Witam <3
Przybywam do was z dość długim scenariuszem, który został zainspirowany Igrzyskami śmierci i Niezgodną. Postanowiłam połączyć te dwie fantastyczne książki i wyszło... coś takiego.
Czy wam się spodoba? Mam nadzieję, że tak.
Ostrzeżenia: agresja, przemoc, możliwe również wulgaryzmy. I oczywiście mnóstwo gifów.
Nie przedłużając...
Zapraszam <3
~ ~
' I wtedy pojęła... że wciąż toczyli tą chorą grę. Kto przeżyje, a kto nie? '
Szatynka siedziała na wysokim dębie, patrząc przed siebie ponurym wyrazem twarzy. Chłodny wiatr smagał jej bladą i zmęczoną twarz, na której miała kilka piegów. Jej błękitne, duże oczy wpatrzone były w ogromny mur, który okryty był ogromnymi, trującymi kolcami. Jej luźny kok, który był związany czarną wstążką, rozpadł się pod wpływem wiatru przez co jej długie, proste włosy zaczęły powiewać na wietrze. Jej szczupłe, lecz elastyczne ciało było zakryte czarną bluzą z kapturem i czarnymi, obcisłymi rurkami. Brązowe, wysokie trapery na jej szczupłych nogach ochraniały ją przed wężami, które często grasowały w tych rejonach lasu. ___ - bo tak miała na imię - była młodą osiemnastolatką, która całe życie walczyła o lepszy byt. Nie tylko swój, lecz także swojej rodziny i najlepszego przyjaciela, który był sierotą. Jego rodzice wykazywali się z byt dużą inteligencją i zdolnościami, które wyróżniały ich z tłumu. Dziewczyna nie była głupia, wiedziała, że ona sama również do nich należała, że była wyjątkowa. Jednak... czy to miało jakieś znaczenie?
Zeskoczyła szybko z gałęzi, która była najbliżej podłoża, po czym stanęła nieco chwiejnie na nogi. Noc zbliżała się coraz szybciej, a ona znajdywała się w gęstym, ponurym i często patrolowanym w lesie tuż po rozpoczęciu godziny policyjnej. Westchnęła cicho nakładając kaptur na rozpuszczone włosy, by zaraz ruszyć szybkim krokiem w stronę swojego domu. Szła szybko i wyjątkowo cicho jak na panujący wokół mrok i mijane po drodze przeszkody w postaci Patrolujących i połamanych drzew. W pewnym momencie poczuła dość silny uścisk na swoim ramieniu, ktoś pociągnął ją w tył, a ona nie mając zbyt dużej kontroli nad swoim ciałem, upadła do tyłu. Dopiero po chwili zorientowała się, że wylądowała na ciele dość umięśnionego chłopaka. Delikatne prześwity między drzewami, rzuciły lekkie światło na twarz jej przyjaciela. Leżała na nim mając twarz kilka centymetrów przed jego twarzą. Ciemne oczy Joshuy, patrzyły na nią z lekkim rozbawieniem, a blada twarz wyrażała tylko i wyłącznie szczęście. Już miała go skarcić za takie zachowanie, lecz chłopak przyciągnął ją do siebie mocno przez co schowała twarz w zagłębieniu jego szyi. Kilka kroków dalej, usłyszeli głośny wystrzał z karabinu i donośny jęk mężczyzny, który został ofiarą Patrolujących. Hong JiSoo, objął ją mocno i jeszcze bardziej ją do siebie przyciągnął, chcąc by była bliżej niego w razie potrzeby. Chronił ją, a ona jego. Byli najlepszymi przyjaciółmi, on zawdzięczał jej życie, a ona jemu sens istnienia.
Minęło kilka minut nim Joshua pozwolił jej stanąć na nogi i odsunąć się na kilka kroków. Musiał być pewny, że im, a tak właściwie jej nic nie groziło.
-Mogłeś mnie uprzedzić. - odezwała się cicho, chcąc zachować ostrożność.
-Nie miałem jak. - mruknął. - Poza tym, musiałem działać szybko.
-Rozumiem, lecz następnym razem jednak mnie uprzedź. Prawie cię pocałowałam.
