Witam <3
Przybywam do was z paranormalnym scenariuszem z V.
Mam nadzieję, że scenariusz przypadnie wam do gustu.
Chciałabym, abyście włączyli sobie tą piosenkę, moim zdaniem całkiem tu pasuje
KLIK
UWAGA: Mogą wystąpić liczne gify i sceny brutalne (?), wulgaryzmy oraz - prawdopodobnie - sceny +18. Prócz tego... scenariusz będzie naprawdę długi...więc będziecie meli co czytać...
Hej!Czytacie na własną odpowiedzialność!
Nie przedłużając...
Zapraszam <3
~ ~ ~
Odkąd sięgałem pamięcią zawsze kochałem czytać książki o rzeczach paranormalnych. Uwielbiałem również filmy, które sprawiały, że miałem ciarki na ciele, nie ze strachu, lecz z powodu ogromnej fascynacji tymi zjawiskami. Zawsze chciałem przeżyć coś w tym stylu. Coś strasznego, coś co by sprawiło, że miałby ochotę uciec ze strachu jednocześnie jednak chcąc zostać i patrzeć co byłoby dalej.
Było już coś sporo po drugiej w nocy, gdy skończyłem jedną ze swoich ulubionych książek. Kochałem momenty, gdzie główni bohaterowie zostawali parą, będąc w sobie zakochanymi. Sam pragnąłem mieć kogoś takiego. Dziewczynę, która byłaby ze mną, kochała mnie mocno tak, jak ja ją. Zawsze należałem to romantyków, lecz uparcie czekałem na dziewczynę z marzeń. Miałem nadzieję, że kiedyś uda mi się ją odnaleźć.
-Ach - jęknąłem, kładąc się na łóżku - chciałbym móc poznać kogoś takiego - dodałem, zerkając na książkę, która leżała na półce nocnej. Uśmiechnąłem się delikatnie sam do siebie, wyobrażając sobie, że spotykam taką dziewczynę. Idealną....Idealną dla mnie.
Od kilku dni miałem ogromną ochotę odwiedzić jakieś straszne, nawiedzone miejsce. Dlatego też szukałem takowych na różnych stronach w Internecie. Po kilku godzinach zmęczony chciałem wyłączyć laptop, lecz natknąłem się na portal o różnych historiach.
-Piękna dziewczyna, która krąży od lat po opuszczonym dworze sprawia, że nikt nie miał jeszcze odwagi stanąć z nią twarzą w twarz - przeczytałem pół głosem. Pełen ogromnej ekscytacji kliknąłem link, po czym przeczytałem - Piękna ____ od lat krąży po pięknym dworku, który od sześćdziesięciu lat nie był odwiedzany, nawet przez bezdomnych. Dokoła niego znajduje się dość spory las, w którym można często również spotkać ___. Nie mamy zbyt dużo informacji odnoście tego dworku, lecz uwaga! Od kilkunastu lat krąży legenda, że każdy kto przekroczył próg budynku już nigdy z niego nie wyszedł! Więc lepiej nie przekonuj się o tym na własnej skórze! - wstrzymałem oddech, czując łzy w kącikach oczu. Przygryzłem nerwowo wargę, przewijając stronę. Natknąłem się na zdjęcie ów ___. Była średniej wysokości szatynką o długich do pasa włosach, jej oczy były smutne a twarz blada. Ubrana w długą lekko rozkloszowaną suknię koloru krwistej czerwieni, siedziała na krześle pozując do zdjęcia.
-To niemożliwe, by ktoś zrobił jej zdjęcie - mruknąłem. Spojrzałem jeszcze raz na nią, a następnie na datę wykonania - dwunasty maja, tysiąc dziewięćset dwudziesty piąty rok. - wyszeptałem, po czym postanowiłem wydrukować jej zdjęcie. Po kilku godzinach miałem najważniejsze informacje, więc postanowiłem, że jutro z samego rana się tam wybiorę.
Tuż coś po czwartej rano, byłem gotowy do drogi. Ubrany w czarną bluzę i ciemne spodnie, przymierzałem się do wyjścia. Stałem przez kilka minut przed drzwiami zastanawiając się, czy to był dobry pomysł. Ciekawość wygrała.
