niedziela, 12 sierpnia 2018

#16 Alien - Niech wygra...Najlepszy

Witam <3
   Przybywam do Was z już szesnastą częścią mojego Wieloczęściowca, zapewne opowiadanie zakończyłoby się dużo wcześniej, ale jak sami wiecie, nie dodawałam nic ponad miesiąc, dlatego też tak Alien się wlecze. Jednak ta część jest już ostatnią częścią jeśli chodzi o fabułę, ponieważ kolejna część  będzie już epilogiem i tym ostatnim zakończymy Obcego.
Mam nadzieję że mimo tak długiego postoju nadal macie chęć poznania reszty wydarzeń w życiu Somin.
   Ostrzeżenia: Przemoc, wulgaryzmy, samookaleczanie oraz masa gifów.
Nie przedłużając...
  Zapraszam <3
~ ~ ~
Dzień wojny Demonów i innych ras nadszedł.
To teraz dowiemy się, czy ludzie zginą,
czy może uda się ich ocalić.
A może....
Oni tak samo utkną w Próżni?

   
   Głośny grzmot wyrwał Somin ze spokojnego snu, usiadła gwałtownie na łóżku rozglądając się z przerażeniem po pomieszczeniu. Tuż za oknem panowała ogromna nawałnica, drzewa dosłownie latały po niebie, padał ogromny grad wielkości piłki do tenisa, pioruny uderzały w przestrzeń pomiędzy willą Kooka a lasem. Polka zerwała się przerażona z miejsca dopadła do drzwi i z całej siły szarpała za klamkę chcąc wyjść, w tym samym momencie przez drzwi balkonowe do pokoju wpadł na wpół złamany dąb, dziewczyna krzyknęła przerażona, żeby tego było mało wszystkie okna dosłownie rozpadły się na kawałki, a resztki szkła leciały prosto na wpół nagie ciało brązowowłosej. Osiemnastolatka odruchowo zakryła się dłońmi, lecz coś mocno szarpnęło ją za nagie ramię i dosłownie wyciągnęło z pomieszczenia. Tym kimś okazał się być JungKook. 
-O-oppa, co się dzieje? - pisnęła i przytuliła się do jego torsu.
-Demony wyszły na powierzchnię, zaczęła się walka. - oznajmił i nie czekając na reakcję młodszej zaczął ją ciągnąć na siłę na schody. 
-Co?! Jak to?! Mówiłeś, że wygrywacie!
-Na pretensje będziesz miała później czas, a teraz chodź. Willa się dosłownie wali! - krzyknął a w tej samej chwili połowa jego dobytku runęła na ziemię, a on trzymał mocno dziewczynę za dłoń, gdy tuż za nią dosłownie pod piętami, pojawiła się krawędź od jeszcze na resztkach fundamentów trzymającego się domu. Wampir przyciągnął ją do swojego torsu, po czym wziął ją na ręce i szybkim krokiem skierował się do piwnicy, gdzie miał swoją siłownię. 
-Gdzie TaeHyung? - zapytała przerażona i zacisnęła swoją małą dłoń na poszarpanej koszuli bruneta. 
-To on jest sprawcą tej nawałnicy... Gdy tylko wyczuł HoSeoka wpadł w szał... - te słowa sprawiły, że serce dziewczyny przyśpieszyło gwałtownie jeszcze bardziej. Bała się o Stwórcę, bo... Bo chyba się w nim do cholery zakochała...
-Nic mu nie jest, prawda? Prawda Kook?
-Nie wiem, straciłem go z oczu, gdy tylko wyczuł Demona. - oznajmił i postawił dziewczynę na miękkim dywanie. Ubrał szybko na jej ciało swoją ulubioną bluzę, a na nagie stopy wdział jego buty, to nic, że były o pięć rozmiarów za duże, ścisnął mocno sznurówki, by się trzymały i chwycił jej drobną dłoń. Zerwał plakat, za którym znajdywała się dźwignia, chwycił za nią i ruszył nią w dół, by po chwili usłyszeć typowy dla horrorów skrzypienie drzwi. Lustra, w których wcześniej widziała się Somin, obróciły się tak że teraz tworzyły drzwi do jakiegoś ciemnego tunelu. 
-Oppa, ja nic nie widzę...
-To nic, to ja będę teraz twoimi oczami i tarczą. - ucałował ją mocno w czoło i kolejny raz mocno ją za sobą pociągnął. Biegła tuż za nic od czasu do czasu się mocno potykając, ponieważ nic nie widziała, lecz zaufała całkowicie Wampirowi i dała mu się kierować, ponieważ on jako paranormalna istota, widział wszystko. Po kilkunastu sekundach biegu w ciemności, znaleźli się tuż przy jeziorze, wybiegli prosto z jakiejś jaskini, której kiedyś jak tu była nie zauważyła Somin. Niebieskooka oddychała szybko, czując cholernie bolesną kolkę, spojrzała niepewnie na Wampira, który wyraźnie zestresowany rozglądał się dookoła. 
-Gdzie biegniemy ?- zapytała niepewnie, lecz nim zdążyła usłyszeć jakąkolwiek odpowiedź z ust bruneta, poczuła niemiłosierny ból w okolicy potylicy. Odruchowo złapała się za nią, by zaraz poczuć śliskie szpony Demona na swoim ciele, piekielna istota rzuciła ją prosto do jeziora, a z racji tego, że dziewczyna nie potrafiła pływać, zaczęła się topić. Jednak nim straciła świadomość, zobaczyła przygniecionego do podłoża Kooka, na którym siedział Demon z najniższej rasy, a tuż obok niego stał Suga, który celował w jego głowę sporym kamieniem. 
-JungKook! - krzyknęła przerażona, by zaraz zacząć zanurzać się coraz bardziej we wodzie. Zaczęła upadać na samo dno jeziora, ostatni raz wydając przy tym głęboki wydech jeszcze żyła i była świadoma, dlatego krzyknęła głucho, by stracić przytomność i całym ciałem opaść na dno.

