Przybywam z kolejnym scenariuszem, który również - prawdopodobnie - będzie długi, aczkolwiek sami zobaczycie.
Przyznam, że nieco mnie martwi fakt, że Wasza aktywność spadła tak gwałtownie w dół. Nie tylko tu, lecz także na moim wspólnym blogu z Killer. Rozumiem brak czasu, ale mały komentarz motywuje, a wam nie zajmie więcej, niż cztery minuty.
Scenariusz jest jakby wyjaśnieniem mojego poprzedniego postu, więc jeśli ktoś nie pamięta, wystarczy wejść na poprzedni post.
Dedykacja; Beautiful Killer
Muzyka: Zombie High
lub Trick or Treat
Ostrzeżenia: Mnóstwo wulgaryzmów, no ale wiecie, praca tego wymaga, scenariusz pisany w pierwszej osobie(Suga).
Nie przedłużając...
Zapraszam <3
~ ~
Tak jak miałem zwyczaju przez ostatnie pół roku, wstałem o równej piątej rano. Przeciągnąłem się mocno jednocześnie cicho przy tym ziewając, by zaraz spojrzeć na kobietę życia. Jak zawsze zakryta po sam nos puchatym kocem, spała spokojnie z delikatnym, prawie niewidocznym uśmiechem na twarzy. Jej niesforna grzywka opadywała na jej ciepłe od gorączki czoło. Przeziębiła się, bo nigdy mnie nie słuchała, gdy ją prosiłem, by założyła dodatkowy sweter. Ucałowałem delikatnie jej rozgrzane czoło i podreptałem do łazienki po mokry ręcznik, by zaraz zrobić jej zimny okład. Mruknęła cicho niezadowolona, lecz nawet nie drgnęła. Zawsze była śpiochem.
Po porannych ćwiczeniach i zimnym prysznicu, zszedłem na dół jednocześnie zwalając książkę z półki. Nie wiedziałem dlaczego, ale to był mój codzienny rytuał. Zawsze ją zwalałem idąc rano do kuchni.
Po zrobieniu śniadania i ciepłej herbaty postanowiłem zawołać swoją dziewczynę, która jeszcze spała.
-____! Chodź na śniadanie! - poprawiłem grzywkę i wróciłem do kuchni.
-Yah, nie musisz tak krzyczeć YoonGi oppa. - jęknęła z rumianymi policzkami dziewczyna, siadając na krześle.
-Jak zawsze marudna. Zjedz śniadanie łobuzie i weź leki.
-Jestem duża. - fuknęła, a ja parsknąłem śmiechem. Rozczochrana, będąca za dużej bluzie z czerwonym nosem jak Rudolf, a mimo to wciąż taka piękna. - Na co tak patrzysz?
-Hm? - mruknąłem i pokręciłem głową.
-Zawsze tak wolno trybisz? - mruknęła. Ostatnio miała taki podły humor tylko, czy to przez chorobę?
-Ostatnio tak mam. Ciebie chyba komar w tyłek użarł, bo jesteś wredna. - wystawiłem jej język i upiłem łyk kawy. Czarnowłosa tylko wzruszyła ramionami i znowu zaczęła jeść śniadanie.
Dwa lata. Czterdzieści osiem godzin. Pięć minut. Dwanaście sekund.
Odliczanie rozpoczęto.
Grałem na pianinie czekając na swoją ____, która od dwóch godzin się spóźniała. Byłem zły i rozczarowany, ponieważ zawsze pisała, gdy miała się spóźnić. Jak każdy kochający facet, bałem się o nią cholernie mocno, bo przecież jak mógłbym inaczej? Po kilkunastu minutach dobiegł mnie dźwięk otwieranych drzwi, odwróciłem się na małym krześle w stronę korytarza, by zaraz ujrzeć przemoczoną ____.
-Dlaczego nie zadzwoniłaś? - zapytałem wyjątkowo spokojnie.
-Nie miałam jak.