Ruszyłem w drogę, sam dworek znajdywał się w sumie dość blisko mojego domu, ponieważ sama droga zajmowała tylko dwadzieścia minut piechotą. Nigdy nie wiedziałem, że coś takiego było w okolicy. Ubrałem kaptur, a do uszu włożyłem słuchawki. Ulice były jeszcze puste, chodniki również, więc nie musiałem się obawiać, że ktoś mógłby mnie śledzić, czy dziwnie na mnie patrzeć.
Po kilku minutach szybkiego marszu, włożyłem dłonie do kieszeni, uprzednio twarz zakrywając cienkim szalikiem, ponieważ chłód był naprawdę okropny.
Z ogromną ekscytacją stanąłem przed dość dużym, cegielnym murem, który odgradzał mnie od opuszczonego dworku. Przez kilka minut szukałem sposobu, by przedostać się do środka, lecz nigdzie nie mogłem znaleźć chociażby dziury w murze. W pewnym momencie natknąłem się na tabliczkę, z której wyczytałem, że całość terenu jest monitorowana, a samo wejście na posesję grozi karą. Nie przejąłem się. Wiedziałem, że było to tylko dla zmyłki, więc z uśmiechem minąłem tabliczkę, wiedząc, że i tak pewnie to miejsce nie było nawiedzone.
Po kolejnych długich minutach zorientowałem się, że mogłem się wspiąć na jedno z dość niskich drzew, więc to zrobiłem. Wdrapałem się z trudem na drzewo, które rosło tuż przy murze, wolnymi przesunięciami kierowałem się na drugą stronę, nagle gałąź pode mną pękła pod wpływem ciężaru, a ja sam spadłem na ziemię prosto na tyłek. Przez kilka sekund siedziałem zaskoczony, nie wiedząc co kilka sekund temu się stało, dopiero po chwili zorientowałem się co zaszło, więc zaśmiałem się cicho z własnej niezdarności, która według koleżanek ze szkoły, była urocza. Otrzepałem tyłek z kurzu, po czym ruszyłem przed siebie. Właściwie to wokół mnie był las, wiedziałem, że otaczał ten budynek, ale nie sądziłem, że był aż tak wielki! Cholera...mogłem wziąć mapę...
Kilka długich minut spędzenia między gęsto zasadzonymi drzewami sprawiło, że moje ciało było zmarznięte, a chęć brnięcia w to dalej malała coraz bardziej. Nagle kątem oka zauważyłem poruszenie, wpierw myślałem, że to zwierze, w końcu była o tym wzmianka, lecz do mych oczu dotarł zarys niskiej i szczupłej postaci. Z wrażenia zdjąłem słuchawki, chowając je do kieszeni.
-Przepraszam?Jest tu ktoś? - zapytałem w miarę głośno. Nagle "to coś" ruszyło biegiem w lewą stronę. Dopiero wtedy dojrzałem dziewczynę, bądź kobietę, która ubrana w długą suknię, gnała przed siebie.
-O kurwa - wymsknęło mi się z wrażenia. Otworzyłem usta, po czym przyłożyłem do nich dłoń, by móc się opamiętać - spokojnie...spokojnie. ____- mruknąłem, patrząc za oddalającą się postacią, która mknęła wyjątkowo szybko. Pokręciłem głową ruszając tuż za nią, chciałem ją dogonić, zobaczyć na własne oczy. Móc z nią może nawet porozmawiać, dowiedzieć się czegoś. Czegokolwiek.
Po kilkunastu minutach biegu poczułem ogromne zmęczenie. Stanąłem w miejscu nachylając się, by złapać oddech.