    W tym samym momencie Wampir odepchnął od siebie śliskiego Demona i wstał szybko na równe nogi, patrząc z przerażeniem na Sugę. Chciał do niego podjeść, lecz zauważył, że ten był już opętany przez HoSeoka, dlatego dla YoonGiego jedynym ratunkiem była tylko i wyłącznie śmierć. Jeon wyciągnął w jego stronę dłoń, lecz poczuł przez to mocne i dość bolesne kopnięcie prosto w kręgosłup, odwrócił się na pięcie i nie czekając ani chwili przygniótł do ziemi piekielną istotę. Ukazał swoje kły i wygryzł się w tętnice niższego tym samym pozbawiając go życia, doskonale też czuł jak życie uchodziło z Somin, ponieważ ta leżała na dnie jeziora, dlatego za wszelką cenę chciał ją uratować, nawet jeśli sam miałby przez to zginąć.Ruszył szybkim krokiem w stronę wody, lecz blada dłoń chwyciła go mocno za włosy i dosłownie odrzuciła go na pięć metrów w tył, oszołomiony tym wszystkim Wampir uderzył z całej siły w brzozę i złamał ją przez to w pół. W jego stronę szybkim krokiem zbliżał się Suga, którego blada twarz zaczęła być pokrywana czarną mazią, która wypalała jego skórę sprawiając, że mięśnie pod nią zaczęły dosłownie gnić. Tak, to była jedna z właściwości jadu Demonów. Upadły Anioł jak mantrę mruczał pod nosem jedno zdanie, które zapewne Jung wmówił mu, gdy wdarł się do jego umysłu, a mianowicie "Zabić JungKooka, zabić JungKooka". Jeon doskonale wiedział, że dla młodszego nie było ratunku, dlatego rzucił się na niego i z całej siły zaczął okładać go pięściami, a ostrymi jak brzytwa kłami, gryźć go w najczulsze miejsca na szyi, i w jej okolicach.  Upadły odrzucił Wampira od siebie tym samym siebie chroniąc, lecz na nie wiele mu się to zdało, ponieważ Jeon nie dawał za wygraną i kolejny raz rzucił się na młodszego. Wygryzł się mocno w jego tętnicę, lecz YoonGi kolejny raz dał radę go odepchnąć jednak tym razem stało się coś innego. Suga upadł na kolana jakby tocząc walkę sam ze sobą, w pewnym momencie rozłożył skrzydła i chwycił za nie, ciągnąć ich końcówki w każdą możliwą stronę. Krzyczał z bólu i szarpał się, jakby ktoś go złapał w tej samej chwili krzyknął nisko i przeraźliwie, wyrywając sobie lewe i tak już poranione skrzydło. Upadł na ziemię i zamglonymi źrenicami wpatrywał się w przerażonego tym widokiem Wampira. Dla Upadłego Anioła ta walka się już skończyła...
   Silne dłonie objęły nieprzytomną Polkę wokół bioder i wtuliły ją w umięśnione i wpół nagie ciało. Białe włosy opadały na oczy Wonho, lecz to nie przeszkadzało mu, by szybko i zwinnie wypłynąć na powierzchnię. Położył wciąż nieoddychającą dziewczynę na ziemi i zawisł nad nią, robiąc jej sztuczne oddychanie. Ona nie mogła umrzeć, dlatego każdy miał za zadanie ją ratować nawet jeśli sam miałby przez to zginąć, bo jeśli coś by się jej stało, każdy zapłaci za to cenę swoim życiem, które bez wahania odebrałby Stwórca o imieniu TaeHyung. 
Błękitne oczy dziewczyny spojrzały na jej wybawcę szeroko, a usta wydały głośny jęk, by zaraz zanieść się głośnym kaszlem, by z płuc wydobyć pozostałości wody. 
-Omo, nic ci nie jest. - szepnął pod nosem Zmiennokształtny i przytulił ją do swojego nagiego torsu. Polka wtuliła się w niego wciąż w szoku i obolała.
-Gdzie JungKook? - zapytała, gdy tylko w miarę doszła do siebie. 
-Nie wiem, usłyszałem tylko jego rozkaz bym cię ratował, nic więcej nie wiem mała. 
-Ale... On ... - szepnęła, przypominając sobie Suge, który nad nim stał, gdy ostatni raz widziała go na oczy. 
-Somin to teraz bez znaczenia, musimy uciekać, armia Demonów jest blisko.
-Nie możemy go tak zostawić!
-Wybacz, ale mam za zadanie ratować ciebie.
-Yah! Czyje to polecenie?! Żeby ratować mnie zamiast przyjaciela?
-Stwórcy, a jemu nikt się nie przeciwstawi. - oznajmił szybko i przerzucił Polkę przez ramię.
-Aish, postaw mnie!
-Nie, musimy uciekać. - po tych słowach białowłosy ruszył biegiem w głąb lasu, zostawiając za sobą Wampira i armię piekielnych istot. 