-Nie miałaś jak? - warknąłem, czując, że moje ciśnienie gwałtownie wzrosło. - Od czego do cholery masz komórkę?
-Tą? - zaśmiała się i rzuciła nią w moją stronę. - Jak mogę zadzwonić z takiego czegoś?
-Mówiłem ci, że kupię ci nową. Lepszą. - westchnąłem, zerkając na małe, czarne urządzenie.
-W dupę możesz sobie wsadzić i ten, i nowy telefon. - warknęła w moją stronę i ruszyła w stronę schodów. Złapałem jej nadgarstki i odwróciłem w swoją stronę.
-Co się z tobą dzieje ____? - spojrzałem czule w jej oczy, mając nadzieję, że się dowiem. Jednak poczułem tylko mocne uderzenie w prawy policzek. - Za co?
-Za wszystko Min. A teraz daj mi się w spokoju przebrać! - krzyknęła i szybko wyszła na górę. Przez kilka chwil stałem jak idiota przed schodami, trzymając się za piekący policzek. Nie mogłem zrozumieć co zrobiłem źle, że tak oberwałem. Jednak westchnąłem tylko cicho, urazę chowając gdzieś głęboko w sercu. Za bardzo ją kochałem, by móc się chociażby na nią dłużej gniewać.
Oczywiście to nie było tak, że byłem łagodny i milutki. Byłem strasznym, wrednym, chamskim chujem, lecz nie dla ____. Nie mogłem.
Dwa lata. Pięć godzin. Trzy minuty. Jedna sekunda.
Minęło dwa może trzy miesiące nim się zorientowałem, że mój związek z ____ sypał się z godziny na godzinę. Miałem wrażenie, że tylko ja się starałem go jakoś uratować. Robiłem wszystko co mogłem, starałem się, ale wciąż miałem wrażenie, że Polkę to tylko bawiło. Że walczę z wiatrakami, z czymś, z czym nie mogłem za nic wygrać. Nie wiedziałem, gdzie popełniłem błąd. Co zrobiłem nie tak, co powiedziałem lub czego nie powiedziałem. Pamiętałem o każdej rocznicy, o każdej ważnej sprawie, gdzie w prawdziwym, normalnym związku zaowocowałoby to jeszcze bardziej w postaci bardziej szczęśliwego związku. Ale nie tu. Nie w tym przypadku. Nie w tej miłości.
-Gdzie się pakujesz? Masz jakiś wyjazd? - zapytałem zaskoczony, wchodząc do pokoju.
-Nie powinno cię to interesować. - warknęła zła.
-Hm? Jak to? Jestem twoim chłopakiem.
-Co? - zaśmiała się co mocno zraniło moje serce. - Nie jesteś moim chłopakiem.
-Jak to?!
-Och, zapomniałam. - wstała na równe nogi i otrzepała spodnie z niewidzialnego kurzu, by zaraz powiedzieć z ogromnym uśmiechem. - Koniec z nami YoonGi.
-Co? Niby dlaczego?
-Bo tak. - wzruszyła ramionami jakby to miało mi wszystko wytłumaczyć.
-Oszalałaś? Na mózg upadłaś?! Wytłumacz mi dlaczego chcesz ze mną zerwać?!
-Bo mnie denerwujesz. Bo cię nie kocham. Bo mam cię totalnie gdzieś.
-G-gdzie popełniłem błąd?- zapytałem szeptem.
-W momencie narodzin. - odpowiedziała to z taką powagą, że naprawdę poczułem ból.
-____, proszę. Nie możesz mnie zostawić, wiedząc, że cię kocham.
-Nie? No to patrz. - chwyciła torbę i ruszyła do drzwi. Złapałem ją, czując ból, smutek, cierpienie, lecz po tym czułem już tylko łzy i mocne uderzenie w policzek. - Zjeżdżaj Min! - upchnęła mnie na koniec i wyszła. Od tak. Po prostu.