-No dalej.... wiem, że chcesz - dobiegł mnie dziewczęcy szept tuż przy uchu, odwróciłem się gwałtownie w prawą stronę, lecz nikogo nie było - no dalej....kochanie, wiem że chcesz - znów szept, lecz tym razem coś pociągnęło mnie za bluzę wprost na jakąś ścieżkę. Przestraszony rozejrzałem się dookoła, kilka metrów dalej tuż przy wyjściu widziałem długowłosą postać w sukni. Stała odwrócona do mnie przodem, wyciągnęła dłoń w moją stronę, a ja nagle poczułem mocne szarpnięcie. Na tyle mocne, że się zachwiałem i upadłem na ziemię -kochanie - jej jęk brzęczał mi w głowie. Po jakimś czasie doszedłem do siebie, wstałem na równe lekko drżące nogi, po czym skierowałem się w jej stronę. Ostatnie metry pokonałem biegiem, byłem coraz bliżej niej, wyciągnąłem w jej stronę dłoń, lecz ona zniknęła, a ja kolejny raz upadłem na ziemię.
-Kurwa - mruknąłem lekko podminowany kolejnym upadkiem. Gdy usiadłem chcąc odpocząć, zauważyłem, że znajdywałem się już poza lasem, siedziałem na wydeptanej ścieżce, która była pięć metrów od dworku. Zaskoczony tym faktem wstałem, rozglądając się dookoła.
Piękny, lecz zaniedbany dwór prezentował się naprawdę bardzo dobrze. Piękny dość duży ogród obok lekko zaniedbany, lecz nie na tyle, bym nie mógł dostrzec pięknych kwiatów.
Mój wzrok znów powrócił na okazały, duży budynek. Znajdował się po środku lasu, który go otaczał z każdej strony. Był wysoki, zapewne liczył sobie naprawdę sporo pomieszczeń, jego murowane ściany było otynkowane, więc nie wyglądał zbyt staro. Duża drewniana weranda była trochę w gorszym stanie niż budynek, lecz można była w niej posiedzieć w takie dni jak ten. Poprawiłem bluzę i plecak, po czym zaciekawiony tym co kryło się w środku budynku, ruszyłem w jego stronę. Miejsce samo w sobie nie było straszne, może ta weranda, która kojarzyła mi się z horrorami, lecz samo miejsce? Było tu dość ładnie, piękny ogród, mnóstwo drzew, które otaczały mnie z każdej strony. Gdyby nie ta legenda to kto wie? Może budynek należałby do atrakcji naszej miejscowości?
Obszedłem cały budynek dookoła, stwierdzając, że ściany były naprawdę w dobrym stanie, a sam dwór nie wyglądał jakby miał się zaraz zawalić. Prócz tego, zauważyłem, że na jego tyłach znajdywała się mała stadnina i stajnia, w której trzymano konie. Jeszcze - w sumie zaraz obok stajni - znajdywał się mały staw, którego woda wyglądała....okropnie. Mętna, brudna, gluty i jakieś robactwo... Urocze to to nie było...
W końcu postanowiłem zaspokoić swoją ciekawość. Stanąłem przed drewnianymi, potężnymi drzwiami. Chwyciłem klamkę, szarpnąłem kilka razy, lecz wejście ani drgnęło. Próbowałem jeszcze kilka razy, lecz gdy wciąż nie mogłem ich otworzyć, postanowiłem dać sobie spokój. Usiadłem zmęczony na schodach, oparłem łokcie o kolana, a twarz schowałem w dłoniach. Wtem usłyszałem ciche pukanie, które z każdą sekundą narastało. Wstałem gwałtownie prawie spadając ze schodów, drzwi zaskrzypiały głośno, otwierając się powoli.
-Wejdź kochanie...zajrzyj do mego domu.... - znów ten szept, lecz tuż za mną. Jak zaczarowany ruszyłem w stronę wejścia, kilka sekund później stałem na ogromnym holu. Drzwi za mną zamknęły się z hukiem, a ja odskoczyłem od nich jak oparzony.
-Zajebiście - mruknąłem, wiedząc, że pewnie były zamknięte. Westchnąłem cicho jednocześnie obracając się w stronę schodów, które były na wprost drzwi. Z ogromnym zafascynowaniem patrzyłem na ogromne portrety, które były oprawione w złote ramy. Moją uwagę przykuł ostatni portret. Podszedłem do niego powoli, po czym przyjrzałem mu się. Szatynka, siedząca na krześle w krwistej, długiej sukni.
-____ - wyszeptałem, dotykając opuszkami palców jej twarzy.