   Ulice zalewały wszystkie rasy Demonów, które niszczyły wszystko na swojej drodze, a z racji swojej potęgi, mogły sobie bez problemu poradzić nawet z czołgiem, czy rakietą atomową. Pośrodku tego chaosu stało dwóch przyrodnich braci, lecz obaj byli po różnych stronach tej walki, a tylko jednej z nich mógł wygrać. 
-Poddaj się, a daruje ci życie. - zaśmiał się Jung, patrząc na młodszego brata. - Zniewolę cię, ale będziesz żył. 
-Mogę umrzeć, nie boję się śmierci. - odparł pewnie drugi, patrząc z pogardą na starszego Demona. - Jednak jedynie na czym mi zależy to żebyś zginął i żeby moja Somin cieszyła się życiem w spokoju. 
-Ach, no tak, to ludzkie gówno, które kochasz. - zaśmiał się mocno rozbawiony tymi słowami Jung.
-Odszczekaj to!
-Czy ja ci wyglądam na kundla, by to robić? - kolejny raz się wyszczerzył. - A jak tam JiMinek? Poradziłeś sobie po stracie kundla? Aish, aż teraz czuje jego ból i strach. - oblizał usta swoim długim i szpiczastym językiem tym samym uruchamiając w swoim młodszym bracie bombę, która była cholernie groźna. Blondyn rzucił się na niego wściekły, a jego lodowate oczy, gdyby mogły zabijać, sprawiłby, że jego starszy brat leżałby już martwy. Demon rozłożył swe skrzydła i wzbił się akurat w momencie, gdy rzucił się na niego V przez co uniknął mocnego zderzenia, lecz Stwórca przeczuwał taki ruch, dlatego w  momencie skoku sam rozłożył swe większe i dużo potężniejsze skrzydła. 
-Poddaj się skurwielu, a być może daruje ci życie. - warknął Kim patrząc z mordem w oczach na wciąż mocno rozbawionego Demona. 
-A skąd u mego braciszka takie słownictwo, huh?
-Nie zapominaj, że w połowie jestem Demonem. 
-Tchórzem, nie Demonem. Nie potrafisz zabić bez wyrzutów sumienia. 
-Ja w porównaniu do ciebie mam serce.
-Na chuj mi serce, gdy mogę mieć władzę?
-Ach, no tak. Tobie nie pozostało nic innego  tylko władza, nawet ojciec się od ciebie odwrócił. - zaśmiał się Stwóca, ciemne oczy Demona rozbłysnęły czystą nienawiścią przez te słowa, dlatego warknął nisko i rzucił się na brata. Ich ciosy były celne i z każdą chwilą coraz mocniejsze, lecz to TaeHyung był górą, ponieważ dzięki poprzednie walce z bratem osłabił go na tyle, by móc teraz go dręczyć i męczyć samemu nic wiele nie robiąc. 