Siedziałem na podłodze z podkulonymi nogami po sam podbródek, płakałem jak małe dziecko za kimś, kto mnie prawdopodobnie nigdy nie kochał. Naprawdę nie wiedziałem dlaczego mi to zrobiła. Ale nie miałem odwagi już pytać.
Pierwszy raz w życiu czułem taką rozpacz, pierwszy raz czułem również taką bezsilność. Chciałem uratować coś, co chyba nawet nigdy nie istniało. Mimo to miałem wciąż tą głupią nadzieję, że ona wróci, a ja znów będę szczęśliwy.
Rok. Trzydzieści godzin. Dwadzieścia minut. Zero sekund.
Moje początki jako singiel były okropne. Serio. Zakochane pary, komedie romantyczne, pytania co z ____, sprawiły, że znienawidziłem uczucie miłości. Pragnąłem tylko jej, tylko tej jedynej dziewczyny. Dlaczego? Ponieważ pomogła mi się ogarnąć, moje problemy, moje nawyki i zachowanie, to wszystko co składało się na to, że byłem chujem dla innych. Nie kłamię ani nie wyolbrzymiam, serio, byłem chujem i nie wstydzę się tego.
Postawiłem pustą puszkę na stole, po czym z głośnym westchnieniem oparłem się o kanapę. Ułożyłem nogi na stole a dłonie zaplotłem za głową, oddając się chwili relaksu. O ile myślenie o byłem dziewczynie można było nazwać relaksem.
~ Wracałem wkurzony z bójki z jednym kolesiem z mojego liceum, gdy wpadła na mnie jakaś drobna osoba.
-Jak łazisz do kurwy. - warknąłem i uniosłem wzrok, blond grzywka spod mojej czapki, kuła mnie w oczy, więc ją poprawiłem. Od razu spostrzegłem przed sobą spokojną, nieco zmartwioną Europejkę, która ubrana w podarte rurki i bluzę z logiem mojego ulubionego rapera, spoglądała na mnie z troską.- I co się gapisz? - syknąłem.
-Jesteś ranny. Powinien to ktoś opatrzyć. - po tych słowach wyjęła z plecaka wodę i chusteczkę.
-Co ty robisz?
-Czekaj chwilę. - nalała wody na biały materiał, by zaraz go przyłożyć do mojego policzka. Przez chwilę patrzyłem na nią oszołomiony jej zachowaniem, by zaraz poczuć to cholerne ciepło w klatce piersiowej. Pierwszy raz się ktoś mną zaopiekował. Nie wiedząc kiedy odsunąłem jej dłoń, patrząc na nią jak na idiotkę.
-Ogarnij się trochę. - warknąłem, mimo że tak naprawdę nie miałem tego na myśli.
-Chyba musisz bardzo cierpieć...
-Nic o mnie nie wiesz. - syknąłem zły i minąłem ją. Zrobiłem może dwa kroki, by zaraz usłyszeć.
-Jestem ___!
-Po chuj mi to wiedzieć? - mruknąłem pod nosem, mimo że moje usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu. ~
Siedziałem w kawiarni przy kawie, pisząc tekst piosenki. Dopiero po kilku sekundach rozpoznałem ____, która wciągu tego roku, nieźle się zmieniła. Siedziała przy stole z chłopakiem, którego kojarzyłem z jej uczelni. Jak mu było? Jeon....Jungkook? Czy jakoś tak.
Siedzieli obok siebie, całując się i miziając po udach, co jakiś czas mówiąc do siebie jakieś słowa. Dostałem ostry cios w serce, ponieważ to wtedy moja nadzieja zgasła, a powstało inne, niebezpieczne w moim wydaniu uczucie. Nienawiść, bo dopiero widząc ich, pojąłem, dlaczego mój związek się zakończył.