-Mój Taeś - jęknęła do mojego ucha, chciałem się odwrócić, lecz coś mnie blokowało. Stałem więc jak słup soli, patrząc na jej portret. W pewnym momencie poczułem dłonie pod swoją czarną bluzą. Jej dotyk był delikatny lecz cholernie zimny - Taeś - znów wyszeptała, a ja zacząłem drżeć.
-Skąd znasz....moje imię? - wyszeptałem.
-Och, kochanie, czy to ważne? - zaśmiała się, po czym zniknęła, uwalniając mnie. Przerażony rozejrzałem się dookoła, lecz nigdzie jej nie było. Szybkim krokiem skierowałem sie do drzwi, szarpałem za klamkę. Chciałem uciec. Zapomnieć. Być w domu.
-Taesiuuu - dobiegł mnie jej melodyjny głos - musisz przejść cały ten budynek, by odblokować wejście.
-Proszę, wypuść mnie.
-Dlaczego miałabym to zrobić? - usłyszałem jej głos dość blisko mnie. Spojrzałem na drzwi, były lekko uchylone - muszę się z tobą pobawić - dodała, po czym zaśmiała się.
-P-pobawić?
-No tak kochanie, dawno nikt mnie nie odwiedzał. Zapomnieli o mnie - powiedziała zrozpaczona, po czym z hukiem zamknęła drzwi. Przez chwilę patrzyłem w miejsce, gdzie widziałem otwarte drzwi, lecz nic już się nie pojawiło. Może to i dobrze?
Poczułem ogromny głód. Od dwóch godzin błąkałem się po salach, by móc jak najszybciej wyjść z tego budynku. Otarłem swoje mokre czoło jednocześnie siadając na bujanym krześle w ogromnym salonie. Zwiedziłem już łazienki, pokoje dla służb, salę na obrady szlachty i dość sporą bibliotekę. Nigdzie nie było ___, więc mogłem w spokoju wyjąć bułkę z plecaka i butelkę z wodą. Rozpakowałem jedzenie, po czym zacząłem jeść jednocześnie rozglądając się po salonie. W pewnej chwili pod kominkiem buchnął ogień, rozpalając drewno, które momentalnie zaczęło się palić.Zaskoczony patrzyłem w to miejsce, nie zwracając na nic uwagi. Gdy chciałem upić łyk wody, zauważyłem, że moja woda nie była wodą. To byłe krew, nie wiedziałem czy ludzka, czy nie, lecz nie chciałem sprawdzać. W butelce pływały również białe robale, które sprawiły, że to co zjadłem, wylądowało na perskim dywanie. Otarłem twarz wciąż czując ogromne mdłości.
-To mój specjał - zaśmiała się ___, spojrzałem na jej postać, lecz nie mogłem jej dostrzec w pełni, ponieważ jej ciało było tylko czarnym dymem.
-Specjał -powtórzyłem cicho.
-Dokładnie. Dlaczego nie spróbujesz?
-Wiesz - zacząłem cicho - najadłem się już - dodałem.
-Skoro tam mówisz. W takim razie chodźmy dalej! - klasnęła w dłonie, po czym zniknęła.
Przez kilka sekund patrzyłem na to co zostało mi z bułki i na to, co było w butelce.
-Ohyda - skomentowałem, zakładając plecak.
Stanąłem przed drewnianymi drzwiami, które prowadziły do jakiegoś pomieszczenia. Chciałem je otworzyć, lecz wejście było zamknięte. Oparłem spocone czoło o ścianę, czując coraz większe zmęczenie, które powoli mnie ogarniało.
-Nie możesz tam wejść.
-Dlaczego?
-Ponieważ ci zabraniam.
-Skoro tak mówisz - oznajmiłem spokojnie, mimo że w środku mną targało - mam nadzieję, że to pomieszczenie mi odpuścisz - dodałem, patrząc w głąb ciemnego korytarza.
-Dlaczego miałabym to zrobić?
-Skoro nie mogę tam wejść, musisz mi je odpuścić.
-Dlaczego?
-Bo inaczej nigdy nie opuszczę tego miejsca - po tych słowach rozbrzmiał jej głośny, trochę piskliwy śmiech.
-Wiesz kochanie, nie mówiłam ci, że będę grać fari - prychnąłem na jej słowa. Byłem tak zmęczony i głodny, że jedynie czego pragnąłem to pójść spać. Po prostu położyć się i zapomnieć.
Kolejne minuty sprawiły, że zmęczenie było na tyle silne, że zasnąłem na jednym z korytarzy na drugim piętrze budynku. Mimo że przez okna przedzierał się wiatr, a pełnia świeciła mi prosto w oczy, nie czułem potrzeby zmienienia miejsca, by spać. Po prostu chciałem zamknąć oczy... byle nie na zawsze....
Obudziło mnie dziwne mokro. Uchyliłem jedno oko, a następnie drugie. Pod drzwiami tuż obok mnie leżało jakieś ciało mężczyzny. Ubrany był w strój kucharza, w dłoni trzymał ogromny topór, a jego głowa wykrzywiona była pod dziwnym kątem. Przerażony pisnąłem jak baba, siadając na kałuży jego krwi. Krew, wszędzie krew, jego krew. Nagle jego oczy się otworzyły. Oczy? Głupota, nie miał oczu, miał tylko puste oczodoły. Otworzył usta w taki sposób, że jego podbródek sięgał klatki piersiowej, a z ust wydobył się ogromny wrzask.
-Wstawaj kochanie! Wstawaj! Pobawimy się w berka i chowanego! - zaśmiała się, ciągnąc mnie za kaptur w głąb ciemnego korytarza. Krzyczałem, wierzgałem nogami chcąc się uwolnić, lecz jej uścisk był tak mocny, że prawie mnie przyduszała. Tuż przede mną pojawiały się zakrwawione ślady stóp, lecz ich właściciela nigdzie nie było. Moje oczy były zaszklone, a serce biło tak szybko, że miałem wrażenie, że zaraz wypadłoby mi z klatki piersiowej.
-Puszczaj! No zostaw mnie! - wrzeszczałem, wbijając paznokcie w panele, jakby to miało mnie uchronić przed wciągnięciem do jakiegoś pomieszczenia.
-Zaraz, zaraz - wyszeptała, po czym rzuciła mną z całej siły o ścianę. Jęknąłem, czując jak moje płuca obiły się dość mocno, a nerki zakuły na tyle mocno, że się rozpłakałem. Jaki byłem debilem, jakim matołem, chcąc przeżyć to co widziałem na filmach.
Otworzyłem powoli oczy, czując każdy mięsień. Kilka sekund potrwało nim moje oczy przyzwyczaiły się do półmroku. Dopiero po jakimś czasie mogłem się zorientować, gdzie byłem.
-Łazienka? - wyszeptałem, chcąc podnieść się do siadu. Dopiero po kilku chwilach dotarło do mnie, że byłem nagi. Nagi?! Spanikowany i czerwony z zażenowania, szukałem czegoś co mogłoby zakryć moją męskość. Lecz mimo uporczywego szukania nie mogłem nic znaleźć, dlatego wstałem powoli na nogi. Ruszyłem powoli w stronę drzwi, gdy nagle usłyszałem jej spokojny głos.
-Wykąp się ze mną - spojrzałem przerażony na ___. Stała przede mną zupełnie naga. Jej długie, falowane włosy zakrywały jej nagie piersi, a twarz była mocno blada. Patrzyłem na nią dużymi oczami, jednocześnie próbując chwycić klamkę, by wydostać się z tego pomieszczenia. To za wiele. Zbyt wiele, jak dla mnie.
-Wiem, że chcesz - zaśmiała się, po czym weszła do dużej wanny, która była wypełniana wodą po brzegi przez co jej zawartość wylewała się na kafelki.
-A jeśli odmówię? - zapytałem cicho.