   Zmiennokształtny postawił Somin na środku pokoju w wysokiej wierzy niczym bajkową Roszpunkę, lecz tym razem nie było kolorowo, a książę z bajki nie miał się pojawić na koniu. 
-Yah, czemu ja tu jestem? 
-Ponieważ jesteś człowiekiem i w niczym nie pomożesz nam w walce. - odparł szybko i rozejrzał się, jakby kogoś lub czegoś szukał.
-Wypuść mnie Wonho chcę wam jakoś pomóc...
-Pomożesz nam siedząc tu i czekając aż ktoś z nas po ciebie przyjdzie, gdy tylko walka się zakończy. 
-Ale Wonho...
-Bez dyskusji! - warknął, by zaraz spojrzeć na nią łagodnym wzrokiem. - Musze iść.
-A ja? Mam być tu sama?
-Nie, masz swojego stróża. 
-Hm? Kogo? - rozejrzała się po pomieszczeniu, by zaraz zobaczyć jak z ciemności wyłania się jej dobrze znana osoba.  - JiMin! - krzyknęła i podbiegła do niego chcąc się przytulić, lecz tylko przeniknęła przez jego wciąż wyrzeźbione, męskie ciało. - Oppa....
-JiMin to duch, dostał na tyle energii od matki Tae, by mógł się tu pojawić, lecz nie dotkniesz go. Nie ma ciała. 
-Ale oppa...
-Ochroni cię jeśli tym się martwisz, jednak nie będziesz mogła się do niego tulić jak dawniej. - ucałował ją w czoło, po czym wyskoczył z okna pod postacią białej sowy.  Polka spojrzała niepewnie na swojego przyjaciela, który patrzył na nią swoimi pustymi, czarnymi jak noc oczami, jednak kącik ust chłopaka uniósł się delikatnie w małym i subtelnym uśmiechu. 

