Witam <3
Przybywam do was ze scenariuszem z naszym Rap Monem. Miałam go dodać już dawno, lecz dodaję go dzisiaj. Ktoś się cieszy?
Uwaga: Pojawi się duża ilość gifów. Prócz tego mogą wystąpić liczne wulgaryzmy oraz samookaleczenie.
Mam nadzieję, że scenariusz przypadnie wam do gustu.
Zapraszam <3
~ ~ ~
Młody chłopak szedł wolnym krokiem po lotnisku. Nigdzie nie miał zamiaru lecieć, po prostu sam od siebie postanowił tu przyjść, żeby móc poobserwować ludzi dookoła niego. Ubrany był cały na czarno, więc każdy na niego zwracał uwagę. Czarna czapka, maska, bluza, spodnie nawet buty. Wszystko miał czarne. Zatopiony w kolejnych słowach swojej ulubionej piosenki szedł przed siebie, patrząc obojętnym wzrokiem na strażników, którzy stali przy odprawie, sprawdzając każdego pasażera. NamJoon, usiadł na ławce przy jakimś młodym szatynie, który zawzięcie grał na komórce w jakąś grę zręcznościową. Spojrzał na niego kątem oka, uśmiechając się delikatnie, tak, że nikt nie mógł tego dostrzec, nie tylko ze względu na maskę.
W końcu po kilku godzinach spędzonych w tak tłocznym i dość głośnym miejscu, zapragnął udać się gdzieś, gdzie było cicho i spokojnie. Chciał wrócić tam, gdzie czuł się bezpieczny, kochany i doceniany, lecz wiedział, że tego miejsca już nie było. Zniknęło w mgnieniu oka, zostawiając go na pastwę ludzi i okrutnej rzeczywistości, która była dla niego ogromnym koszmarem. Nie dla niego były spotkania z ludźmi, wypady do baru, czy jakiekolwiek rozmowy. Był taki odkąd pamiętał, lecz pięć lat temu poznał pewną dziewczynę, która odmieniła go. Pomogła mu z nałogami, depresją i żalem do całego świata. Pomagała mu przeżyć każdy nowy dzień i noc, to dla niej wstawał z łóżka uśmiechając się delikatnie, to dla niej robił rzeczy takie, do których nigdy nie miał odwagi. Aż pewnej nocy zadzwoniła jego komórka, a on sam stracił to, co wybudował z pomocą Polki. Rozmowa trwała pięć minut, przepełniona słowami goryczy, jego krzyku i głośnego płaczu, tylko po to by następnie nacisnąć czerwoną słuchawkę i rzucić komórką o ścianę.
Pokręcił głową odganiając od siebie wspomnienia i łzy, które z każdą sekundą coraz szybciej spływały po jego policzkach. Otarł je szybko drżącą dłonią, po czym zmieniając piosenkę, wyszedł z budynku, by następnie powłóczyć się w miejsce, gdzie mógłby być sam ze sobą i swoimi czarnymi myślami.
Usiadł na starym moście, którego barierka była zakryta pnączami jednego z ogromnych kwiatów. Usiadł na nim, spuszczając swoje nogi poza barierkę, smutnym wzrokiem patrzył na wodę, która z ogromnym szumem płynęła przed siebie. Swoją głowę oparł na dłoniach i cały czas nie odrywając wzroku od wody, zaczął wracać do dni, w których był szczęśliwy.
Razem z ___ siedział w parku na jednej z ławek. Z delikatnym uśmiechem gładził ją po dłoni od czasu do czasu odpowiadając na jej pytania. Nie potrafił bez niej normalnie funkcjonować, w momencie, gdy ___ wracała do swojego domu, uśmiech z twarzy NamJoona od razu znikał. Wtedy jego umysł ogarniała pustka i pesymistyczne myślenie, lecz gdy ___ się pojawiała, jego świat nabierał barw.
-Nie słuchasz mnie NamJoon - zaśmiała się, tyrpiąc go lekko, by ten wybudził się z transu.
-Przepraszam, zamyśliłem się. Mogłabyś powtórzyć to co mówiłaś?
-Och, nieważne - zaśmiała się jednocześnie nachylając się nad swoim chłopakiem. Jego brązowe oczy spojrzały na nią, a usta wykrzywiły się w uśmiechu, który dziewczyna wręcz kochała. Nie wahając się ani sekundy złączyła ich usta ze sobą w długim i czułym pocałunku.