-Aj, nie wiem co bym zrobił, gdybyś to zrobiła... Pewnie dostałbym jakieś zakaźnej choroby. - zaśmiał się uroczo, mrużąc przy tym zabawnie oczy.
-Nie mów głupot. - i ona się zaśmiała. - Wracajmy do domu, zaraz minie dwudziesta druga, a ja chce się wreszcie wyspać.
-To siedzi się w domu a nie wymyka do Zakazanej Strefy. - pstryknął ją w nos.
-A ty? Też tu jesteś.
-Ze względu na ciebie.
-Śledzisz mnie JiSoo? - zapytała z lekkim uśmiechem.
-Tak moja droga, muszę dbać o twoje bezpieczeństwo. - oznajmił, ujmując jej dłoń i splatając ich palce razem. Szatynka tylko uśmiechnęła się uroczo na te słowa, by zaraz ruszyć z nim w drogę powrotną.
Obudził ją mały, nieco nieśmiały całus w czoło. Gdy otworzyła zaspane oczy, dostrzegła Josuhę, który uśmiechał się uroczo, patrząc czule w jej oczy. Uśmiechnęła się lekko, ujmując jego twarz w dłonie i ona nieśmiało pocałowała go w czoło. Ten czyn należał do ich rytuału. JiSoo, codziennie nad ranem przychodził do jej pokoju i całował ją w czoło budząc ją tym samym. Mimo że byli tylko przyjaciółmi nie dziwne było dla nich tulenie, małe buziaki w czoło, czy policzek. Czy chociażby wspólne spanie w jednym łóżku. Ich zachowanie nie przekraczało granicy, którą sobie obydwoje wytyczyli, dlatego nie czuli się jakoś mocno skrępowani.
-Wyspałaś się? - zapytał cicho, kładąc głowę na jej brzuchu i obejmując ją wokół ud.
-Mhm, jak nigdy. A ty? - również zadała pytanie, gładząc go po bujnych, czarnych włosach.
-Średnio. - wzdycha. - Za kilka dni znowu odbędzie się losowanie Wybrańców.- po tych słowach zapadła cisza, którą obydwoje się bali przerwać. Wybrańcy byli osobami, którzy zostali wybrani w dniu Naznaczenia. Każdy kto skończył osiemnaście lat przechodził badania, które miały wykazać, które z pięciu cech było w danej osobie silniejsze. Jeśli każda z tych pięciu cech została oznaczona jako równa innym cechom od razu zostawało się skazanym do walki między innymi Wybrańcami jako Niezidentyfikowany. *
-I to w moje urodziny. - wyszeptała cicho.
-Spokojnie moja droga, to nasze pierwsze badanie.
-Tsa, pocieszenie. - szepnęła, zdając sobie sprawę, że jako pierwsza stanie na scenie z tabliczką o napisie "Niezidentyfikowana".
-Będę przy tobie. - odparł równie cicho, opierając podbródek na jej brzuchu.
-Przecież cię nie wylosują.
-Dlaczego?
-W tobie przeważa cecha lenistwa. - zaśmiała się przez co brunet prychnął głośno i usiadł na niej mocno ją łaskocząc. Obydwoje zawsze byli dla siebie wsparciem, więc każda zła chwila nie była im przykra do momentu, gdy byli obok siebie.
Tak jak każdego popołudnia ___, pracowała w sklepie muzycznym. Ich świat, w którym żyli jak niewolnicy był naprawdę ogarnięty różnorodną technologią. Latające samochody to była norma, oznaczenia na karku w kształcie kodu kreskowego były stosowane jako 'akta' na temat danego człowieka. Tutaj chodzący robot po ulicy i śpiewający ballady był czymś normalnym. Tutaj każde dziwactwo było normalne... tu było naprawdę już wszystko normalne, więc może dlatego ludzie tak głupieli, gubiąc gdzieś po drodze swój rozum i wole walki?
-___, proszę zachowuj się normalnie. - dobiegł ją spokojny, lecz smutny ton głosu rodzicielki.
-A co robię?
-Wyglądasz jakbyś się nad czymś zastanawiała... doskonale wiesz, że nie wolno tego robić.
-Nie jestem robotem, by robić wszystko odruchowo i nie zastanawiać się ani chwili nad tym, co chce w danym momencie zrobić czy też powiedzieć. - westchnęła urażona.