-Zdradzałaś mnie... - urywki naszych kłótni, "rozmów", codziennych docinek przewijały się w moim umyśle cholernie szybko. Z wrażenia aż zalałem tekst kawą, która zniszczyła wszystko. Do tej kawy mogłem przyrównać Jungkooka. Tego małego sukinsyna, który odebrał mi dziewczynę i jeszcze okazywał jej czułość w miejscu publicznym. Wiedziałem, że powinienem zrezygnować z niej, ale nie potrafiłem. Wciąż w środku miałem tego oswojonego kundla, który ją pokochał. Wiedziałem, że moje myśli względem nich były okropne, ale to byłem ja, Min Yoongi, facet, który niszczył każdego, kto zniszczył jego.
Wychodząc z kawiarni specjalnie tyrpnąłem gościa w ramię przez co się oblał kawą.
-Jak łazisz? - syknął. W tej samej chwili moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Polki. Nie wiedząc kiedy splunąłem w jej stronę, wyrażając pogardę. - Przeproś ją....
-Hm? Za co? Za bycie puszczalską? - parsknąłem ze śmiechem. Jeon słysząc to, chciał mnie uderzyć, lecz chwyciłem szybko jego dłoń i wykrzywiłem boleśnie.
-Oppa przestań. - jęknęła przerażona dziewczyna.
-Jeszcze raz mnie tak nazwij a zmiażdżę mu krtań. - syknąłem wściekły i przycisnąłem Koreańczyka do stołu uniemożliwiając mu oddychanie.
-Yoongi, błagam!
-Wiedziałaś z kim zadzierasz. - warknąłem wściekły, lecz w tej samej chwili ktoś mnie odsunął i gwałtownie wypchnął za drzwi kawiarni. Spojrzałem w okno, gdzie ____ tuliła do siebie Jungkooka ze strachem w oczach. Uśmiechnąłem się szeroko widząc JEJ strach, usatysfakcjonowany ruszyłem w stronę mieszkania.
-Aish, warto było. - zaśmiałem się, kopiąc pustą puszkę z piwa.
Każda źle podjęta decyzja w naszym życiu, pozostawia trwały ślad. Nie tylko w naszej biografii, lecz także w naszych umysłach i sercu. Zwłaszcza temu ostatniemu, ponieważ to serce, leczy się najdłużej z tych złych decyzji. Moją najgorszą decyzją w życiu była zmiana się dla kogoś, kto mnie nigdy nie kochał. Po co tyle próbowałem się zmienić? Po co w ogóle próbowałem?
Z każdym dniem staczałem się na samo dno. Wzloty i upadki, nie przespane noce, ciągłe problemy w pracy jak i poza nią. Moja samodestrukcyjna strona uaktywniła się w dzień mojej rocznicy zawarcia związku z ____. Co prawda ta data już była tylko ważna dla mnie, lecz wciąż kupowałem prezenty, tak, jakby Polka wciąż ze mną była. Nie wiedząc kiedy zacząłem popadać w alkoholizm, codziennie kilka piw, by zaraz je zastąpić wódką bądź dobrą whisky, chociaż zwykły burbon również dobrze na mnie działał. Cóż jeśli miałeś się stoczyć, zrobisz to, bez względu na otaczających cię ludzi, czy świat.
Burdele, pijani 'kumple', jakieś narkotyki, kradzieże, wandalizm. To było moje ostatnie pół roku. Codziennie staczałem się na samo dno, jak najniżej się dało. I co było najzabawniejsze? Robiłem to zupełnie świadomie, myślałem, że w ten sposób chciałem ukarać dziewczynę, lecz tak naprawdę chciałem ukarać siebie. Za co? Za pozwolenie, by ktoś tak podły mógł mnie "oswoić".
Postawiłem pustą puszkę na stole, po czym z głośnym westchnieniem oparłem się o kanapę. Ułożyłem nogi na stole a dłonie zaplotłem za głową, oddając się chwili relaksu. O ile myślenie o byłem dziewczynie można było nazwać relaksem.
~ Wracałem wkurzony z bójki z jednym kolesiem z mojego liceum, gdy wpadła na mnie jakaś drobna osoba.