   Potężne kule ognia co jakiś czas trafiały w ciało już poranionego nieco Demona, dlatego TaeHyung postanowił zaciągnąć go w swoją małą pułapkę. Stanął na dachu wysokiego budynku, czekając na ruch nieco już zmęczonego brata.
-No chodź tu parszywy skurwielu, braciszek się tobą zajmie. - zaśmiał się blondyn i wystawił starszemu język, w tej samej chwili Jung skoczył na niego i przygniótł do do dachu, lecz blacha nie wytrzymała tak mocnego uderzenia i po prostu pękła, a dwóch braci wpadło do budynku, na sam środek sali opuszczonej sali muzycznej. Hobi w porównaniu do Tae miał lepsze lądowanie, ponieważ upadł prosto na ciało brata, zaśmiał się gardłowo i wysunął swoje szpony, chcąc rozerwać szyję blondyna, lecz ten odepchnął go mocno i wstał na równe nogi. HoSeok rzucił się na młodszego i zaczął go z całej siły uderzać mocno i bardzo gniewnie, lecz Tae był na to wszystko przygotowany, dlatego radził sobie dużo lepiej niż mógłby przypuszczać Jung. 
TaeTae chwycił Junga za bluzę i rzucił nim mocno o pobliską ścianę, głośne echo rozniosło się po pustym i wymarłym budynku, a ciało księcia Piekieł upadło mocno na białe płytki. Stwórca podszedł do niego od razu i zaczął go mocno kopać w każde możliwe odkryte miejsce, robiąc to bardzo brutalnie i celnie, chcąc mu zadać mnóstwo cierpienia, nawet jeśli to był jego przyrodni brat. 
-Niech wygra.... Najlepszy. - wymruczał Jung i nie wiedząc kiedy wstał na równe nogi rzucając się na zaskoczonego tym czynem Kima. Zaczął go mocno okładać pięściami, a kłami gryźć blisko tętnicy, mimo coraz słabszych uderzeń, lecz wciąż celnych, zaczął wygrywać tę walkę, dlatego TaeHyung sięgnął po ostatnią swoją broń. Rozłożył skrzydła i przymknął oczy, jego całe ciało zaczął pokrywać potężny ogień, który również zaczął łapać się ścian i podłogi, w takiej postaci rzucił się na bruneta i zaczął go po prostu przypalać. Mimo że Jung należał do piekielnych istot, ogień też na niego działał, zwłaszcza ten, który był dziełem Stwórcy. Jego potężny i pełen cierpienie ryk rozniósł się kolejny raz echem po budynku, jego przekrwione, ciemne oczy spojrzały przez dziurę w dachu  i właśnie w tamtym momencie dostrzegł przegraną Demonów. Dlaczego? Dlatego, że z niego zaczęły spadać jasne, potężne kule, które były niczym innym jak armią Stwórców, upadającą na ziemię ludzi. Inne rasy widząc to poczuły większą pewność siebie i zaczęły być bardziej brutalne dla swoich wrogów, którymi były piekielne istoty. Przybycie Hybryd można byłoby porównać do nagłego, niespodziewanego tsunami, które z całej siły brnęło ogromnymi falami na małą wioskę pełną przerażonych ludzi. Właśnie taką mocą dysponowali Stwórcy. 
-Mówiłem. - zaczął V, przygniatając na wpółżywego Hobiego do podłogi. - Że wygramy tę walkę. 
-I tak... Przegrasz. - jęknął brunet przymykając oczy. 
-Nawet teraz nie przyznasz się do porażki. 
-Nie, ty naprawdę przegrałeś. Twoja Somin nie żyje. - zaśmiał się, a TaeTae zbladł tak bardzo i gwałtownie, że ogień, którym jeszcze sekundę temu płonął, po prostu wchłonął się w jego ciało. 
-Kłamiesz! - wstał na równe nogi i wyjął zza paska sztylet. 
-Więc patrz. - zaśmiał się, kiwając głową na jedną ze ścian, gdzie V mógł zobaczyć śmierć swojego małego kochania. Z jego ust wydobył się niesamowicie potężny i niski ryk, a oczy zapłonęły czystym ognień, nie wiedząc kiedy wbił sztylet prosto w serce swego brata. Jung wydał głębokie tchnienie, dlatego Hybryda pewny śmierci brata, zaczął odchodzić od jego ciała, lecz usłyszał ciche, lecz wciaż potężny głos Demona.
-Mówiłem, że... Przegrasz. - na dźwięk jego głosu odwrócił się gwałtownie w jego stronę, lecz nim zdążył się zorientować dostał prosto w serce kulą. Jung zaśmiał się gardłowo, by samemu wydać ostatnie tchnienie i umrzeć, pozostawiając po sobie już tylko i wyłącznie prochy. 
   Demony, czując śmierć swojego przywódcy zaczęły się masowo poddawać lub popełniać samobójstwo, żadne z nich nie chciało żyć bez swojego króla, którym miał być niedługo Jung. 

