Kolejna cześć przed nami, mam nadzieję, że przypadnie Wam ona do gustu Słoneczka.
Ostrzeżenia: Wulgaryzmy, możliwa przemoc.
Nie przedłużając...
Zapraszam
~ ~ ~
~ Spójrz w moje oczy bez strachu
~ Jesteś całym moim światem
~ Nikomu nie możesz ufać
~ Zaopiekuj się nasza księżniczką
~ Aish, nie bądź taka ponura moja księżniczko. Teraz twój ulubiony
oppa zabiera cię w cudowne i spokojne miejsce
Kim wpadł do swojego apartamentu niczym piorun i położył nieprzytomną dziewczynę na miękkim łóżku. Trząsł się niemiłosiernie, a jego oczy były napuchnięte od słonych łez z jego dolnej wargi leciała krew, ponieważ ten mocno ją zagryzał. Drżącą dłonią dotknął policzka ukochanej z przerażeniem stwierdzając, że ten był już zimny. Jej ciało już było zimne.
-Kochanie, błagam. - uklęknął przy łóżku i przytulił się do jej dłoni, płacząc głośno i żałośnie. Może i był Stwórcą, potężnym, walecznym i praktycznie niezniszczalnym, lecz nawet mimo tego nie potrafił wskrzeszać. Lecz jego matka już tak, nie zawsze się to udawało, lecz może w przypadku ludzkiej dziewczyny się uda? Królowa ogromnie lubowała się w czarnej magi i co nieco potrafiła, miała te różne, magiczne specyfiki, medaliony, broszki, pierścienie, zioła. Praktycznie wszystko co każda Czarna Wiedźma.
Do pomieszczenia wpadł równie zapłakany i jeszcze bledszy Jeon, który wprowadził za sobą starszą kobietę, która była matką V. Przez te trzy lata zmieniła się mocno, przybyło jej zmarszczek, jej długie włosy były spięte w mocno związany kok, lecz błękitne oczy wciąż wyglądały intensywnie. Może nawet bardziej niż wcześniej?
-Matko. - wyjęczał Tae, jakby sam był umierający. - Matko, błagam, uratuj ją. - wychrypiał, łapiąc starszą za zimną dłoń. Kobieta jednak nic się nie odezwała, patrząc poważnym wyrazem twarzy na swego syna, który tulił się to do niej, to do studentki. Pani Kim była cichą kobietą, lecz temperamentną co pozwoliło jej objąć władzę, to, że nie wybuchała złością nagle nie oznaczało, że zadarcie z nią mogło ujść komuś płazem. W końcu to po niej TaeTae był tak mściwy i zazdrosny.
-Odejdź. - odezwała się chłodno, odsuwając syna. -Potrzebuję spokoju, ciszy i miejsca przede wszystkim, a twoja obecność mi nie pomaga, zwłaszcza, że dąsasz się jak dziecko. - warknęła. To nie tak, że nie kochała syna. Był dla niej wszystkim, oczkiem w głowie, jedynakiem, synem, którego zawsze pragnęła mieć. Lecz jeszcze jedna cecha wyróżniała władczynię z tłumu, była bardzo zamknięta w sobie i każdego traktowała chłodno, lecz jej serce było dobre. Dobre na tyle, by samotnie wychować syna. Jednak V z czułością i okazywaniem uczuć podał się do ojca, dziwne, prawda? Zwłaszcza, że jego ojciec to król Piekieł....
-Uratujesz ją, prawda? - wyszeptał, wstając tak, jak matka mu kazała.
-Wyjdź TaeHyung. - wymruczała, wyciągając dłonie w stronę Somin.
Polka otworzyła powoli swoje zmęczone oczy, na swojej twarzy czuła przyjemny powiew wiatru oraz delikatną woń róż. Usiadła powoli i rozejrzała się dookoła, z zaskoczeniem stwierdziła, że siedziała na środku pustej polany obok jakiegoś białego nagrobka. Dookoła niej było pełno drzew, a zaledwie pięć kroków od niej, znajdował się mały ogród z różami koloru błękitnego. Przetarła oczy pewna, że ten widok był snem jednak to była prawda.