-To cię skrzywdzę - powiedziała powagą. Przełknąłem głośno ślinę, obmyślając w głowie plan ucieczki. W końcu podszedłem do wanny powoli, trzymając dłonie na swojej męskości - spokojnie, nie raz widziałam takie rzeczy - zaśmiała się uroczo. Wciąż przerażony usiadłem we wannie. Woda była ciepła, więc rozgrzewała moje zmęczone i zmarznięte ciało. Piana zakrywała to co najważniejsze, więc mogłem spokojnie patrzeć na jej twarz. ___ była piękna. Bardzo piękna i wiedziała o tym doskonale. Jej oczy były ciemnego błękitu przez co mnie hipnotyzowały, malinowe usta aż prosiły się o ich dotknięcie, a długie włosy układały się idealnie po obydwóch stronach jej twarzy. Patrzyliśmy się na siebie bez słowa. Ona czytała ze mnie jak z otwartej księgi, a ja powoli odpływałem w jej spojrzeniu. W pewnym momencie poczułem jej drobną dłoń na moim członku, jęknąłem zaskoczony. Chciałem uciec, ale nie potrafiłem. Jej wzrok... Nachyliła się nade mną złączając nasze usta w namiętnym pocałunku. Nie mogłem się skupić, ponieważ jej dłoń masowała mojego członka, a malinowe usta całowały tak namiętnie, tak dobrze...
Nagle coś wciągnęło mnie pod wodę ją również. Dusiłem się, woda wlewała się do moich płuc. Z paniką ruszałem dłońmi i nogami, by wypłynąć na powierzchnię, lecz to nic nie dawało. Coś mnie blokowało.
Szatynka, dryfowała na wodzie. Wyglądała jakby się utopiła. W pewnym momencie otworzyła usta, wydała przeraźliwy pisk, po czym chwyciła mnie mocno za nadgarstek. Wbiła swoje paznokcie w moją skórę robiąc na niej ogromne i bolesne rany. Patrzyłem na jej przerażoną twarz, krzyczała, lecz jej nie słyszałem. Zrozumiałem co się z nią stało. Zrozumiałem ....
Wypłynąłem na powierzchnię, a ona razem ze mną. Pomogłem jej się wydostać na trawę, leżałem ciężko dysząc jednocześnie patrząc na zachodzącą pełnię. Leżeliśmy za dworkiem tuż przy stajni,
Utopiła się w stawie.... w tym samym stawie, który kilkanaście godzin temu mijałem.
-Dziękuję - wyszeptała, po czym rozpłynęła się w powietrzu.
Usiadłem na trawie, patrząc na tafle wody, na której odbijała się pełnia. Byłem ubrany w swoje poprzednie ubranie.
-Nie wierzę - mruknąłem - mogę uciec - dodałem, wstając na równe nogi. Ruszyłem truchtem w stronę wejścia do lasu, następnie przyśpieszyłem. Będąc tuż przy wejściu coś mnie złapało za kaptur i pociągnęło do tyłu. Upadłem jednocześnie uderzając głową o kamień, tuż nade mną stał jakiś mężczyzna ubrany w strój jednego z kelnerów. Uniósł dłoń, a ja dojrzałem nóż w jego dłoni. Uśmiechnął się szeroko, po czym zamachnął się wbijając nóż prosto w moje jeszcze szybko bijące serce.
Chciałem otworzyć oczy, lecz nie potrafiłem. Zmęczony i obolały do granic możliwości przewróciłem się z brzucha na plecy. Poranioną lewą dłonią odgarnąłem włosy z oczu, by móc dojrzeć jakiś kształt.
-Masz - warknął jakiś potężny, ochrypły głos - jedz małpo - dodał, po czym rzucił we mnie kawałkiem bułki. Spojrzałem na drzwi, w których stał. Był wysoki, łysy i nie miał na sobie koszulki. Tyle zdołałem dostrzec. Wyciągnąłem w jego stronę dłoń jęcząc.
-Błagam... - ten tylko się zaśmiał, po czym radosny zamknął z hukiem drzwi, przez co coś spadło ze ściany. Jęknąłem, gdy musiałem usiąść. Jednak to zrobiłem, zabrałem z podłogi suchą bułkę, po czym ugryzłem ją powoli.
-Każdy musi przejść piekło, by mógł być wiecznie młody - dobiegł mnie spokojny głos ___, która pojawiła się i zniknęła, zostawiając mnie na pastwę półnagiego kolesia.
