piątek, 8 czerwca 2018

#12 Alien - Mój drugi przyjaciel Zmiennokształtny

Witam <3
Nie mam zbyt wiele do pisania, więc życzę Wam tylko miłego czytania.
  Ostrzeżenia:Pojawią się opisy walki, lecz nie sądzę, by były one zbyt niesmaczne. Ale jak kto uważa...
Nie przedłużając...
  Zapraszam <3
~ ~ ~ ~
   Bezpieczniej jest komuś nie ufać.
Zdecydowanie. 
W końcu nigdy się wtedy nie zawiedziemy, prawda?
Prawda.

   Jeździła na rolkach spokojnie po parku w towarzystwie ciągle pilnującego jej JiMina. Chłopak siedział na ławce i przyglądał się swojej przyjaciółce, która już zdecydowanie bardziej wyglądała na szczęśliwą i wypoczętą niż zaledwie tydzień temu. Uśmiechnął się nieznacznie, gdy w pewnym momencie dostrzegł ogromne, granatowe chmury, które zwiastowały najgorszą możliwą nawałnicę. Jeszcze kilka sekund temu było cudownie ciepło, lecz ta pogoda zmieniła się tak gwałtownie, że oznaczało tylko jedno.
-Skarbie. - złapał ją szybko za biodra i pociągnął mocno w swoją stronę.
-Omo, oppa, co się stało? - zapytała zaskoczona prawie tracąc równowagę. - Omo. - pisnęła, widząc potężne błyskawice, które co chwilę przecinały niebo pod każdym możliwym kątem. 
-Musimy uciekać i to już. - mruknął i bez zbędnego gadania zmienił się w potężnego wilka, dookoła zrobiło się zupełnie ciemno, z nieba zaczął padać potężny grad w postaci białych, kryształowych kul. Pioruny dosłownie co sekundę uderzały o chodnik, jezdnię czy drzewa. 
-JiMin co się dzieje. - pisnęła przerażona, lecz zamiast odpowiedzi usłyszała jego potężny pomruk, by zaraz ruszyć razem z nim biegiem do domu dziewczyny. Sekundę po tym jak wparowali do jej domu piorun uderzył centralnie w chodnik, gdzie jeszcze chwilę temu stali. - JiMin. - pisnęła cicho przestraszona.
-Spokojnie, to zaraz minie. Taką mam nadzieję.
-Skąd wzięła się ta nawałnica? Przecież nic nie zapowiadało się na taką burzę...
-Aish, to TaeHyung. - szepnął Park i zerknął w okno. 
-Słucham?!
-Jedną z mocy TaeTae jest żywioł nawałnicy inaczej mówiąc burza z gradem, czasem tornado. - mruknął nieco zestresowany wciąż patrząc na potężną nawałnicę.
-Ale... Dlaczego? Co się dzieje?
-Ktoś musiał nieźle wkurzyć Kima. - westchnął Wilkołak i zerknął na przestraszoną dziewczynę. Przytulił ją lekko do siebie i ucałował mocno w głowę, by dodać jej nieco otuchy. W pewnym momencie o okno od pokoju Somin uderzyło coś potężnego, ponieważ szkło pękło, a do pokoju zaczął wdzierać się potężny wiatr. Polka pisnęła przerażona widząc na podłodze TaeHyunga, który leżał z zamkniętymi oczami na jej dywanie. Jego ciało pokrywały liczne krwawiące rany jego czarne, potężne skrzydła zniknęły w jego skórze na łopatkach, był w samych spodniach przez co mogła dostrzec jego umięśnione, lecz poranione ciało. 
-T..-urwała nie mogąc wymówić jego imienia, jak na zawołanie oczy chłopaka gwałtownie się otworzyły, a ona mogła dojrzeć jego mocno błękitne tęczówki. Oddychał szybko przez co mogła dojrzeć dwa kły, które również zniknęły i zamieniły się w normalne zęby.
-Mała... Odsuń się. - powiedział JiMin i zakrył ją swoim ciałem. To nie tak, że Kim był dla niej zagrożeniem, po prostu Kim wpadł w taki szał, że nic ani nikt nie potrafił go uspokoić, był taką rasą, że nikt nie dałby rady z nim wygrać. Somin mimo wszystko spojrzała na niego, chłopak odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią tak, że przeszły ją lodowate dreszcze. Książę wstał na równe nogi i wyskoczył z okna, lecz zamiast rozbić się o podłoże to wzbił się ku niebu na swych potężnych, czarnych skrzydłach. 
-JiMin... Co się dzieje? - zapytała cicho, wtulając się tors chłopaka, lecz ten nic jej nie odpowiedział, ponieważ był zapatrzony w jeden punkt. Dziewczyna nie słysząc żadnej odpowiedzi również spojrzała w to samo miejsce co jej przyjaciel. Bez przeszkód mogła dojrzeć TaeHyunga, który walczył w powietrzu z HoSeokiem, obydwaj mieli skrzydła, lecz te Kima były dużo większe i zapewne silniejsze od tych Junga. Osiemnastolatka zakryła usta dłonią widząc jak dwóch chłopaków biło się mocno i wystarczająco celnie, by na ich ciele zaraz pojawiły się krwawiące rany. Demon chwycił mocno Tae za jedno ze skrzydeł i z nie małym trudem szarpnął za nie chcąc je wyrwać, lecz książę jedynej najpotężniejszej rasy na świecie odwrócił się i wgryzł się swoimi mocnymi kłami prosto w tętnice Hobiego. Krew trysnęła prosto na jego twarz przez co Demon odruchowo złapał się za krwawiące miejsce, blondyn wykorzystał ten ruch, ponieważ od razu powalił chłopaka i przypilił go całym swoim ciałem do ziemi. W jego dłoni ni stąd ni zowąd pojawił się złoty sztylet, zamachnął się nim by wbić go prosto w serce leżącego bruneta, lecz ten po prostu zniknął zostawiając zaskoczonego Kima. 
-Tae! - pisnęła Somin z okna, gdy tuż za jego plecami pojawił się Jung, swoimi mocnymi szponami niczym u sępa wbił się prosto w kręgosłup chłopaka, ścisnął jego długą kość i starał się ją wyrwać z ciała Kima, lecz od tyłu zaszła go biała pantera. Skoczyła na jego pokrwawione wręcz porozdzierane niczym kartka papieru ciało, rozerwała jego plecy swoimi mocnymi pazurami i oderwała kawałek ciała z jego ramienia od razu je pożerając. W tym czasie mocno ranny i obolały blondyn chwycił wpółżywego Demona i płonąc niczym ludzka pochodnia podpalił go. Książę Piekieł znikł zostawiając po sobie tylko ogromną, czarną plamę krwi. Dotychczas biała pantera przybrała postać wysokiego chłopaka o białych włosach i umięśnionym ciele. 
-Tae. - szepnął chłopak i wziął go na swoje barki widząc, że ten był w coraz gorszym stanie. 
-Gdzie... Somin? - wyjęczał wpółprzytomny. - Jest bezpieczna? - znowu zadał pytanie już ledwo kontaktując. 
-Nie martw się. - mruknął Zmiennokształtny i nie czekając ani chwili udał się do domu JungKooka. 

   TaeTae spał wykończony i opatrzony w sypialni JungKooka, gdy do jego willi zawitała Somin z JiMinem, którzy naprawdę mocno martwili się o stan Kima. 
-Gdzie jest oppa? - zapytała Wampira, który zmywał z rąk krew po zszyciu ran księcia. 
-Śpi jest wykończony, lepiej niech nie wstaje, musi zregenerować siły. 
-Nie dał rady się sam podleczyć? - spojrzał na niego wyraźnie przestraszony JiMin, jeśli Stwórca nie mógł się sam podleczyć to oznaczało albo jego szybki koniec, albo długi i ciężki stan. 
W tej samej chwili do salonu wszedł chłopak o białych włosach, uśmiechnął się do zaskoczonej dziewczyny, po czym subtelnie ucałował ją w dłoń. 
-Wonho. - puścił jej oczko. - A ty jesteś tą naszą małą Kruszynką tak? Somin.
-T-tak.. Chyba tak. - mruknęła jeszcze bardziej zaskoczona. - Kim jesteś?
-Zmiennokształtny. 
-Czyli? - zapytała już nieco śmielej. 
-Rasa, która potrafi przybrać formę każdego zwierzęcia na świecie. 
-Prócz wilków. - wtrącił JiMin.
-No tak, są już zajęte. - uśmiechnął się lekko i upił łyk wina.Polka patrzyła na niego nieco podejrzliwie, dlatego JungKook widząc to, oznajmił.
-To twój przyjaciel. Nie musisz się go bać, nic ci nie zrobi. 
-Jestem łagodny jak baranek. - zaśmiał się, by zaraz stanąć na środku w postaci małego, białego baranka. Dziewczyna widząc zaśmiała się cicho, mówiąc.
-Wiesz, wolę psy. 
-Proszę bardzo. - usłyszała nieco niewyraźny głos, by po chwili zobaczyć na swych kolanach małego i słodkiego szczeniaka, który łasił się do niej niczym kot.