-Aish, gdzie jestem? - wstała nieco obolała i rozejrzała się, czuła, że znała to miejsce, że w jakimś stopniu była z nim powiązana. I dopiero, gdy dojrzała zdjęcie oraz złoty medalion, zdała sobie sprawę gdzie była. - JiMinie! - krzyknęła, obracając się dookoła. Niestety odpowiedział jej tylko głośniejszy szum drzew, dlatego mruknęła pod nosem ciche przekleństwo i poprawiła sukienkę. - Omo, TaeHyung... Wino... - jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a dłonie odruchowo spoczęły na klatce piersiowej. Ze strachem stwierdziła, że narząd, który pompował krew, przestał bić. Była duchem?
-Mój Króliczku. -usłyszała spokojny i przyjazny ton głosu, a na grobie postać siedzącego JiMina. Wyglądał inaczej niż wcześniej, był bardzo blady, jego włosy były ciemne, a oczy mocno podkrążone. Wyglądał jakby był umierający, co było idiotyczne, bo nie żył.
-Zabiłeś mnie! - krzyknęła ze łzami w oczach.
-Za nim mnie znienawidzisz za to, co zrobiłem, to pozwól mi to wytłumaczyć. - uśmiechnął się smutno jak jeszcze nigdy w życiu, a jego oczy zmieniły się z brązowych na błękitne.
-Co niby wytłumaczyć? Zabiłeś mnie Park! Okłamałeś mnie, mówiąc, że trucizna miała być dla Stwórcy! - krzyknęła, tupiąc nogą, co bardziej wyglądało komicznie niż poważnie. Wilkołak podszedł do niej powoli i ujął jej twarz w swoje małe, przeźroczyste w pół dłonie.
-Dałem ją Kookowi, mówiąc, by wlał to do kieliszka Tae. Wszyscy myślą, że to trucizna, ale nigdy w życiu nie zrobiłbym ci krzwydy Króliczku. Fakt, podmieniłem kieliszki, byś wypiła to ty, lecz nie umrzesz od tego jeśli matka V w porę cię wybudzi. - powiedział spokojnie, patrząc w jej oczy czule i z nie ukrywaną miłością. - Jesteś najważniejszą kobietą w moim nieżyciu, chronię cię od pierwszego dnia naszego spotkania, jestem przy tobie w każdej złej i dobrej chwili, więc czemu uważasz, że byłbym zdolny zrobić coś takiego? - w jego głosie można było usłyszeć smutek i rozczarowanie, co sprawiło, że Somin zrobiło się przykro.
-Przepraszam, po prostu nie rozumiem co się ze mną dzieję. Co wypiłam, że straciłam funkcje życiowe. - mruknęła, patrząc uważnie na jego twarz. - Jednak powiedziałeś, że jeśli nie wybudzą mnie na czas to mogę umrzeć, prawda? - dodała szybko ze strachem.
- Skarbie. -westchnął Park i odsunął się. - Możesz zapaść w śpiączkę, z której wybudzi cię nawet lekarz. Ten napój, który wypiłaś to trucizna, fakt, ale działa tylko i wyłącznie na Wilkołaki. Wypiłaś po prostu jad Demona. Nie umrzesz od tego, a przynajmniej nie tak szybko jak ja. - wymruczał i usiadł ponownie na własnym grobie.
-Czemu to zrobiłeś? Żeby Tae zabił Kooka? Po co ci to?
-Chciałem się z tobą spotkać na dłużej niż tych kilka minut ludzkich, od trzech lat pragnę się do ciebie chociażby przytulić, poczuć cię tak jak dawniej, a nie tylko powłokę, przez którą i tak po chwili przenikam.
-JiMinie...
-Może i jestem martwy, może i moje ciało już dawno jest w stanie rozkładu, ale ja nadal mam uczucia. Tak samo silne jak wcześniej, nic się nie zmieniło, naprawdę. Nadal jesteś moją małą księżniczką, którą chcę chronić ponad wszystko. - uśmiechnął się słabo już nawet nie ocierając łez z pełnych policzków. Dziewczyna przytuliła się do niego mocno tak jak dawniej, lecz tym razem obydwoje czuli swoje ciała.