Nie mogłem określić ile tak naprawdę spędziłem w tej ciemnicy czasu. Nie było tu okien, tylko i wyłącznie drzwi, które nie miały klamki od środka. Powoli traciłem rozum. Gubiłem się w rzeczywistości o ile jakaś rzeczywistość była.
-Wypuście mnie! - krzyczałem przez łzy, bijąc sinymi pięściami o drzwi - pozwólcie mi odejść ! - wrzeszczałem.
-Odejść? - dobiegł mnie rozbawiony głos szatynki - nigdy już tego nie zrobisz.
-Dlaczego?
-Ponieważ jesteś wiecznie młody - zaśmiała się ponuro, po czym ucałowała mnie w zakrwawiony i poraniony policzek.
Dni?Tygodnie?Miesiące?Lata? Ile ja tu już byłem? Co działo się poza murami tego dworu? Czy ktoś mnie szukał? Martwił się? Co chwila miałem nowe pytania, lecz nikt nie raczył mi na nie odpowiedzieć. Moje zmysły były wyostrzone, siła niesamowita, czy ja się zmieniłem?
Siedziałem skulony pod ścianą, kiwałem się w tył i przód. Nuciłem jakąś melodię, którą zawsze słyszałem, gdy łysy mężczyzna wychodził z mojego pokoju. Bo to pomieszczenie stało się moim pokojem.
-Jesteś prawie gotowy - dobiegł mnie poważny ton głosu szatynki.
-Gotowy? Na co?
-Na co kochanie? Na to, by być ze mną już na wieki - odparła, uśmiechając się delikatnie.
-C-co?
-Nie pamiętasz swoich pragnień? - zapytała, kucając obok mnie.
-Pragnień? - powtórzyłem.
-Chciałeś przeżyć to co w filmach - przeżyłeś to. Pragnąłeś być z dziewczyną, która będzie cię kochać i będziesz z nią na wielki - spełnię to - po tych słowach, odgarnęła szczupłą i bladą dłonią włosy z mojego czoło - już niedługo będziemy razem - dodała, po czym ucałowała mnie tak, jak wtedy w wannie.
Krzyczałem, błagałem, płakałem. Ogromny, rozrywający ból rozchodził się po moim ciele. Dreszcze przechodziły od stóp do głów, łzy spływały po moich pokrwawionych policzkach, które szczypały mnie lekko przez to. Zdjąłem koszulkę, która była cała we krwi.
-Już skarbie - usłyszałem spokojny głos ___ - jeszcze kilka chwil.
-To boli. Błagam... pomóż mi. Nie wiem co się dzieje! - krzyknąłem, drapiąc swoja skórę aż do krwi. Właścicielka dworu, patrzyła na mnie ze smutkiem, widziałem ból i strach w jej oczach. Pierwszy raz w życiu.
W pewnym momencie moje ciało wygięło do tyłu, krzyknąłem głębokim, zachrypniętym głosem, czując niesamowity ból, który po kilku sekundach ustał. Upadłem na kolana, chowając twarz w dłoniach.
-Taeś - dobiegł mnie jej cichy, kojący głos - już koniec - dodała, po czym przytuliła mnie - stałeś się wiecznie młody - wyszeptała. Odwróciłem się w jej stronę, po czym wyszeptałem z uśmiechem.
-Wiecznie młody...
Dwa lata później policja odkryła ciało Kima Taehyunga, przy murze Strasznego Dworu, który był owiany mroczną legendą. To zdarzenie stało się sensacją przez co ciągle mówiono o niej w mediach.
Dwór otoczono kolczastym drutem, powieszono liczne tabliczki z ostrzeżeniami, a każdą osobę, która była w jej pobliżu karano wysoką karą.
Do tej pory, co noc, można usłyszeć śmiechy i rozmowy...
Kogo?
Wiecznie młodych... Kima Taehyunga i _____, którzy spacerują wokół dworu strasząc tych, którzy odważą się przekroczyć wysokie mury tego miejsca.
Jest ktoś kto dotrwał do końca?
Ktokolwiek?
Wspominałam, że jestem całkiem dobra w pisaniu takich rzeczy?
Jeśli ktoś dotrwał to...
MILE WIDZIANE KOMENTARZE