-Jak łazisz do kurwy. - warknąłem i uniosłem wzrok, blond grzywka spod mojej czapki, kuła mnie w oczy, więc ją poprawiłem. Od razu spostrzegłem przed sobą spokojną, nieco zmartwioną Europejkę, która ubrana w podarte rurki i bluzę z logiem mojego ulubionego rapera, spoglądała na mnie z troską.- I co się gapisz? - syknąłem.
-Jesteś ranny. Powinien to ktoś opatrzyć. - po tych słowach wyjęła z plecaka wodę i chusteczkę.
-Co ty robisz?
-Czekaj chwilę. - nalała wody na biały materiał, by zaraz go przyłożyć do mojego policzka. Przez chwilę patrzyłem na nią oszołomiony jej zachowaniem, by zaraz poczuć to cholerne ciepło w klatce piersiowej. Pierwszy raz się ktoś mną zaopiekował. Nie wiedząc kiedy odsunąłem jej dłoń, patrząc na nią jak na idiotkę.
-Ogarnij się trochę. - warknąłem, mimo że tak naprawdę nie miałem tego na myśli.
-Chyba musisz bardzo cierpieć...
-Nic o mnie nie wiesz. - syknąłem zły i minąłem ją. Zrobiłem może dwa kroki, by zaraz usłyszeć.
-Jestem ___!
-Po chuj mi to wiedzieć? - mruknąłem pod nosem, mimo że moje usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu. ~
Rok. Pięć godzin. Trzy minut. Trzydzieści sekund.
Uczucie osamotnienia, przygnębienia i nawracającej depresji. Yah, tak, tak, tak... To życie Min YoonGiego, mimo że starałem się funkcjonować jak dawniej nie potrafiłem. Ta pustka w moim mieszkaniu, cisza, brak jakiejkolwiek energii. To tak cholernie przytłaczało. Dawniej wracałem radosny do domu, że zobaczę ____, przytulę się do niej i obejrzę z nią film, a potem? Potem odeszła i zostałem ja, cztery ściany i komar, który ostatnio wleciał mi przez okno. Mógłbym załatwić skurczybyka, ale po co? Jako jedyny był przy mnie cały czas, co prawda, spijał moją krew, ale mimo to był. Serio... zacząłem pragnąć już nawet obecności komara.
Najgorsze uczucie? Wiem, że jest ich wiele, ale wyobraź sobie, że jesteś dzikim psem. Serio, dzikim, bojącym się ludzi i dobrego dotyku. Ktoś cię znajduje pod domem, zabłąkanego, wygłodniałego, daje ci jeść i schronienie. Wpierw jesteś niepewny i się boisz, prawda? A potem zamienia się to w miłość i oddanie do granic możliwości. A teraz wyobraź sobie, że twój właściciel wywala cię z auta na jakimś pustkowiu. Zostajesz znów sam, głodny, bezbronny i bezdomny, nie wiesz gdzie iść i co zrobić by przetrwać, bo zdążyłeś się przyzwyczaić do bycia kochanym i do dawania miłości. Ja właśnie byłem takim psem. Ale nie zapominajmy, że nawet ten oswojony kundel, może znów powrócić do bycia tym samym kundlem przed poznaniem swojego właściciela.
Więc ____, pokochałaś mnie jako chuja, to i znienawidzisz mnie jako chuja.
Najgorsze uczucie? Wiem, że jest ich wiele, ale wyobraź sobie, że jesteś dzikim psem. Serio, dzikim, bojącym się ludzi i dobrego dotyku. Ktoś cię znajduje pod domem, zabłąkanego, wygłodniałego, daje ci jeść i schronienie. Wpierw jesteś niepewny i się boisz, prawda? A potem zamienia się to w miłość i oddanie do granic możliwości. A teraz wyobraź sobie, że twój właściciel wywala cię z auta na jakimś pustkowiu. Zostajesz znów sam, głodny, bezbronny i bezdomny, nie wiesz gdzie iść i co zrobić by przetrwać, bo zdążyłeś się przyzwyczaić do bycia kochanym i do dawania miłości. Ja właśnie byłem takim psem. Ale nie zapominajmy, że nawet ten oswojony kundel, może znów powrócić do bycia tym samym kundlem przed poznaniem swojego właściciela.