-Obiecujesz, że niedługo wrócę do domu, prawda? - zapytała po kilku sekundach ciszy.
-Tak kochanie, czuję, że cię niedługo wybudzą. - westchnął zrezygnowany i potarł kciukiem jej dolną wargę. Kochał ją cholernie mocno, ale musiał to ukrywać, przynajmniej wtedy, gdy żył.
-Wiesz, cholernie mocno cię kocham. - wymruczał cicho i musnął delikatnie jej dolną wargę, rozkoszując się przyjemnym smakiem, którego nie mógł poznać za życia.
-JiMin... Ja... - urwała zszokowana i przerażona, że kolejny chłopak wyznał jej miłość. Czuła się jak w telenoweli, i to w tandetnej telenoweli. Chłopak widząc jej przerażenie i szok w oczach, zaśmiał się smutno od razu tłumacząc.
-Hej, skarbie, nie martw się tym. To teraz nie ma znaczenia. W sumie to... Nigdy nie miało, wiesz?
-C-Co? Czemu?
-Wiesz, ja w porównaniu do tych dwóch debili znam granicie, umiar i sens działania. JungKook tak bardzo cię kocha i pragnie, że nie dba o teraźniejszość i przyszłość, co udowodnił okłamując cię przez dwa lata. TaeHyung natomiast jest tak zaślepiony tobą, że nawet gdybyś kazała mu wyrwać sobie skrzydła, nie wiem, wydłubać oczy, zrobiłby to od razu nawet nie pytając o powód. - zaśmiał się smutno, kontynuując. - Ja jestem inny. Mądrzejszy mimo że po moim ostatnim czynie może wyglądać to inaczej, lecz ja w porównaniu do nich, odpuściłem na samym początku. Zdałem sobie sprawę, że nie mam szans, więc po prostu obrałem sobie za cel ochronę twojego życia. Chociaż w ten sposób mogę pokazać ci swoją miłość. - dodał, głaszcząc ją delikatnie po policzku. - Jak by to ujął twój facet 'Jestem tylko psem'.
-Nie, jesteś moim Króliczkiem i najlepszym przyjacielem. - odparła od razu szatynka i mocno się do niego przytuliła. Park objął ją mocno i czule, ciesząc się jak małe dziecko.
-Poza tym ja nie jestem egoistą jak oni i... Pomagam jednemu z nich. - dodał cicho prosto do jej ucha.
-Co masz na myśli?
-Jak się obudzisz zdasz sobie sprawę czemu i komu. Jednak powiem ci tyle, że od momentu twojego wybudzenia nie będziesz człowiekiem.
-Że co?! Kim będę?! - pisnęła, przerażona wizją bycia kimś... Innym.
-Pamiętaj skarbie, aby zawiązać węzeł małżeński z istotą spoza Ziemi, musisz być w połowie tą rasą. Dlatego obudzisz się nie jako człowiek, lecz jako... -urwał, ponieważ dziewczyna zaczęła głośno kaszleć, a na jej lewym przed ramieniu pojawiło się znamię w kształcie półksiężyca.
-Omo, co się ze mną dzieje?!
-Twój los jest przesądzony właśnie dzięki temu znamieniu - uśmiechnął się i przytulił ją ostatni raz. - Właśnie wtłoczono w twoją krew, krew kogoś innego. Od teraz nie jesteś już tylko człowiekiem.
-Hm? Więc kim jeszcze? - zadała szybko pytanie, lecz w tej samej chwili obydwoje usłyszeli głośny płacz Kooka i V.
-Pora na ciebie skarbie. - odsunął się niechętnie, patrząc na zszokowaną dziewczynę.
-Kiedy się spotkamy oppa?
-Już nigdy mała, mój limit się wyczerpał, muszę wracać do Pustki. - westchnął, roniąc kilka łez. - Chciałem cię spotkać w tych ostatnich minutach, dlatego nie zmieniaj swoich uczuć względem mnie, dobrze?