Odruchowo przejechał kciukiem po swoich wargach, jakby chcąc znów przypomnieć sobie usta swojej ukochanej. Dopiero po chwili zrozumiał, że był cały mokry, a deszcz spadał z nieba w ogromnym tempie. Westchnął cicho, chcąc znów zamknąć oczy i wrócić do dni, gdy jego życie miało sens. Gdy budził się przy Polce, która miała w zwyczaju całować go na rozpoczęcie dnia.
-Kurwa - mruknął, kręcąc jednocześnie głową. Kolejny raz brutalna rzeczywistość spoliczkowała go dość mocno, przez co od razu łzy zebrały się w kącikach oczu - nie będę ryczał - warknął, zaciskając dłonie w pięści, by następnie uderzyć nimi z całą siłą w most. Od razu poczuł ból, który sprawił, że jego myśli zajęły się zupełnie czymś innym niż rozdrapywaniem starych ran.
Kroczył wolnym krokiem przez chodnik, jego twarz była tak ponura i blada, że nawet jakaś staruszka zaczepiła go i zapytała, czy nic mu nie jest. On tylko pokręcił głowa wymijając ją szybko i szepcząc.
-Nic nie jest w porządku odkąd ___ ode mnie odeszła - gdy tylko to powiedział, jego serce zabiło szybciej. Kochał stan, gdy myśląc o spotkaniu z dziewczyną, jego serce waliło jak młotem. Wtedy czuł się taki... kochany.
Zamknął drzwi do swojego mieszkania, w salonie panował istny chaos. Puszki po piwie walały się po podłodze, poduszki leżały wszędzie tylko nie na kanapie, okna zasłonięte a kurz drażnił jego nos. Mruknął ciche przekleństwo, kładąc się na kanapie. Lewą dłonią zabrał piwo ze stołu, po czym otworzył je i upił kilka łyków. Alkohol przez chwilę drażnił jego gardło, lecz zaraz przyzwyczaił się do tego dziwnego smaku.
Patrzył na nią w taki sposób, jakby była jedynym punktem, który widział. Za każdym razem, gdy jakiś obcy chłopak patrzył na nią w taki sposób jak on, czuł ogromną złość. Pragnął mieć ___ tylko dla siebie, więc często miał ochotę zamknąć ją w domu i nie pokazywać światu. Zbyt dobrze zdawał sobie sprawę z tego, jaka była piękna i pożądana.
Trzymał nagą Polkę w swoim silnym, lecz czułym uścisku. Jeździł dłonią po jej nagich plecach od czasu do czasu zataczając na nich małe lub duże kółko. Przygryzał co chwila wargę, gdy ta wtulała się w niego coraz bardziej, kochał ten moment, więc gdy tylko musiał ją wypuścić z uścisku, czuł pustkę. Musiał ją dotykać, tulić i całować, by wiedzieć, że jego egzystencja miała jakiś sens. Musiał wiedzieć, że szatynka go kochała, bo gdyby tylko raz nie poczuł jej miłości, byłby wstanie przybrać sobie do głowy bardzo złe myśli, które mogłyby się okazać dla niego zabójcze.
-Hej, kwiatuszku - szepnął z uśmiechem, odgarniając kosmyk włosów z jej zamkniętych oczu - wstawaj, trzeba zjeść śniadanie - dodał, składając małego buziaka na jej ramieniu.
-Oppa - jęknęła zaspana - chcę spać.
-Wiem, że chcesz śpiochu - zaśmiał się - ale musisz wstać, dziś masz ważny egzamin, zapomniałaś?
-Och, racja - po tych słowach otworzyła oczy od razu napotykając wzrok chłopaka. Patrzyli na siebie przez kilka sekund, uśmiechając się do siebie niewinnie.
-Ubierz się, a ja zrobię ci śniadanie - odezwał się po chwili. Ucałował ją jeszcze, po czym nie czekając ani sekundy wstał z łóżka i podreptał w samym bokserkach do kuchni.
___ ubrana już w spodnie i koszulę, stała przed lustrem i czesała swoje ciemne włosy. Ze smutkiem zerkała na chłopaka, który krzątał się po kuchni. Wiedziała, że już niewiele zostało im takich poranków, więc za każdym razem, gdy kładła się spać, czuła wyrzuty sumienia, ponieważ jej ukochany nic o tym nie wiedział.
Otworzył gwałtownie oczy siadając równie szybko na kanapie, zwalił puszkę na ziemię, przez co jej zawartość wylała się na kremowy dywan. Przetarł zmęczony oczy, po czym ruszył do łazienki, kopiąc po drodze pudełka po chińszczyźnie.
Wszedł do wanny pełnej ciepłej wody. Łzy lały się strumieniami z jego napuchniętych i czerwonych już oczu, krople krwi skapywały z jego mocno zagryzionych warg.
-Tak cholernie tęsknię - wyjęczał - tak bardzo kurwa tęsknię - tuż po tych słowach, ryknął głośnym płaczem, bijąc pięściami w wannę - nigdy nie zasługiwałem na szczęście, ale gdy już dostałem go trochę, odebrano mi go - wymamrotał, biorąc do ręki żyletkę - tak cholernie boli mnie świadomość, że mnie już nie kochasz, wolałbym zdechnąć niż żyć w świadomości, że już dla ciebie nie istnieję - dodał, po czym przejechał żyletką po lewej dłoni. Krew skapywała do wanny pełnej wody, a on sam czuł, że to co robił mu pomagało. Strach, ból i smutek, to wszystko znikało, gdy widział świeże, bolesne rany na swoich dłoniach. To... w jakiś sposób go satysfakcjonowało. Świadomość, że cierpiał, ale ten ból mógł kontrolować. Kończyć go i zaczynać w takim momencie, w którym tego chciał. Niestety z bólem psychicznym było zupełnie inaczej, więc zdecydowanie wolał ten fizyczny.
Zalany łzami siedział na ziemi w pokoju szatynki, która pakowała swoje walizki nie zwracając na niego uwagi. Rwał włosy z głowy, kopał, krzyczał i szarpał ___, gdy ta próbowała do niego podejść i wszystko mu wyjaśnić.
-Oppa - jęknęła, gdy ten za mocno chwycił jej drobne ramiona, zostawiając na nich siniaki. Mimo to nie czuła do niego złości, bo dlaczego?
-Dlaczego mi to robisz? Dlaczego zabierasz moje szczęście? Dlaczego mnie zostawiasz? Będę znów sam, będę znów tą jebaną skorupą!
-Pozwól mi to wytłumaczyć.
-Jak? Nie kochasz mnie już? Te trzy lata nic dla ciebie nie znaczyły? Jesteś gotowa zrezygnować z tego wszystkiego? Nie boisz się, że umrę? Wiesz, że stracę sens istnienia w momencie, gdy wyjdziesz z tego pokoju - wyjęczał zapłakany w jej szyję. Objął ją mocno, przyciskając ją do swojej klatki piersiowej w taki sposób, jakby jego serce miało zaraz wyskoczyć i złączyć się z jej sercem.
-Wrócę oppa.
-Kłamiesz.
-Kocham cię.
-Przestałaś.
-Zrozum.
-Nie potrafię.
-Nigdy cię nie zostawię.
-Już to zrobiłaś.
-Przetrwasz.
-Już umarłem.
I tak trwała ich rozmowa. Tylko pojedyncze słowa, które miały w sobie tyle sprzeczności, że to było aż trudne do zrozumienia.
-Muszę wyjechać NamJoon, ale wrócę, obiecuję.
-Kłamiesz. Zostawisz mnie jak wszyscy.
-Okłamałam cię kiedyś? - zapytała, ujmując jego twarz w swoje drobne i zimne dłonie - okłamałam? -ponowiła pytanie.
-Najwyraźniej tak - wyszeptał, po czym złączył ich usta ze sobą.
Chwiejnym krokiem wracał do swojego domu, w dłoniach trzymał wpół puste butelki alkoholu. Co chwila krzyczał imię swojej jedynej miłości, jakby to jakoś miało ją do niego przywołać. Zatoczył się i tracąc równowagę, uderzył w ścianę. Z jego ust wydobył się cichy jęk, który zaraz został zastąpiony cichym przekleństwem.
-Przepraszam, nic panu nie jest? - dobiegł go zatroskany, męski głos. Spojrzał przymrużonymi oczami na chłopaka, który był niskiego wzrostu, miał czarne włosy i ciemne oczy. Nachylił się nad NamJoonem, po czym pomógł mu wstać - gdzie pan mieszka? Zaprowadzę pana.
-Sam sobie poradzę - wymamrotał, próbując sam ustać o własnych siłach.
-Jeśli pana puszczę, zaliczy pan glebę - gdy tylko to usłyszał, prychnął rozbawiony.
-W takim razie... w drogę - wydukał, po czym wolnym krokiem skierował się z nieznajomym do mieszkania.
Siedział przy toalecie, co jakiś czas wydalając z siebie alkohol. Gdy tylko mógł mówić, zaraz mamrotał przekleństwa zamiast odpowiadać na pytania nieznajomego.
-Śliczna dziewczyna, to pana? - to pytanie podziałało na niego jak płachta na byka. Spojrzał na bruneta z mordem w oczach, po czym rzucił w niego pustą butelką - rozumiem - dobiegł go znów głos Koreańczyka, który zaraz odłożył fotografię na miejsce.
-Wszystko - zaczął - wszystko co widzę jest w czarnych barwach. Powiedz mi... powiedz mi, dlaczego moje szczęście... odebrano?
-Nie rozumiem. Szczęście? ... Och... chodzi panu o tą dziewczynę? - Nam tylko przytaknął, czując ogromną rozpacz, pomieszaną z mdłościami.
-Odeszła. Zostawiła mnie. A ja mam ochotę umrzeć.
-Nie może pan tak myśleć, to tylko pana wewnętrznie zabija.
-To niech to zrobi również zewnętrznie - wychrypiał, po czym wsadził głowę do toalety, kolejny raz zwracając alkohol.
Nieznajomy leżał z nim na łóżku, ponieważ blondyn go o to poprosił. Wciąż odurzony i zamknięty we wspomnieniach, tulił go tak, jakby był jego ____. Nie potrafił i nie chciał rozumieć, że jego ___ nie była ___, a zamiast niej tulił do siebie obcego chłopaka, który nawet nie protestował, gdy Mon mu zaproponował spędzenie wspólnej nocy. Koreańczyk wolał myśleć, że jednak Polka była przy nim, a on znów był w szczęśliwym związku.
Nawet nie zauważył zmiany jaka w nim zaszła. Nie tylko w wyglądzie, lecz także w psychice. Każdego wieczoru jego ciało pokrywały nowe, krwiste i sine rany, gdy po raz kolejny ciął po nich swoją żyletką, która była dla niego wybawieniem i ucieczką. Nie ważne, że z każdym dniem słabł i słabł, już nic się dla niego nie liczyło.
Siedział na toalecie, patrząc na głęboką i szeroką ranę, z której wypływała bordowa krew. Upajał się jej widokiem, zapachem, a okropny, piekący ból był dla niego jak najlepsza rzecz na świecie. Wiedział, że to co robił było złe, że czyniąc to zagrażał swojemu życiu, lecz tak naprawdę nie przejmował się. Z czasem zauważył, że robił to tylko po to, by przybliżyć swój koniec. Oczywiście, mógł popełnić samobójstwo, lecz wolał cierpieć.
-Kocham cię ____, tak bardzo, bardzo mocno - wyjęczał, znów przykładając ostre, zakrwawione narzędzie do lewej dłoni. Przejechał żyletką po świeżej bliźnie, zagryzł dolną wargę z bólu, po czym uśmiechnął się delikatnie - wszystko to co robię jest dla ciebie - dodał, po czym już nie przejmując się niczym, ciął swoją rękę.
Szedł na czworakach po swoim korytarzu, odurzony alkoholem i jakimiś białymi proszkami, próbował dojść do swojego pokoju. Tuż przed drzwiami usłyszał znajomy głos. Polka śpiewała swoją ulubioną piosenkę, kręcąc przy tym biodrami. Podczołgał się pod drzwi do łazienki, po czym zmęczony i obolały, oparł się o zimną ścianę.
-Hej, skarbie - zaśmiała się jego księżniczka - gdzie byłeś?
-S-spacerowałem -wychrypiał zmęczony, patrząc na nią nieprzytomnym wzrokiem.
-Naprawdę? Mogłeś mnie zabrać ze sobą.