   Dni mijały a stan Kima nic się nie zmieniał, cały czas był nieprzytomny a jeśli już odzyskiwał przytomność, tracił ją po minucie. Mimo swojej potężnej natury był na tyle ranny, że nie był w stanie sam się już podleczyć. Co chwilę wartę przy nim pełnili na zmianę Wonho i JiMin, ponieważ jego relacja z JungKookiem nie była na tyle aż dobra. Somin również siedziała przy Kimie i od czasu do czasu nakładała mu na uszy słuchawki i puszczała jego ulubione piosenki, mając nadzieję że chłopakowi jakoś to pomoże.
Mimo ich wszelkich starań stan chłopaka kompletnie się nie poprawiał, a wręcz przeciwnie, pogarszał. Rany zadane przez Demona otwierały się na nowo, stany ropne pękały i powstawały nowe jego usta robiły się już sine a ciało nieco bledsze.
-Czas zawiadomić jego matkę. - oznajmił cicho Wampir, patrząc na powolną i bolesną śmierć jednego ze Stwórców.
-Przyprowadzę ją. - mruknął Wonho i nie czekając na reakcję reszty po prostu wyszedł z domu.
-Oppa... Ty chyba nie mówisz, że Tae. - urwała przestraszona Somin, patrząc to na Kooka to na nieprzytomnego chłopaka - Oppa proszę... Zrób coś...
-Przykro mi, nic nie mogę zrobić. - a czy nie mógł, czy tylko tak mówił to już wiedział tylko i wyłącznie on sam. Osiemnastolatka słysząc te słowa uciekła z płaczem a za nią JiMin, by móc ją pilnować.
   Do pomieszczenia weszła wysoka kobieta, jej twarz była zakryta czarną, przeźroczystą nieco chustą. Jej twarz była lodowata i blada, smukłe i kobiecie ciało zakrywała czarna, prosta suknia. Jej blond włosy były spięte w mocnego i eleganckiego koka. Jej chłodny wzrok spoczął na czwórce młodych ludzi, którzy stali przy łóżku Tae. Jej ogromna moc była wyczuwalna już poza domem co już świadczyło o jej potężnej mocy.
-Zostawcie mnie z moim synem. - oznajmiła z takim chłodem i powagą, że cała czwórka przyjaciół dosłownie wybiegła z pomieszczenie zostawiając ją samą z synem.  Jedynie co można było usłyszeć to jej cichą modlitwę w takim języku, którego nikt nie znał. Nie było go w żadnej księdze co tylko świadczyło, że ów rasa była pierwszą na ziemi.
    Gdy zegar na ścianie wskazał już północ z pokoju Tae wyszła jego matka, założyła na nowo chustę na swoją głowę i z niesamowicie poważnym głosem oznajmiła.
-Mój syn to silna istota, zrobiłam wszystko co mogłam aby odzyskał swoje dawne siły. Jego rany wciąż są groźne dla jego życia, dlatego opiekujcie się nim.
-Ale nie umrze, prawda? - zapytała cicho Somin, patrząc ze łzami w oczach na drzwi od pokoju TaeTae. Kobieta podeszła do niej, ujęła jej twarz w swoje zimne jak lód dłonie i mruknęła z delikatną chrypą.
-Mój syn jest silny, a tę siłę dajesz mu ty. Jesteś nowa w tym wszystkim, nieogarnięta a w dodatku jesteś człowiekiem. - zaczęła z lekko wyczuwalną kpiną w głosie, lecz zaraz dodała już łagodniej. - To ty wbrew pozorom nadajesz mu sens istnienia, gdzie od lat zmagał się z brutalną wiedzą dotyczącą jego życia, rodziny i obowiązku zostania przyszłym królem Hybryd. Jednak wiem, że ma on w tobie oparcie i mimo że nadal się go nieco boisz, trwasz przy nim co świadczy o jednym. Będziesz dobrą królową jeśli wybierzesz tego drugiego mężczyznę, który oddałby ci każdą możliwą rzecz. - po tych słowach odsunęła się od zszokowanej dziewczyny, zerkając na poważnego i bladego JungKooka. Już po sekundzie od tych słów królowa Stwórców rozpłynęła się w powietrzu, zostawiając na środku salonu zszokowaną Polkę.
~ ~
Czy ktoś się spodziewał takiego obrotu sprawy?
Bo ja szczerze mówiąc nie.
Postanowiłam nieco zmienić swój zarys tego opowiadania, dlatego może wyjść nieco dłuższa część niż wcześniej sądziłam.
Zobaczymy.
MILE WIDZIANE KOMENTARZE

4 komentarze:

  1. O MÓJ BOŻE!!!
    TO BYŁO SUPER!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku to było takie mega... Nie wiem co mam napisać serio, ale kocham cię za to opowiadanie ❤ czekam na kolejną część i życzę WENY ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Omo takiego obrotu spraw to ja się nie spodziewałam ❤ Somi królowa u boku Tea Boziu to będzie coś pięknego 🙈❤ Cieszę się ze wkońcu pojawił się Wonho ☺ Ale nie bardzo rozumiem co mama Tea miała na myśli mówiąc "Będziesz dobrą królowa jeśli wybbrrzesz tego drugiego mężczyzne..." i czemu popatrzyła na Kookiego?? Rozdział genialny życzę dużo weny i czekam na następny ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedź na to pytanie znajduje się w rozdziale 11 :D

      Usuń

Obserwatorzy