-Wiem córciu, że jesteś Niezidentyfikowana, ale błagam, jeśli chcesz dożyć urodzin, przestań tak się zachowywać. - mruknęła, patrząc na nią z ogromną powagą.
-Dobrze, przestanę być człowiekiem. - warknęła i udała się ze sztucznym uśmiechem w stronę czekającego na nią klienta.
Ostatnie minut jej pracy były dla niej niczym katorga. Natłok klientów to jeszcze nic, lecz ich pusty wyraz twarzy i przewidywalne ruchy doprowadzały ją do obłędu. Nienawidziła tych ludzi, ich zachowania i życia niczym robot. Jedynym wyjątkiem był JiSoo, jednak i on czasem przypominał jej robota.
-Koniec pracy na dziś, teraz poświęcasz swój czas komuś innemu. - dobiegł ją dobrze znany głos. Tuż przed nią stanął wysoki brunet z ogromnym uśmiechem na twarzy.
-JiSoo. - zaczęła z uśmiechem, lecz nie dane jej było dokończyć, ponieważ ten chwycił ją mocno za rękę i splótł szybko ich palce ze sobą.
-Nie wykręcaj się, idziemy się przejść. - zaśmiał się i lekko pstryknął ją w nos jednocześnie patrząc na jej matkę.
-Idź ___, poradzę już sobie sama. - po tych słowach dwójka przyjaciół wypadła szybko ze sklepu od razu wpadając na przechodniów, którzy mimo szarpnięcia nie zwrócili na nich uwagi.
-Gdzie ty mnie prowadzisz? - zapytała z trudem powstrzymując ogromny uśmiech.
-Najpierw się przejdziemy do parku, a potem do naszego miejsca. - oznajmił i nie czekając na jej reakcję, ruszył do parku.
Po kilkunastu minutach siedzieli już w parku tuż pod dużym drzewem zajadając się lodami. Wygłupiali się i szturchali co jakiś czas odpędzając od siebie myśli związane z nadchodzącym Dniem Naznaczenia. Nie chcieli niszczyć sobie humoru, więc udawali, że nic złego ich nie czekało.
-Ile aut dziś naprawiłeś? - zapytała po chwili, zerkając na ubrudzonego od czekoladowych lodów Josuhę.
-Około dwustu. - westchnął, wyrzucając patyk do kosza, mimo że pojemnik znajdował się dość sporo korków od niego. Szatynka, spojrzała na niego z uśmiechem, po czym wyjęła chusteczkę i delikatnie wytarła jego usta z czekolady.
-Nie mam pojęcia, co bym zrobiła, gdybyś został wybrany. -powiedziała cicho.
-Nic moja gwiazdeczko.
-Zgłosiłabym się.
-Chyba bym cię zabił od razu na scenie. - pstryknął ją w nos. - Nawet nie myśl by coś takiego zrobić.
-Ale JiSoo...
-Nie ___, nie możesz. Za dużo dla mnie znaczysz, umarłbym wiedząc, że jest przeciwko tobie czterdziestu ludzi...- po tych słowach wtuliła się mocno w niego.
-Przepraszam JiSoo...
-Za co? - zapytał zaskoczony.
-Za to, co się stanie. - wyszeptała i mocno go przytuliła, zdając sobie sprawę, że skazała ich na śmierć.
Dzień Naznaczenia, ciemne chmury już skłębiły się nad głowami badanych, zwiastując ogromną ulewę. Przerażona do granic możliwości ___, stała w kolejce osiemnastoletnich dziewcząt, czekając na swoją kolej. Ze łzami w oczach szukała JiSoo, który ku jej zaskoczeniu, stał dosłownie dziesięć kroków dalej, ubrany w białą koszulę i ciemne spodnie. Uśmiechał się do niej delikatnie, unosząc niepewnie kciuki do góry, by dodać jej otuchy. Na nic. ___ była zbyt przerażona, by nawet móc się poprawcie przedstawić. Po dwudziestu minutach popchnięto ją do rąk badających, którzy w dłoniach mieli duże strzykawki z grubymi igłami i notesy.
-Panna ___. - zaczęła blond kobieta, patrząc na nią z góry na dół. - Odwróć się, wbijemy ci teraz igłę w Naznaczenie i sprawdzimy siłę twoich cech. - po tych słowach poczuła mocny, rozdzierający ból. Pisnęła cicho chcąc się odsunąć, lecz duże i silne dłonie, które trzymały ją za ramiona i kark niczym zwierze do testów, uniemożliwiały jej chociażby jeden, mały krok. Ciche buczenie i głośny trzask sprawiły, że oczy wszystkich skierowały się na nią. JiSoo, również spojrzał mając w oczach ogromny strach. Przeszywający ból rozniósł się po jej karku i szedł w dół wzdłuż kręgosłupa, tworząc na jej bladym ciele gruby sznit.Naznaczenie zniknęło, a ona z całej siły została pchnięta w stronę sceny, gdzie czekało na nią już kilka osób z jej miasta.
-Zgłaszam się! Chcę do niej dołączyć! - usłyszała rozpaczliwy krzyk Josuhy, nim jeszcze zdążyła dojść do sceny.
-Nie! Nie możesz! JiSoo! - chciała się wyrwać, lecz w tym samym momencie została mocno spoliczkowana przez co jej dolna warga pękła, sprawiając, że skrzywiła się z bólu. Po pięciu minutach stała na scenie w towarzystwie dziesięciu osób ze swojego miasta, których cechy się nie zgadzały z normami. ___ była jedyną Niezidentyfikowaną w całym mieście... kraju.
Pożegnanie z rodziną się nie odbyło, ponieważ tuż po ogłoszeniu Wybrańców, tłum zaczął rzucać w Prowadzących różnymi przedmiotami. Dlatego też wszyscy zostali skuci w kajdanki i wepchnięci do dużego, czarnego autokaru, który miał zawieźć ich do siedziby Prezydenta Parka.
Dziewczyna siedziała w ogromnym salonie, który był urządzony w nowoczesny i bogaty sposób. Ogromny przepych mocno ją zniechęcił do tego miejsca, ponieważ dziewczyna uważała, że zbyt duże odnoszenie się ze swoim bogactwem było głupotą i prowokacją. Dlatego westchnęła głośno i podeszła do okna, które było na całej długości i wysokości ściany, przez co mogła w spokoju podziwiać panoramę zasypiającego już miasta. Starała się nie myśleć o nadchodzących dniach, o walce z ludźmi... o biednym JiSoo, który przez całą drogę tulił ją mocno do siebie zapewniając, że ją obroni.
W pewnym momencie poczuła jak ktoś opierał podbródek na jej ramieniu a dużymi i ciepłymi dłońmi obejmował ją wokół pasa.
-Hong. - wyszeptała, czując jak ciało chłopaka lekko drżało.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś? Myślałem, że mówimy sobie wszystko. - zapytał cicho, gładząc ją lekko po brzuchu.
-Sama o tym dowiedziałam się niedawno. Bałam się, że mnie przez to odrzucisz.
-Głupia jesteś. - zaśmiał się smutno, wtulając się w nią mocno. - Nigdy bym tego nie zrobił.
-Po cholerę się zgłosiłeś? Dałabym sobie radę sama.
-Tsa, myślisz, że pozwoliłbym ci wejść na tą chorą arenę w towarzystwie czterdziestu fałszywych ludzi? Byłym idiotą.
-Już jesteś. - odparła rozbawiona. Brunet zaśmiał się cicho do jej ucha, lecz zaraz znowu zrobił się poważny.
-Tyle mordowania, cierpienia i kilka dni zabawy dla Rządzących tylko po to, by opuścić mury naszego miasta. Przecież nikt tak naprawdę nie wie co się za nim znajduje. Może czeka tam na zwycięzce śmierć? A może to pułapka? Nikt już więcej nie spotkał zwycięzcę po Igrzyskach.- dziewczyna przytaknęła, wpatrując się ponurym wzrokiem na panoramę pięknego i spokojnego miasta.
-Nie myśl o tym.- westchnęła cicho i obróciła się w jego stronę mocno się w niego wtulając. - Postaraj się o tym nie myśleć...
-Dobrze moja kruszyno. - mruknął i delikatnie ją objął. - Dobrze. - szepnął niepewnie.
Promienie Słońca padły na bladą twarz dziewczyny, która od godziny nie mogła spać. Odwróciła się na drugi bok, patrząc tępo w szarą ścianę, na której wisiał portret Parka. Prezydent, był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną po trzydziestce. Duże i ciemne oczy były pełne obłędu, a malinowe usta zawsze wykrzywione w specyficzny uśmiech. Mężczyzna rządził już od ośmiu lat, lecz nic nie zapowiadało się na to, że miałoby się to szybko skończyć.
-Kiedy ktoś cie wreszcie zabije? - mruknęła, patrząc złowrogo na portret.
Głośny dzwonek do drzwi wybudził ją z kilkuminutowego transu, podbiegła szybko do drzwi, otwierając je z rozmachem.
-Czas na śniadanie Niezidentyfikowana. - warknął postawny facet, ubrany w strój kelnera. Wszedł do jej 'mieszkania' i szybkim krokiem skierował się do jej kuchni. Odłożył tacę z jedzeniem i obdarzył ją gardzącym spojrzeniem i cichym prychnięciem.
-Możesz już sobie iść. - mruknęła zła, patrząc na niego z przymrużonymi oczami.
-Chamstwo. - skomentował kurtko, po czym szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia. ___ nie wahała się ani chwili tylko od razu przystąpiła do jedzenia grzanek. Była zbyt głodna by nawet spojrzeć dokładnie na jedzenie.
Po dziesiątej rano razem z JiSoo, stała w rzędzie stworzonym przez czterdzieści osób. Dziewczyny i chłopcy patrzyli na nią jak na dziwadło i szeptali między sobą jakieś zdania. ___ nie przejmowała się tym, nigdy nie przejmowała się opinią innych.
-Przed sobą macie walkę na trzech arenach, dwie pierwsze mają po prostu sprawić, że słabe ogniwa po prostu padną martwe,a ci silni przetrwają. Na każdych Igrzyskach ostatnia walka należy do dwóch osób, jednak w waszym wypadku będzie inaczej.
-Dlaczego? - zapytała jakaś niska i bardzo drobna dziewczyna.
-Ponieważ między wami jest Niezidentyfikowana. - po tych słowach spojrzał na ___. - Oni zawsze są trudni do zabicia.
-W tym roku będzie inaczej. - odparł ktoś z końca rzędu, lecz szatynka nie mogła dostrzec kto taki. Wiedziała, że był to chłopak, a po niskim głosie stwierdziła, że zapewne był postawny i silny.
Dziewczyna mimo swojego niskiego wzrostu była bardzo szybka i zwinna. Potrafiła władać kilkoma broniami na tyle, by móc się obronić. Zawsze lubiła sztuki walki, więc i one nie stanowiły dla niej problemu. ___ od kilkunastu minut była punktem zainteresowania kilku osób, które z ogromnym zaciekawieniem przypatrywały jej się, gdy ćwiczyła na sali.
-Jak na taką istotkę jesteś silna. - skomentowała jakaś rudowłosa piękność. ___ nie zwróciła na nią uwagi, już miała zrobić zamach dłonią by uderzyć manekina, gdy nagle ktoś złapał ją mocno za dłonie. Przestraszona spojrzała na blondyna, który z ogromną siłą ściskał jej nadgarstek, na którym od razu pojawił się siniak.
-Puść matole. - pisnęła kopiąc go między nogi. Nieznajomy warknął przekleństwo i po prostu popchnął ją mocno do tyłu, przez co dziewczyna uderzyła całym ciałem o podłogę.
-Zostaw ją! - krzyknął Hong i podbiegł do przyjaciółki, obejmując ją czule.
-A ty co? Jej kochaś? - zapytała ze śmiechem rudowłosa. Chłopak prychnął na jej słowa, mówiąc oschle.
-Zjeżdżaj stąd marchewko. - po tych słowach pomógł wstać ___ i szybkim krokiem skierował się z nią pod jedną ze ścian.
Ostatnie dwadzieścia minut tuż przed wjazdem na pierwszą arenę. Każda z czekających osób była mocno przerażona, biedny JiSoo był jeszcze bledszy niż zazwyczaj, mimo to starał się wyglądać na rozluźnionego, ponieważ był oparciem dla ___.