-Chciałem... odpocząć - wyszeptał, po czym otarł krew z ust. Szatynka usiadła tuż przy nim, po czym położyła swoją głowę na jego udach. Z uśmiechem na ustach patrzyła na niego, jednocześnie bawiąc się jego bladymi dłońmi - Kwiatuszku, co się stało, że mnie odwiedziłaś? - zapytał po chwili, głaszcząc ją po głowie jak małe dziecko.
-Bardzo mocno za tobą tęskniłam - odparła z uśmiechem.
-Też tęskniłem, kiedy ostatnio u mnie byłaś?
-Nie pamiętam oppa, może dwa lub trzy lata temu?
-Długo - stwierdził, przymykając oczy. Czuł na sobie jej wzrok, który mógł wyczuć nawet, gdy był w tłumie ludzi. Zbyt dobrze ją znał.
-Może - zaczęła niepewnie - może weźmiemy kąpiel?
-Dobrze, weźmiemy - powtórzył jak zahipnotyzowany. Obydwoje na czworakach ruszyli do łazienki, szatynka odkręciła wodę, po czym pomogła rozebrać się swojemu ukochanemu.
-A ty? - zapytał, gdy zobaczył ją jeszcze w ubraniach.
-Wejdź do wody, zaraz do ciebie dołączę.
Siedział we wodzie od kilku minut jego oczu zamykały się coraz bardziej, a ciało drżało, mimo że woda była bardzo ciepła. W pewnym momencie poczuł dotyk ___. Spojrzał na nią zaskoczonym wzrokiem, w dłoni trzymała żyletkę, a na jej twarzy widniał ogromny uśmiech.
-Zapomniałeś o czymś - zaśmiała się, podając mu znajome narzędzie.
-Co mam z tym zrobić?
-To co zawsze - oznajmiła ze spokojem. Koreańczyk był zbyt odurzony by móc chociaż trafić w swoją dłoń - pomogę ci - szepnęła, po czym ujęła jego prawą dłoń i jednym, szybkim ruchem ruszyła nią, sprawiając, że już na sinej dłoni chłopaka pojawiły się kolejne bolesne ślady.
-To boli - wychrypiał.
-I ma boleć. Musisz cierpieć. Nie zasługujesz na szczęście - zaśmiała się złowieszczo. Przerażony spojrzał na nią. To nie była ___. Tuż przed nim stała zmora, która była zamknięta w jej drobnym, pięknym ciele.
-Nie chce - wyjęczał przez łzy.
-Nie obchodzi mnie to - dodała, po czym chwyciła go mocno za szyję i zanurzyła jego głowę we wodzie. Dusił się, wierzgał nogami i rękami próbując się wyswobodzić z rąk śmierci. Alkohol i białe proszki wcale mu nie pomogły, a wręcz przeciwnie, sprawiły, że się poddał. Ostatni raz spojrzał na jej twarz, by następnie złapać oddech sprawiając, że do jego płuc wpłynęła woda.
Obudził się. Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzał się po szarym pomieszczeniu. Wszędzie dziwne aparatury, których pikanie wprawiało go w jeszcze większe otępienie. Tuż pod drzwiami zobaczył mężczyznę, wysoki facet w białym kitlu i okrągłych okularach, czytał kartę NamJoona.
-P-przepraszam - wyjęczał, próbując ruszyć dłonią, lecz dopiero wtedy do niego dotarło, że leżał w kaftanie bezpieczeństwa - co to?
-Witam, jestem Kim SeokJin, znajduje się pan w szpitalu psychiatrycznym na oddziale zamkniętym - powiedział niskim, spokojnym tonem głosu.
-Szpital? Zamknięty oddział? Słucham? Dlaczego? - zadawał pytania coraz bardziej nie rozumiejąc sytuacji.
-Dwa dni temu odnaleziono pana we wannie, miał pan poderżnięte nadgarstki. Obok wanny znaleziono alkohol i proszki nasenne, z ogromnym trudem przywróciliśmy u pana akcję serca, ponieważ stracił pan mnóstwo krwi.
-Dlaczego jestem w kaftanie? - szatyn, podszedł do niego i zajął miejsce zaraz obok jego łóżka siadając na drewnianym, bujanym krześle.
-Dla bezpieczeństwa.
-Ale ja jestem spokojny - szepnął, jakby chcąc się samemu przekonać o swojej racji.
-Woleliśmy nie ryzykować.
-Kto mnie znalazł? - kolejne pytanie padło z jego sinych ust.
-____, zna ją pan? - po tym pytaniu serce Koreańczyka gwałtownie ruszyło, a oczy zaszły mgłą. Z paniką rozglądał się dookoła, krzycząc imię swojej ukochanej - proszę się uspokoić! Spokój! - wrzasnął SeokJin, mimo tonu jego głosu, Nam nawet nie myślał o uspokojeniu. Dopiero gruba igła w ciele chłopaka, sprawiła, że ten opadł bezwładnie na łóżko szepcząc imię swojej księżniczki.
Kolejne łzy. Kolejne prośby o wybudzenie NamJoona ze śpiączki. Kolejne błagania i zapewnienia, że była tuż przy nim i żeby jej nie opuszczał. Nic nie pomagało. Z każdą minutą jej nadzieję wygasała coraz bardziej, aż pewnego dnia, gdy zasnęła oparta o jego ramię, poczuła jego usta na swoim czole.
-Nam - wyszeptała, po czym rozpłakała się na dobre.
-Kwiatuszku, to ty? - szepnął, patrząc na nią ze strachem, że była jego kolejnym wymysłem.
-T-to ja.
-Tak bardzo tęskniłem - nic więcej nie musiał mówić, ponieważ już po chwili poczuł jej usta na swoich. Pierwszy raz od niepamiętnych dni.
Ich rozmowy były długie, z każdym dniem coraz dłuższe i dłuższe. Zdążyli już sobie wszystko wytłumaczyć. Kim po raz kolejny mógł się uśmiechać czując taką radość jak jeszcze nigdy w życiu.
-Nie wiedziałam - wyszeptała w jego szyję, gdy usłyszała koniec jego historii.
-Cii, skarbie. To nie twoja wina.
-A czyja?Przecież to oczywiste, że moja.
-Nie kochanie, jesteś niewinna - również wyszeptał, obejmując ją swoimi sinymi i pokrytymi bliznami dłońmi - wróciłaś, to jest najważniejsze.
-Obiecałam, a ty mi w to nie wierzyłeś. Prawie umarłeś.
-Wiem.
-Prawie zabrałeś mnie ze sobą.
-Wiem.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Znów kolejne słowa, które były przepełnione smutkiem, bólem lecz także szczęściem i nadzieją na lepsze jutro. Po raz kolejny ich słowa były pełne sprzecznych emocji, lecz oboje wiedzieli, że z czasem będą jednością. Każde z nich potrzebowało czasu.
NamJoon, leżał na kanapie, tuląc znów do siebie swoją ukochaną. Przez cały ten czas sądził, że stracił swoje szczęście, że już nigdy nie będzie mu dane być kochanym przez kogoś. Dlaczego w to zwątpił? Jego życie nigdy nie było kolorowe, nauczyło go, że o wszystko musiał walczyć, więc w momencie, gdy ____ wsiadała do samolotu, stracił możliwość walki, więc z góry założył, że przegrał. Mógł za nią lecieć, fakt, lecz nie zrobił tego, więc konsekwencje tego płacił i będzie jeszcze płacić.
-Kocham cię NamJoonie - wyszeptała, zmęczona Polka.
-Ja ciebie również kwiatuszku.
-Wierzysz mi, że już nigdy cię nie zostawię?
-Wierzę.
-Na pewno?
-Teraz wiem, kochanie, że choćbym miał wypruć swoje flaki będę o ciebie walczył. Lub, została jeszcze droga opcja?
-Druga opcja? Co masz na myśli?
-Wywiozę cię w odludne miejsce i zamknę w domu, by mieć cię tylko dla siebie - zaśmiał się, tuląc ją do siebie. Zaśmiał się, więc dlaczego ___ wyczuła w tym groźbę, a w oczach swojego ukochanego dostrzegła lekki obłęd?
Ugh, trochę długi wyszedł ten scenariusz, ale jestem z niego dość zadowolona.
Podobała wam się moja praca?
Co sądzicie o ostatnich słowach NamJoona?
Sama czytając końcówkę scenariusza mam lekkie obawy xD
MILE WIDZIANE KOMENTARZE