   Somin nie mogła sobie przez ten czas znaleźć miejsca, chodziła w kółko, wyglądała za okno, po prostu pragnęła by ktoś w końcu przyszedł i oznajmił jej, że to koniec tego horroru. W pewnym momencie rozległo się potężne walenie do drzwi, JiMin automatycznie zasłonił Somin gotów do walki, lecz drzwi zostały wyważone, a oni mogli zobaczyć rannego i obolałego Jeona, który od razu rzucił się w ramiona Somin. 
-Omo, oppa ty krwawisz! 
-To nic... Dam radę mała... Ważne, że tobie nic nie jest. - upadł na kolana i wtulił się w jej ciało. Dziewczyna kucnęła i wtuliła go w siebie, minęło tak kilka cichych minut, gdy usłyszała. 
-Wygraliśmy, Demony zostały pokonane.
-Omo, to cudownie! - krzyknęła szczęśliwa jak dziecko. - Gdzie TaeHyung? - zapytała i rozejrzała się pewna, że ten zaraz wpadnie do pomieszczenia, by ją przytulić.
-Somin...
-Kook...Kook... Omo, powiedz, że on żyje.... Kook?!
-Przykro mi mała... - wyszeptał cicho, mimo że kącik jego ust uniósł się, ukrywając uśmiech. Polka upadła na ziemię nie mogąc nic innego zrobić jak wybuchnąć płaczem. Straciła JiMina, czemu musiała jeszcze stracić Tae?!
-Mała... - szepnął znowu Wampir i ujął jej twarz w dłonie, lecz ta odepchnęła go od siebie,  płacząc głośno i żałośnie. - Somin. - nie dawał za wygraną. - Spójrz na mnie, proszę. - niebieskooka spojrzała na niego zapłakana i w tej samej chwili poczuła, jak w jej głowie zaczyna mocno wirować. Chwyciła się za nią, czując potężne mdłości i jednie co zdążyła zauważyć i usłyszeć, to Kooka, który wziął ją na ręce, szepcząc.
-Teraz będziesz żyła w spokoju. 

   Od tamtej walki minęło dwa tygodnie, niczego nie świadoma Somin żyła tak jak dawniej. Cieszyła się wakacjami i spotykała się z przyjaciółmi kompletnie nie pamiętając ani osób, których poznała ani wydarzeń, które miały w jej życiu miejsce. 
   JungKook żył nadal mimo licznych ran, które odniósł w trakcie walki. Wciąż pilnował Somin, zresztą nie potrafił odejść i nawet gdyby miał przez to umrzeć, wciąż był na to gotów. Potrzebował Polki tak jak chory potrzebuje leku.
  Wonho natomiast również poniósł liczne rany i ledwo udało mu się przeżyć, jednak po kilkunastu dniach udało mu się wyjść ze szpitala. Jednak on w porównaniu do JungKooka wrócił do swojego domu, do świata Zmiennokształtnych, by pomóc sowim braciom i siostrom w odbudowaniu świata na nowo.  
  Ludzie żyli tak jak dawniej, szybko i bez wytchnienia kompletnie nie pamiętając, ani nie wiedząc o tej walce. Dlaczego? Ponieważ Stwórcy przenieśli ich do Próżni na czas walki. 
   No właśnie Stwórcy, a raczej Hybrydy wciąż pozostały bez króla, ponieważ nie było już obydwóch braci. Matka TaeHyunga wciąż rządziła, cierpliwie czekając na syna...
~ ~
I szesnasta część za nami.
Co o niej sądzicie ?
Podobała Wam się?
Mam nadzieję, że tak.
MILE WIDZIANE KOMENTARZE

2 komentarze:

  1. ...

    OMG OMG OMG

    Nie wiem od czego zacząć... Tam był Jimin.. No i Jungkook jednak przeżył!! Tak się cieszę ❤ Szkoda tylko, że zresetował jej tą pamięć -3- Ale ważne, że Hoseok w końcu pokonany, a ludzie przeniesieni wcześniej do próżni żyją teraz jakgdyby nigdy nic!

    Ale Taehyung nie żyje... Wzruszyło mnie to... BARDZO. Niczego się nie spodziewałam i chyba wyszło na to, że wszystkie moje teorie były błędne -3-

    Szlag by to..

    Ale z drugiej strony wciąż jest we mnie nadzieja, bo napisałaś, że Matka Stwórcy wciąż cierpliwie czeka na syna... Mam rozumieć, że on jeszcze wróci? Zrespi się czy coś? Hah, byłoby cudownie *^* Mogliby przynajmniej zacząć z Somin wszystko od początku ❤

    Cóż.. Zostaje mi tylko czekać na epilog. Miłego dnia~

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeżyłam najbardziej to ze usunął jej pamięć
    Po za tym rozdział świetny :3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy