczery. Pokazał jej cholernie brutalną prawdę, każdą wizję, każdą rozmowę, wszystko. Nie ukrył nic, tak jak Jeon.  - Dlatego proszę cię jeszcze raz, odejdź.
    -Nie, nie możesz! Nie wolno ci do cholery! Kocham cię! - wrzasnął i podbiegł do niej chcąc się przytulić niczym przerażone dziecko, lecz w tym samym momencie odbił się od pola ochraniającego ciało dziewczyny i upadł mocno na podłogę. Jęknął cicho z bólu, patrząc przekrwionymi oczami na postać Somin, która została objęta potężnymi czarnymi skrzydłami. I to niestety nie były jego skrzydła, lecz samego Stwórcy, który patrzył na niego triumfalnie i już szykował salę na ślub z Polką....

 
~ ~ 
I co sądzicie o piątej części?
Podobała Wam się?
Może ktoś z Was ma jakieś swoje przemyślenia odnośnie tego, jak TKC może się skończyć, hm?
MILE WIDZIANE KOMENTARZE 

Obserwatorzy