Przybywam do Was z epilogiem, który raczej nie będzie należał do długich, ponieważ nie chcę zanudzać rzeczami, które mogłyby być według niektórych po prostu nudne. Ogólnie miałam sześć pomysłów na zakończenie TKC, po długim zastanowieniu się co powinno się w nim znaleźć, postanowiłam, że połączę trzy zakończenia, które według mnie wydawały się najbardziej ciekawe/inne/pasujące do całej tej serii. Nie wiem, czy zakończenie będzie takie jakie sobie wyobraziłam, czy czegoś nie zawalę, ale mam nadzieję, że będzie znośne i że w jakimś stopniu Was ono zaskoczy.
Ostatnio czuje jakąś dziwną ekscytację, chodzę radosna, ciągle się śmieję i cieszę się z małych rzeczy. I chyba już wiem, czym ta ekscytacja może być spowodowana, prawdopodobnie tym, że pozbyłam się pewnego ciężaru, który od dwóch lat ściągał mnie w jakimś stopniu w dół, hah. Zabieram się niedługo za pewną pracę, znalazłam ciekawe wydawnictwo, więc jeśli się zepnę i wszystko pójdzie dobrze, to może kiedyś tam w przyszłości, będzie moje opowiadanie widniało na Waszych półkach? Oczywiście nie będę pod tym pseudonimem, ale sposób pisania czasem bywa jak odcisk palca, więc ktoś kto długo ze mną jest na blogu, będzie wiedział, że to moja praca. I od razu uprzedzam wszelkie możliwe hejty... To co pisze i nad czym pracuje, jest zupełnie inne niż to co widzicie tutaj. Nad tym opowiadaniem pracuje już kilka lat i pewnie jeszcze parę nad nim posiedzę, ale sądzę, że będzie na tyle dobre i ciekawe, że ktoś po nie sięgnie.
Ostrzeżenia: Brak
Nie przedłużając...
Zapraszam
~ ~
Spokojna, cicha melodia odbijała się echem po ogromnej sali, która spokojnie pomieściłaby tysiąc ras.Setki jak nie tysiące oczu spoczywające na wysokiej sylwetce blondyna, który z ogromną niecierpliwością i radością wypatrywał swojej ukochanej. Miała pojawić się niebawem, za kilka chwil, lecz część jego podświadomości mówiła mu, że nie może być tak pewny siebie. Że jest kilka możliwości iż jego kobieta się nie pojawi, może uciec, może zostać porwana, a może zabita? Jego długie i zręczne palce co chwila miętosiły kawałek jego białej koszuli, czasem zahaczały o muszkę, która była na jego szyi. Duże, ciemne oczy co chwila na nowo zmieniały kolor na błękitny jakby chcąc tym samym pokazać, że w razie jakiegokolwiek problemu, był gotów rzucić się na ratunek swojej damie serca. Lecz w pewnym momencie muzyka przestała grać, oczy gości skierowały się na duże, mahoniowe drzwi koloru kasztanowego, w ich progu stanęła dziewczyna. Drobna, blada, z dużymi i bardzo pięknymi oczami, które były jak dwa, cudowne i najdroższe kamienie świata. Jej długa, biała suknia lekko opinała jej kobiece i nieco krągłe ciało, od czasu do czasu połyskujące na złoto perełki tylko dodawały jej jeszcze więcej urody. Kroczyła spokojnie w stronę Stwórcy, patrząc mu prosto w oczy, jej serce biło jak oszalałe, a mózg przetwarzał każdy możliwy scenariusz. A jeśli źle wypowie słowa przysięgi i każdy będzie się z niej śmiał? A co jeśli potknie się nagle o zbyt długą suknie i runie na ziemię tuż przed ołtarzem?
-Spokojnie księżniczko. Jestem tu. - dobiegł ją spokojny i opanowany ton głosu TaeHyunga, który wpatrzony był w nią jak w obrazek. Była cała jego, tylko i wyłącznie. Na zawsze. Blondyn wyciągnął w jej stronę dłoń, którą chwyciła niemal od razu, gdy pojawiła się bliżej niego i właśnie w tamtym momencie każda jej obawa zniknęła. Wiedziała, że to co się działo było szybkie, że tak naprawdę nie znała doskonale Kima, że równie dobrze mogłoby się okazać, że byłaby szczęśliwsza przy Jeonie. Jednak postanowiła zaryzykować, może w przyszłości musiałby za to zapłacić, ale chciała podjąć ryzyko, niezależnie jakie byłby potem jego konsekwencje.
Ceremonia się rozpoczęła, Somin patrzyła tylko i wyłącznie w oczy Tae, bo tylko w nich mogła tonąć godzinami. I mimo że nie rozumiała ani słowa, które wypowiadał Kapłan Hybryd, wiedziała, że każde słowo, które po nim powtórzy nawet z lekkim błędem, będzie szczere i prawdziwe. Że przysięga, którą składała będzie wieczna bez względu na to, co mogłoby się wydarzyć w przyszłości.
Cały czas dziewczyna miała wrażenie, że czuła na sobie palący wzrok pełen rozpaczy i niedowierzania. Jednak wiedziała, że nie mógł być to wzrok Kooka, w końcu chłopak został na ziemi, prawda? Kątem oka zerknęła na tłum gości, których - prócz matki Kima - nie znała, jednak tuż przy drzwiach stał Park. Z wesołym uśmiechem i ze łzami w oczach, patrzył na nią z taką miną, jakby był z niej dumny? A może szczęśliwy, że wybrała Kima? Nie miała pojęcia, lecz widząc jego twarz nawet przez ułamek sekundy, uśmiechnęła się pod nosem, mówiąc machinalnie.