- O czym ty mówisz? Jak to już nigdy cię nie zobaczę?! - jęknęła, widząc jak chłopak zaczął robić się przeźroczysty.
-Oppa cię będzie chronił teraz i na zawsze mój Króliczku. Może kiedyś się spotkamy mała, może. - pomachał jej z uśmiechem i znikł, pozostawiając po sobie już tylko i wyłącznie wspomnienie.
Moment, w którym Somin na nowo zaczęła oddychać, a jej serce pracowało, był najszczęśliwszym dniem w życiu Kooka i V. Obydwaj jak z torpedy ruszyli do łóżka i uklęknęli przy nim, jeden złapał ją za lewą dłoń, a drugi za prawą. I mimo że Tae miał ochotę zabić na miejscu Jeona, powstrzymywał się tylko i wyłącznie ze względu na jego małe Kochanie.
- Perełko. - odezwał się zapłakany Wampir, głaszcząc ją delikatnie za dłoń.
-Omo, moja głowa. - jęknęła cicho i pomasowała swoje czoło mrucząc pod nosem.
- Aish. - westchnął Tae i podał dziewczynie szklankę wody jednocześnie dziękując w myślach swojej matce za udaną pomoc.
-Było ciężko, ale na szczęście królowa dała radę cię uratować. - wyszeptał Kook, patrząc ze smutkiem i łzami w oczach na dwudziestolatkę.
-Chciałeś ją zabić! - wymruczał wściekły Tae i chwycił bruneta za szyję, ściskając ją tak mocno, że czuł pod jego skórą tętnice.
- Aish nie. - pokręciła głową dziewczyna i wytłumaczyła im o co tak naprawdę chodziło. - Więc, czy teraz któryś mi powie, kim ja teraz jestem?
-Nadal moją malutką. - urwał Wampir, ponieważ TaeHyung bez żadnego problemu rzucił nim przez pół apartamentu przez co sam zainteresowany wpadł na ścianę, robiąc w niej dziurę.
-Ja ci dam matole tak mówić do swojej kobiety! - wysyczał V, a jego ciało na nowo zaczęły pokrywać czarne runy. Wstał gwałtownie na nowo przemieniając się w Demona, wokół niego buchnął sporych rozmiarów ogień, który skierowany był w stronę leżącego pod ścianą Jeona.
-Tae, nie! - pisnęła przerażona dziewczyna, siadając szybko na łóżku.
-Zabije, wypatroszę i powieszę nad kominkiem. - warknął, łapiąc starszego za kark i wbijając mu mocno swoje szpony. - A serce zjem kurwa na kolację. - po tych słowach wciąż oszołomiony Jeon, poczuł w swojej klatce piersiowej szpony V.
-Kim! - pisnęła Somin, patrząc z przerażeniem na opętanego nienawiścią Tae. - Zostaw go, błagam!
-Oj nie, nie zamierzam! - zaśmiał się blondyn i tak jak kiedyś w parku, mocno ścisnął martwy narząd w ciele bruneta i zaczął nim mocno i boleśnie szarpać, chcąc go wyrwać. I nie wiedząc kiedy został uderzony stołem, zszokowany spojrzał na Somin, której oczy zmieniły się na zupełnie czarne wraz z białkiem, tak jak dawniej HoSeokowi.
-Powiedziałam zostaw! - warknęła poważna, patrząc z mordem w oczach na Stwórce.
-Kochanie... - wyszeptał wyczerpany Kook, wyciągając w jej stronę dłoń. Dziewczyna po kilku sekundach ocknęła się i zdała sobie sprawę co zaszło kilka sekund temu, spojrzała przerażona to na Wampira to na Stwórce.
-Omo, co to było...
-Jedna z mocy mojego skarba. - powiedział z dumą TaeTae i kompletnie zapominając o Wampirze, przytulił do siebie swoją ukochaną. - Oppa pomoże ci je opanować skarbie. - dodał z czułością i musnął jej usta najczulej jak potrafił. I dopiero wtedy wyczuł, jak ich więź się umocniła.