-Jak tylko ta masakra się zacznie, błagam, uciekaj co sił w nogach. - szepnął jej we włosy, tuląc ją mocno do siebie.
-A ty?
-A ja będę tuż za tobą.
-Dlaczego mam wrażenie, że kłamiesz JiSoo? - szepnęła przestraszona, patrząc w jego duże i przestraszone oczy.
-Nie kłamię, naprawdę.
-Jeśli chociaż raz postanowisz się z nimi dobrowolnie bić, obiecuję, że masz przechlapane. - powiedziała z lekkim uśmiechem.
-Będę pamiętał. - uśmiechnął się. Już otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz w tym samym momencie po pomieszczeniu rozległ się głośny dzwon. Wszyscy Wybrańcy weszli na własne podesty i zaczęli panikować, ponieważ mieli minutę do rozpoczęcia Igrzysk.
Otworzyła zaskoczona usta. Znajdywali się w opuszczonym parku rozrywki, skupisko z bronią było oddalone od niej o dobre trzydzieści kroków, więc była pewna, że nie miała się po co wybierać po jakąkolwiek broń. W pewnym momencie jej uwagę przykuł ogromny, nieruchomy diabelski młyn.
-Muszę tam się dostać, mogę tam przeczekać pierwszą walkę. - szepnęła pod nosem i odruchowo odszukała swojego przyjaciela. Hong stał od niej jeszcze dalej, ponieważ zauważyła, iż chłopak znajdywał się po drugiej stronie od niej, czyli stał obok skupiska z bronią. Przygryzła zrozpaczona wargę, gdy nagle rozległ się potężny głos.
-Do rozpoczęcia walki zostało czterdzieści sekund. - w panice rozglądała się dookoła, była tym na tyle pochłonięta, że nie usłyszała wystrzału, który był oznaką rozpoczęcia Igrzysk.
W pewnym momencie usłyszała głośny świst obok ucha, nóż, którym rzuciła rudowłosa piękność, utknął w drzwiach, które jakimś dziwnym trafem znalazły się tuż za nią. Nie wiedząc co zrobić szatynka po prostu zaczęła uciekać z trudem unikając noży, strzał czy sztyletów.
-JiSoo! - krzyknęła, gdy jakiś chłopak rzucił się na niego i przygniótł go do ziemi.
-Uciekaj! - krzyknął jej przyjaciel, patrząc na nią. ___ nie czekając ani chwili chwyciła leżący na ziemi gwóźdź i wbiła go z całej siły w skroń napastnika. Szatyn upadł na przerażonego JiSoo, przez co ten nie miał sił się ruszyć, szatynka zepchnęła swoją ofiarę z Honga, i chwyciła go mocno za rękę.
-Diabelski młyn, musimy się tam dostać. - oznajmiła, biegnąc przed siebie.
-Po co?
-Zaufaj mi, proszę. - jęknęła i przyśpieszyła.
Obydwoje mocno zmęczeni, zatrzymali się przy stoisku, gdzie można było kupić watę cukrową. Oddychali szybko jednocześnie nachylając się bardziej w stronę ziemi, by ich płuca zdołały nabrać jak najwięcej powietrza.
-Kondycja, a raczej jej brak. - mruknął Hong i zmęczony usiadł na ziemi.
-Musimy biec dalej. - jęknęła, równie zmęczona jak on.
-Zaraz, muszę odpocząć.
-Oni nas szukają oppa. - szepnęła, a brunet spojrzał na nią zaskoczony. Pierwszy raz w życiu został nazwany 'oppą'.
-Twoje ucho, zranili cię. - oznajmił, przyciągając ją do siebie na tyle mocno, że dziewczyna usiadła mu na kolanach.
-Ruda to zrobiła, nic poważnego JiSoo, ale może się coś stać, jeśli nie ruszymy tyłków. - mruknęła, by znowu wstać szybko na równe nogi jednocześnie ujmując dłoń chłopaka. Ruszyli truchtem w stronę upragnionego miejsca, cały czas ich dziwiło, dlaczego ich pierwsza arena była w wesołym miasteczku?