-Tak. - tym samym zgadzając się zostać Królową Świata i żoną TaeTae. Na jej palec nałożony został złoty pierścień, a na ustach spoczął przyjemny i pełen miłości pocałunek. Nie widząc kiedy objęła Kima i mruknęła cicho w jego wargi, nie przejmowała się tym, że mogłoby to być niestosowne zważywszy na to, że nie byli sami, ale miała to gdzieś. Chciała pokazać gościom, teściowej i mężowi, że była cholernie w tamtym momencie szczęśliwa.
Wesele trwało w najlepsze, TaeHyung zapragnął, by Somin też czuła się jakby była na ziemi, więc zamiast pierwszego toastu i przemowy, postanowił by był pierwszy taniec. Tak jak na Ziemi, dlatego objął ją czule i przyciągnął bliżej swojego torsu, patrząc w jej oczy. Tańczyli na środku sali tronowej, nikt nie potrafił oderwać od nich wzroku, ponieważ wyglądali tak, jakby byli dla siebie stworzeni, jakby ich małżeństwo było z góry już zaplanowane.
-Nawet nie wiem jaki jestem szczęśliwy kochanie. - uśmiechnął się szeroko i ucałował jej czoło.
-Ja też oppa jestem bardzo szczęśliwa, tylko boję się, że nie będę potrafiła tych rzeczy co każda królowa. - westchnęła nieco zakłopotana faktem, że naprawdę nie miała pojęcia o Królewskiej Etykiecie, nie znała praw Hybryd.
-Będziesz cudowną władczynią, wiem to. - zaśmiał się i uniósł ją wysoko, kręcąc się z nią dookoła własnej osi. Chyba nigdy w życiu nie był tak szczęśliwy, jak w momencie, gdy Polka powiedziała "Tak" przy ołtarzu.
Polowi zapadał wieczór, goście się bawili, Królowa tańczyła z Lucyferem pierwszy raz się szczerze uśmiechając, natomiast para młoda postanowiła odpocząć gdzieś, gdzie było cicho i spokojnie. Dlatego Tae zabrał Somin do ogrodu, ponieważ miał też dla niej ogromną niespodziankę.
-Nie wiem, czy u was też tak jest w dniu ślubu, że pan młody daje swojej żonie prezent. - zaczął blondyn, ujmując jej dłoń.
-Hm? U nas nie ma czegoś takiego oppa. - pokręciła głową, zerkając na poważnego blondyna. - Co to za prezent, hm? - jednak zamiast odpowiedzi słownej, zobaczyła, że chłopak kiwnął głową na coś przed nimi. Dlatego jej wzrok od razu skierował się na punkt, który wskazał jej V i właśnie w tamtym momencie, na środku przepięknego ogrodu, tuż obok niedawno naprawionej fontanny zobaczyła Jeona. Lecz to nie był żywy Kook, lecz jego niesamowicie realny, kamienny posąg. Stał, patrząc na nią smutnymi oczami, lecz jego usta były wykrzywione w nienaturalnym, fałszywym uśmiechu. Jedną dłoń wyciągał w jej stronę, a drugą miał na klatce piersiowej w miejscu, gdzie było serce.
-Jungkookie?! - pisnęła, nie wiedząc co się działo, lecz TaeHyung uśmiechnął się szeroko, obejmując ją od tyłu.
-Kazałem miejscowemu artyście zrobić jego posąg, a z racji tego, że mężczyzna jest mega utalentowany, to zrobił go tak realistycznie. - ucałował jej szyję namiętnie i przyciągnął bliżej swojego torsu. - Podobny, hm?
-Wygląda tak realnie. - wymruczała wciąż w szoku tym widokiem i nie wiedząc kiedy delikatnie przejechała dłonią po jego zimnym, kamiennym policzku.
-Pora wracać skarbie. - uśmiechnął się czule i objął ją jednocześnie kierując się w stronę zamku. Gdy Somin się odwróciła, oczy JungKooka zmieniły położenie, ponieważ tym razem zamiast patrzeć na punkt przed sobą, dokładnie śledziły każdy ruch Polki. Z jego oczu spływały pojedyncze, prawdziwe krople łez, które następnie spadały na płatki róż. Kim doskonale wiedział, że najgorszą karą dla Jeona, będzie trwanie w kamiennym śnie i oglądanie Somin szczęśliwej przy V, zamiast jakaś tam śmierć, która skończyłaby jego katusze. TaeHyung zapragnął, by Wampir czuł to samo co on jeszcze trzy lata temu, dlatego go wtedy w ogrodzie nie zabił, a pozwolił mu przeżywać wieczne katusze.
Czekaj na mnie. Prawdziwa miłość jest tuż obok.
I to obudziło w nim na nowo chęć do walki. I mimo że minęło zaledwie parę dni, coś sprawiło, że na jego kamiennych plecach pojawiły się delikatne szczeliny, a jego martwe serce kolejny raz zaczęło się leniwie poruszać.
Miłość, bo tylko dla niej na nowo był wstanie ruszyć do walki.
~ ~ ~
I tym oto sposobem zakończyliśmy The King Comeback.
Mam nadzieję, że epilog się Wam podobał.
Lubię czytać zakończenia, które w jakimś stopniu dają nadzieję na możliwość kontynuacji, a Wy?
Kolejne posty to będą już tylko i wyłącznie scenariusze i reakcje Słoneczka.
MILE WIDZIANE KOMENTARZE