Jeon siedział na kominku, który nie spłonął w pożarze jego domu i ostatkami sił, wspominał momenty, gdy jeszcze był szczęśliwy, mając przy sobie Polkę. Może i nie byli razem wtedy, ale przynajmniej było między nimi dobrze, nawet bardzo dobrze. Lecz głupie podjęcie decyzji sprawiło, że był w takim a nie innym miejscu. Gdyby nie powrót Tae, gdyby nie to, że jego kłamstwo się wydało, może szukałby sali weselnej na ślub, którego tak bardzo pragnął? Może nawet mieliby palny na dzieci? Wiadomo, Somin musiałaby być Wampirem, ale jakoś i to udałoby mu się ukryć przed nią i po kryjomu ją zmienić. No właśnie, może...
Dlatego siedział zapłakany, rozglądając się dookoła i przypominając sobie każdy najdrobniejszy szczegół jego poprzedniego, małego szczęścia, które obiecał mu HoSeok za czasów w Piekle. Więc, gdzie tak naprawdę popełnił błąd? Może wtedy w dniu ostatecznym powinien był szukać Kima i go w razie czego dobić? A może powinien nie wymazywać pamięci Somin? Co byłoby lepsze w tamtym momencie? Bo na pewno nie ta decyzja, którą podjął. Ta sama, która wracała do niego niczym efekt motyla.
-Zostało ci jakieś siedemdziesiąt godzin życia, wykorzystaj to. - usłyszał za sobą głos, który oznaczał jedno.
-Tsa, łapie garściami. - wymruczał, upijając kilka sporych łyków wina.
-Dobrze wiedziałeś o ryzyku.
-A weź ty się przymknij co? - warknął, obracając się w lewą stronę, by stanąć twarzą w twarz ze Śmiercią.
-Przymknę się za siedemdziesiąt godzin. - machnęła dłonią w powietrzy, rozpływając się w postaci dymu.
- Moja ostatnia deska ratunku. - zaśmiał się ponuro, patrząc na zgniecione zdjęcie swoje i Somin. - Albo się uda, albo naprawdę będę martwy, lecz tym razem bezpowrotnie. - dodał, wyrzucając butelkę za siebie.
-Kochanie, błagam. - uklęknął przy łóżku i przytulił się do jej dłoni, płacząc głośno i żałośnie. Może i był Stwórcą, potężnym, walecznym i praktycznie niezniszczalnym, lecz nawet mimo tego nie potrafił wskrzeszać. Lecz jego matka już tak, nie zawsze się to udawało, lecz może w przypadku ludzkiej dziewczyny się uda? Królowa ogromnie lubowała się w czarnej magi i co nieco potrafiła, miała te różne, magiczne specyfiki, medaliony, broszki, pierścienie, zioła. Praktycznie wszystko co każda Czarna Wiedźma.
Do pomieszczenia wpadł równie zapłakany i jeszcze bledszy Jeon, który wprowadził za sobą starszą kobietę, która była matką V. Przez te trzy lata zmieniła się mocno, przybyło jej zmarszczek, jej długie włosy były spięte w mocno związany kok, lecz błękitne oczy wciąż wyglądały intensywnie. Może nawet bardziej niż wcześniej?
-Matko. - wyjęczał Tae, jakby sam był umierający. - Matko, błagam, uratuj ją. - wychrypiał, łapiąc starszą za zimną dłoń. Kobieta jednak nic się nie odezwała, patrząc poważnym wyrazem twarzy na swego syna, który tulił się to do niej, to do studentki. Pani Kim była cichą kobietą, lecz temperamentną co pozwoliło jej objąć władzę, to, że nie wybuchała złością nagle nie oznaczało, że zadarcie z nią mogło ujść komuś płazem. W końcu to po niej TaeTae był tak mściwy i zazdrosny.
-Odejdź. - odezwała się chłodno, odsuwając syna. -Potrzebuję spokoju, ciszy i miejsca przede wszystkim, a twoja obecność mi nie pomaga, zwłaszcza, że dąsasz się jak dziecko. - warknęła. To nie tak, że nie kochała syna. Był dla niej wszystkim, oczkiem w głowie, jedynakiem, synem, którego zawsze pragnęła mieć. Lecz jeszcze jedna cecha wyróżniała władczynię z tłumu, była bardzo zamknięta w sobie i każdego traktowała chłodno, lecz jej serce było dobre. Dobre na tyle, by samotnie wychować syna. Jednak V z czułością i okazywaniem uczuć podał się do ojca, dziwne, prawda? Zwłaszcza, że jego ojciec to król Piekieł....
-Uratujesz ją, prawda? - wyszeptał, wstając tak, jak matka mu kazała.
-Wyjdź TaeHyung. - wymruczała, wyciągając dłonie w stronę Somin.
Polka otworzyła powoli swoje zmęczone oczy, na swojej twarzy czuła przyjemny powiew wiatru oraz delikatną woń róż. Usiadła powoli i rozejrzała się dookoła, z zaskoczeniem stwierdziła, że siedziała na środku pustej polany obok jakiegoś białego nagrobka. Dookoła niej było pełno drzew, a zaledwie pięć kroków od niej, znajdował się mały ogród z różami koloru błękitnego. Przetarła oczy pewna, że ten widok był snem jednak to była prawda.
-Aish, gdzie jestem? - wstała nieco obolała i rozejrzała się, czuła, że znała to miejsce, że w jakimś stopniu była z nim powiązana. I dopiero, gdy dojrzała zdjęcie oraz złoty medalion, zdała sobie sprawę gdzie była. - JiMinie! - krzyknęła, obracając się dookoła. Niestety odpowiedział jej tylko głośniejszy szum drzew, dlatego mruknęła pod nosem ciche przekleństwo i poprawiła sukienkę. - Omo, TaeHyung... Wino... - jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a dłonie odruchowo spoczęły na klatce piersiowej. Ze strachem stwierdziła, że narząd, który pompował krew, przestał bić. Była duchem?
-Mój Króliczku. -usłyszała spokojny i przyjazny ton głosu, a na grobie postać siedzącego JiMina. Wyglądał inaczej niż wcześniej, był bardzo blady, jego włosy były ciemne, a oczy mocno podkrążone. Wyglądał jakby był umierający, co było idiotyczne, bo nie żył.
-Zabiłeś mnie! - krzyknęła ze łzami w oczach.
-Za nim mnie znienawidzisz za to, co zrobiłem, to pozwól mi to wytłumaczyć. - uśmiechnął się smutno jak jeszcze nigdy w życiu, a jego oczy zmieniły się z brązowych na błękitne.
-Co niby wytłumaczyć? Zabiłeś mnie Park! Okłamałeś mnie, mówiąc, że trucizna miała być dla Stwórcy! - krzyknęła, tupiąc nogą, co bardziej wyglądało komicznie niż poważnie. Wilkołak podszedł do niej powoli i ujął jej twarz w swoje małe, przeźroczyste w pół dłonie.
-Dałem ją Kookowi, mówiąc, by wlał to do kieliszka Tae. Wszyscy myślą, że to trucizna, ale nigdy w życiu nie zrobiłbym ci krzwydy Króliczku. Fakt, podmieniłem kieliszki, byś wypiła to ty, lecz nie umrzesz od tego jeśli matka V w porę cię wybudzi. - powiedział spokojnie, patrząc w jej oczy czule i z nie ukrywaną miłością. - Jesteś najważniejszą kobietą w moim nieżyciu, chronię cię od pierwszego dnia naszego spotkania, jestem przy tobie w każdej złej i dobrej chwili, więc czemu uważasz, że byłbym zdolny zrobić coś takiego? - w jego głosie można było usłyszeć smutek i rozczarowanie, co sprawiło, że Somin zrobiło się przykro.
-Przepraszam, po prostu nie rozumiem co się ze mną dzieję. Co wypiłam, że straciłam funkcje życiowe. - mruknęła, patrząc uważnie na jego twarz. - Jednak powiedziałeś, że jeśli nie wybudzą mnie na czas to mogę umrzeć, prawda? - dodała szybko ze strachem.