Nagle ktoś rzucił w ich stronę granat dymny przez co obydwoje stracili orientacje w terenie. Wiedzieli, że to oznaczało tylko i wyłącznie kłopoty, więc ___ chwyciła szybko dłoń przyjaciela i ruszyła znowu biegiem w stronę budki z pluszakami. Schowali się w niej, zakrywając się miśkami, by ich przeciwnicy nie znaleźli ich zbyt łatwo.
-Nie mamy broni. - jęknęła, widząc, jak dwóch postawnych chłopaków przeszukuje równe budki, by ich znaleźć.
-Mam dwa noże, ale to nic w porównaniu z ich toporami. - powiedział nieco roztrzęsiony, podając małe, ostre narzędzie dziewczynie.
-Dobre i to. - szepnęła. Po kilku sekundach budka, która była obok nich stanęła w płomieniach. Ogniste strzały spadały na nich, jak deszcz, więc wszystko dookoła stawało w płomieniach. Nie myśląc wiele wyłonili się ze swojej kryjówki przez co dwóch chłopaków, którzy ich szukali, rzucili się na nich. ____ została przygnieciona mocno do ziemi przez co z trudem mogła oddychać, ponieważ chłopak, który ją napadł zaczął ją dusić. Hong unikał ciosów, które zadawał mu drugi napastnik, ogromny topór utknął w drewnie, przez co rudowłosy chłopak nie miał sił go wyjąć. JiSoo, wykorzystał sytuację i z całej siły - a miał jej sporo - uderzył prawym sierpowym rudzielca prosto w twarz. Ten zachwiał się i upadł na ziemię tracąc na kilka chwil świadomość.
-___! - krzyknął jej przyjaciel, już ruszył by jej pomóc, gdy nagle płonące strzały zaczęły spadać w jego kierunku. Osiemnastolatka już powoli traciła świadomość, gdy przypomniała sobie o nożu, który dał jej Josuha. Wyjęła powoli narzędzie i wbiła je prosto w plecy swojego oprawcy przez co ten spadł martwy na jej zmęczone i obolałe ciało.
-Hong! - krzyknęła, próbując zepchnąć z siebie ogromne cielsko szatyna. JiSoo, podbiegł do niej w ostatniej chwili unikając potężnego wybuchu, który był spowodowany przez jedną ze strzał, która utknęła w beczce z helem. Po kilku sekundach, gdy oboje odzyskali przytomność, ruszyli w miarę szybko w stronę diabelskiego młynu.
Po piętnastu minutach biegu w końcu znaleźli się przed nieruchomym diabelskim młynem.
-I co zrobimy? Nie ma prądu, by móc go ruszyć. - jęknął JiSoo, ocierając krew z czoła, która została mu po rudzielcu.
-Wyjdziemy na to.
-Słucham?!
-Musimy się sami na to wspiąć. - gdy tylko to powiedziała, ruszyła szybkim krokiem na małą drabinkę, wspinając się po niej. Hong, mimo swej odwagi, miał pewne obawy co do tego kaskaderskiego czynu, jednak i on nie ociągał się zbyt długo, ponieważ już po chwili, był tuż za swoją przyjaciółką.
Postanowiłam podzielić ten scenariusz na dwie części, ponieważ wyszedłby on za długi.
*Wiem, że opis wybierania Wybrańców jest nieco chaotyczny... Chodziło mi o to, że każda osoba po ukończeniu osiemnastego roku życia, została zmuszana do badania swoich pięciu cech. Są one z góry narzucone, czyli badający sprawdzają: mądrość, odwagę, uczciwość, empatię oraz życzliwość. (frakcje w Niezgodnej). Wybrańcy są tymi, u których poszczególna cecha jest silniejsza od pozostałych. Niezidentyfikowani to ci, którzy mają tak samo silne wszystkie pięć cech. Ale... o co tak właściwie chodzi? Wiadomo, że człowieka charakter kształtuje się przez całe życie, w tej historii chodzi o to, że ludzie są niczym roboty, robią to co im się każe i nie mają sami wpływu na własne życie. Dlatego ci, którzy się wyróżniają ( Wybrańcy, Niezidentyfikowani ) są skazywani po badaniach na Igrzyska. *
Mam nadzieję, że pierwsza część scenariusza się wam spodobała.
MILE WIDZIANE KOMENTARZE