Więc ____, pokochałaś mnie jako chuja, to i znienawidzisz mnie jako chuja.
Rok. Godzina. Jedna minuta. Dwanaście sekund.
Siedziałem w kawiarni przy kawie, pisząc tekst piosenki. Dopiero po kilku sekundach rozpoznałem ____, która wciągu tego roku, nieźle się zmieniła. Siedziała przy stole z chłopakiem, którego kojarzyłem z jej uczelni. Jak mu było? Jeon....Jungkook? Czy jakoś tak.
Siedzieli obok siebie, całując się i miziając po udach, co jakiś czas mówiąc do siebie jakieś słowa. Dostałem ostry cios w serce, ponieważ to wtedy moja nadzieja zgasła, a powstało inne, niebezpieczne w moim wydaniu uczucie. Nienawiść, bo dopiero widząc ich, pojąłem, dlaczego mój związek się zakończył.
-Zdradzałaś mnie... - urywki naszych kłótni, "rozmów", codziennych docinek przewijały się w moim umyśle cholernie szybko. Z wrażenia aż zalałem tekst kawą, która zniszczyła wszystko. Do tej kawy mogłem przyrównać Jungkooka. Tego małego sukinsyna, który odebrał mi dziewczynę i jeszcze okazywał jej czułość w miejscu publicznym. Wiedziałem, że powinienem zrezygnować z niej, ale nie potrafiłem. Wciąż w środku miałem tego oswojonego kundla, który ją pokochał. Wiedziałem, że moje myśli względem nich były okropne, ale to byłem ja, Min Yoongi, facet, który niszczył każdego, kto zniszczył jego.
Wychodząc z kawiarni specjalnie tyrpnąłem gościa w ramię przez co się oblał kawą.
-Jak łazisz? - syknął. W tej samej chwili moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Polki. Nie wiedząc kiedy splunąłem w jej stronę, wyrażając pogardę. - Przeproś ją....
-Hm? Za co? Za bycie puszczalską? - parsknąłem ze śmiechem. Jeon słysząc to, chciał mnie uderzyć, lecz chwyciłem szybko jego dłoń i wykrzywiłem boleśnie.
-Oppa przestań. - jęknęła przerażona dziewczyna.
-Jeszcze raz mnie tak nazwij a zmiażdżę mu krtań. - syknąłem wściekły i przycisnąłem Koreańczyka do stołu uniemożliwiając mu oddychanie.
-Yoongi, błagam!
-Wiedziałaś z kim zadzierasz. - warknąłem wściekły, lecz w tej samej chwili ktoś mnie odsunął i gwałtownie wypchnął za drzwi kawiarni. Spojrzałem w okno, gdzie ____ tuliła do siebie Jungkooka ze strachem w oczach. Uśmiechnąłem się szeroko widząc JEJ strach, usatysfakcjonowany ruszyłem w stronę mieszkania.
-Aish, warto było. - zaśmiałem się, kopiąc pustą puszkę z piwa.
Równy rok.
Każda źle podjęta decyzja w naszym życiu, pozostawia trwały ślad. Nie tylko w naszej biografii, lecz także w naszych umysłach i sercu. Zwłaszcza temu ostatniemu, ponieważ to serce, leczy się najdłużej z tych złych decyzji. Moją najgorszą decyzją w życiu była zmiana się dla kogoś, kto mnie nigdy nie kochał. Po co tyle próbowałem się zmienić? Po co w ogóle próbowałem?