- Skarbie. -westchnął Park i odsunął się. - Możesz zapaść w śpiączkę, z której wybudzi cię nawet lekarz. Ten napój, który wypiłaś to trucizna, fakt, ale działa tylko i wyłącznie na Wilkołaki. Wypiłaś po prostu jad Demona. Nie umrzesz od tego, a przynajmniej nie tak szybko jak ja. - wymruczał i usiadł ponownie na własnym grobie.
-Czemu to zrobiłeś? Żeby Tae zabił Kooka? Po co ci to?
-Chciałem się z tobą spotkać na dłużej niż tych kilka minut ludzkich, od trzech lat pragnę się do ciebie chociażby przytulić, poczuć cię tak jak dawniej, a nie tylko powłokę, przez którą i tak po chwili przenikam.
-JiMinie...
-Może i jestem martwy, może i moje ciało już dawno jest w stanie rozkładu, ale ja nadal mam uczucia. Tak samo silne jak wcześniej, nic się nie zmieniło, naprawdę. Nadal jesteś moją małą księżniczką, którą chcę chronić ponad wszystko. - uśmiechnął się słabo już nawet nie ocierając łez z pełnych policzków. Dziewczyna przytuliła się do niego mocno tak jak dawniej, lecz tym razem obydwoje czuli swoje ciała.
-Obiecujesz, że niedługo wrócę do domu, prawda? - zapytała po kilku sekundach ciszy.
-Tak kochanie, czuję, że cię niedługo wybudzą. - westchnął zrezygnowany i potarł kciukiem jej dolną wargę. Kochał ją cholernie mocno, ale musiał to ukrywać, przynajmniej wtedy, gdy żył.
-Wiesz, cholernie mocno cię kocham. - wymruczał cicho i musnął delikatnie jej dolną wargę, rozkoszując się przyjemnym smakiem, którego nie mógł poznać za życia.
-JiMin... Ja... - urwała zszokowana i przerażona, że kolejny chłopak wyznał jej miłość. Czuła się jak w telenoweli, i to w tandetnej telenoweli. Chłopak widząc jej przerażenie i szok w oczach, zaśmiał się smutno od razu tłumacząc.
-Hej, skarbie, nie martw się tym. To teraz nie ma znaczenia. W sumie to... Nigdy nie miało, wiesz?
-C-Co? Czemu?
-Wiesz, ja w porównaniu do tych dwóch debili znam granicie, umiar i sens działania. JungKook tak bardzo cię kocha i pragnie, że nie dba o teraźniejszość i przyszłość, co udowodnił okłamując cię przez dwa lata. TaeHyung natomiast jest tak zaślepiony tobą, że nawet gdybyś kazała mu wyrwać sobie skrzydła, nie wiem, wydłubać oczy, zrobiłby to od razu nawet nie pytając o powód. - zaśmiał się smutno, kontynuując. - Ja jestem inny. Mądrzejszy mimo że po moim ostatnim czynie może wyglądać to inaczej, lecz ja w porównaniu do nich, odpuściłem na samym początku. Zdałem sobie sprawę, że nie mam szans, więc po prostu obrałem sobie za cel ochronę twojego życia. Chociaż w ten sposób mogę pokazać ci swoją miłość. - dodał, głaszcząc ją delikatnie po policzku. - Jak by to ujął twój facet 'Jestem tylko psem'.
-Nie, jesteś moim Króliczkiem i najlepszym przyjacielem. - odparła od razu szatynka i mocno się do niego przytuliła. Park objął ją mocno i czule, ciesząc się jak małe dziecko.
-Poza tym ja nie jestem egoistą jak oni i... Pomagam jednemu z nich. - dodał cicho prosto do jej ucha.
-Co masz na myśli?
-Jak się obudzisz zdasz sobie sprawę czemu i komu. Jednak powiem ci tyle, że od momentu twojego wybudzenia nie będziesz człowiekiem.
-Że co?! Kim będę?! - pisnęła, przerażona wizją bycia kimś... Innym.