Z każdym dniem staczałem się na samo dno. Wzloty i upadki, nie przespane noce, ciągłe problemy w pracy jak i poza nią. Moja samodestrukcyjna strona uaktywniła się w dzień mojej rocznicy zawarcia związku z ____. Co prawda ta data już była tylko ważna dla mnie, lecz wciąż kupowałem prezenty, tak, jakby Polka wciąż ze mną była. Nie wiedząc kiedy zacząłem popadać w alkoholizm, codziennie kilka piw, by zaraz je zastąpić wódką bądź dobrą whisky, chociaż zwykły burbon również dobrze na mnie działał. Cóż jeśli miałeś się stoczyć, zrobisz to, bez względu na otaczających cię ludzi, czy świat.
Burdele, pijani 'kumple', jakieś narkotyki, kradzieże, wandalizm. To było moje ostatnie pół roku. Codziennie staczałem się na samo dno, jak najniżej się dało. I co było najzabawniejsze? Robiłem to zupełnie świadomie, myślałem, że w ten sposób chciałem ukarać dziewczynę, lecz tak naprawdę chciałem ukarać siebie. Za co? Za pozwolenie, by ktoś tak podły mógł mnie "oswoić".
Siedemdziesiąt pięć godzin. Trzydzieści minut. Dwie sekundy.
Narąbany w sztos przemierzałem kolejne metry dzielące mnie od domu.
Co chwila zaliczałem gleby, więc moje ciało zrobiło się już nieco sine, ponieważ od dziecka miałem tendencje do siniaków. W pewnym momencie dobiegł mnie odgłos podjeżdżającego samochodu. Spojrzałem na pojazd, który przejechał wyjątkowo szybko. Przez moją głowę przebiegła pewna myśl, która wydawała się naprawdę ciekawa i dobra. W moim przypadku rzecz jasna. Wyszedłem na środek drogi, otworzyłem kolejną puszkę piwa i usiadłem na środku jezdni. Upijałem kilka łyków co jakiś czas rozglądając się dookoła.
Nagle zza zakrętu wypadła dość sporych rozmiarów ciężarówka, nie miałem żadnych szans na reakcje, ale jeśli miałbym być szczery, nawet nie miałem zamiaru reagować. Po prostu położyłem się na jezdni i czekałem aż podjedzie. Ciemna noc, późno, zero ludzi, czy jakiegokolwiek większego ruchu. Słabo oświetlona droga, ja, leżący na ziemi i pędząca we mnie ciężarówka. A w niej facet, który kompletnie nie spodziewał się, że tej nocy zabije człowieka.
Głośny klakson. Pisk opon. Nagły strach. A potem już tylko ogromny ból, gdy pojazd o masie pięciu ton najechał na moje ciało. Odgłos łamania się każdej możliwej kości. Pękające organy nie nadające się już do przeszczepu. Kałuża krwi i kierowca, który wjechał w latarnię.
Jak coś, to ten, co leży na środku jezdni. Tak, ta miazga to ja. Min Yoongi, jakbyś zapomniała jak mam, a raczej miałem na imię.
Czterdzieści godzin. Dwie minuty. Trzy sekundy.
Najlepszy sposób na przemieszczanie? Ciężarówka, a najlepiej ta co cię zabiła. Co prawda byłem martwy, a nowy właściciel nie miał pojęcia, że właśnie siedziałem na jej dachu i machałem do przechodniów. No, okey, nikt mi nie odmachiwał, ale to pewnie dlatego, że byłem duchem. He he... urocze. W chuj.
Moje ciało zagrzebano w jakimś ponurym miejscu, na równie ponurym cmentarzu. Co zabawne "moje święto" zorganizowała....____! Tak, ta sama dziewczyna, przez którą wąchałem kwiatki od spodu. Słodko, prawda?
Godzina. Minuta. Jedna sekunda.
Zemsta. Tak, to zemsta sprawiła, że zawarłem pakt z Kostuchą. Nie mogłem inaczej, kara musiała się odbyć. Nie wiedziałem jaką wymierzyć, lecz dostałem moc od "przyjaciółki". Wybacz, ale nie mogłem nie skorzystać.
Ktoś mógłby mnie nazwać potworem, ale... Ale... Ja miałem na to wyjebane, robiłem swoje, bez względu na wszystko. Czy to było dobre, czy też złe. To moje "życie", więc będę je sobie niszczył tak, jak ja będę chciał. A zniszczyć można wszystko, możesz zniszczyć betonowy mur kulką z papieru, ale trzeba wiedzieć, gdzie uderzyć, by ta mała szczelina w murze, zrujnowała wszystko. Moją kulką była zemsta, a betonowym murem ____. Więc ta drobna szczelina była kim? Jungkookiem.
Co noc, gdy spała, pokazywałem jej momenty, gdy Jeon ją zdradzał. Nie, jej sny nie były kłamstwem. Były prawdą i to ona miała ją doprowadzić do ostateczności. Moją mocą była prawda i to ją raniło, ponieważ dopiero po dwóch latach zdała sobie sprawę, że zdradzała mnie z kimś kto jej nie kochał. Poczuła się jak ja. I to było piękne w mojej śmierci. Nie chciałem jej robić krzywdy, nie chciałem jej zabijać, kochałem ją, więc chciałem, by wiedziała, że niszczyła sobie życie z kimś takim jak Kook.
Dziesięć sekund.
Tylko tyle dzieliło mnie od spotkania się z nią twarzą w twarz. Nie mogłem jej pozwolić, by odeszła w lepsze miejsce. Miała tkwić w tym samym miejscu co ja. Miała cierpieć tak, jak ja przez te dwa lata. Więc gdy tylko skoczyła z mostu, pojawiłem się obok niej. Siedziała zapłakana i skulona przy swoim martwym ciele, stanąłem przed nią, patrząc z uśmiechem.
-I co? Teraz jesteś szczęśliwy?! - pisnęła, wściekła mnie.
-Jasne. - zaśmiałem się słodko, klepiąc ją po ramieniu. - Prawda to prawda, nie ważne pod jaką postacią.
-Świnia!
-Yoongi, miło mi. - odparłem rozbawiony, by zaraz ruszyć przed siebie.
-A ty gdzie do cholery?! Masz mi pomóc!
-Eee, nie? - odwróciłem się w jej stronę.
-Jak to? To dlaczego ja tu jestem?
-Bo to twoja kara?
-Niby za co? - zapytała to z taką powagą, że aż mnie to zdziwiło.
-Masz wieczność skarbie na przemyślenia. Jestem pewien, że nawet ty w końcu się połapiesz.
-Jesteś cholernym chamem i egoistą!
-Każdy ma inne zalety. - wzruszyłem ramionami, ruszyłem znowu, lecz ta podbiegła do mnie i przytuliła się.
-Proszę oppa, pomóż mi.
-No dobrze. - powiedziałem z czułością i klasnąłem w dłonie. Po kilku sekundach razem z ____ stałem w pokoju, patrząc jak niczym nie wzruszony Kook posuwał jakąś laskę. Polka zaczęła płakać a ja powiedziałem z uśmiechem.
-Dla ciebie moja miłość była niczym, więc dla mnie twoje cierpienie również takim jest. Teraz wiesz, że zostawiłaś mnie dla kogoś kto cię nigdy nie kochał.
-A ty? Co z tobą?
-Ja idę w inne miejsce. Gdzieś przed siebie. Daleko stąd. Daleko od ciebie.
-Ale oppa...
-Twój oppa właśnie się pieprzy z jakąś dziewuchą, ja jestem Min Yoongi. To "życie" potraktuj jak nasze poprzednie.
-Jak?
-Ja nie znam ciebie, a ty mnie. - warknąłem i zostawiłem ją w pokoju razem z kochającą się parą.
I jak?
Podobał wam się scenariusz?
Mam nadzieję, że tak.
MILE WIDZIANE KOMENTARZE