-Pamiętaj skarbie, aby zawiązać węzeł małżeński z istotą spoza Ziemi, musisz być w połowie tą rasą. Dlatego obudzisz się nie jako człowiek, lecz jako... -urwał, ponieważ dziewczyna zaczęła głośno kaszleć, a na jej lewym przed ramieniu pojawiło się znamię w kształcie półksiężyca.
-Omo, co się ze mną dzieje?!
-Twój los jest przesądzony właśnie dzięki temu znamieniu - uśmiechnął się i przytulił ją ostatni raz. - Właśnie wtłoczono w twoją krew, krew kogoś innego. Od teraz nie jesteś już tylko człowiekiem.
-Hm? Więc kim jeszcze? - zadała szybko pytanie, lecz w tej samej chwili obydwoje usłyszeli głośny płacz Kooka i V.
-Pora na ciebie skarbie. - odsunął się niechętnie, patrząc na zszokowaną dziewczynę.
-Kiedy się spotkamy oppa?
-Już nigdy mała, mój limit się wyczerpał, muszę wracać do Pustki. - westchnął, roniąc kilka łez. - Chciałem cię spotkać w tych ostatnich minutach, dlatego nie zmieniaj swoich uczuć względem mnie, dobrze?
- O czym ty mówisz? Jak to już nigdy cię nie zobaczę?! - jęknęła, widząc jak chłopak zaczął robić się przeźroczysty.
-Oppa cię będzie chronił teraz i na zawsze mój Króliczku. Może kiedyś się spotkamy mała, może. - pomachał jej z uśmiechem i znikł, pozostawiając po sobie już tylko i wyłącznie wspomnienie.
Moment, w którym Somin na nowo zaczęła oddychać, a jej serce pracowało, był najszczęśliwszym dniem w życiu Kooka i V. Obydwaj jak z torpedy ruszyli do łóżka i uklęknęli przy nim, jeden złapał ją za lewą dłoń, a drugi za prawą. I mimo że Tae miał ochotę zabić na miejscu Jeona, powstrzymywał się tylko i wyłącznie ze względu na jego małe Kochanie.
- Perełko. - odezwał się zapłakany Wampir, głaszcząc ją delikatnie za dłoń.
-Omo, moja głowa. - jęknęła cicho i pomasowała swoje czoło mrucząc pod nosem.
- Aish. - westchnął Tae i podał dziewczynie szklankę wody jednocześnie dziękując w myślach swojej matce za udaną pomoc.
-Było ciężko, ale na szczęście królowa dała radę cię uratować. - wyszeptał Kook, patrząc ze smutkiem i łzami w oczach na dwudziestolatkę.
-Chciałeś ją zabić! - wymruczał wściekły Tae i chwycił bruneta za szyję, ściskając ją tak mocno, że czuł pod jego skórą tętnice.
- Aish nie. - pokręciła głową dziewczyna i wytłumaczyła im o co tak naprawdę chodziło. - Więc, czy teraz któryś mi powie, kim ja teraz jestem?
-Nadal moją malutką. - urwał Wampir, ponieważ TaeHyung bez żadnego problemu rzucił nim przez pół apartamentu przez co sam zainteresowany wpadł na ścianę, robiąc w niej dziurę.
-Ja ci dam matole tak mówić do swojej kobiety! - wysyczał V, a jego ciało na nowo zaczęły pokrywać czarne runy. Wstał gwałtownie na nowo przemieniając się w Demona, wokół niego buchnął sporych rozmiarów ogień, który skierowany był w stronę leżącego pod ścianą Jeona.
-Tae, nie! - pisnęła przerażona dziewczyna, siadając szybko na łóżku.
-Zabije, wypatroszę i powieszę nad kominkiem. - warknął, łapiąc starszego za kark i wbijając mu mocno swoje szpony. - A serce zjem kurwa na kolację. - po tych słowach wciąż oszołomiony Jeon, poczuł w swojej klatce piersiowej szpony V.
-Kim! - pisnęła Somin, patrząc z przerażeniem na opętanego nienawiścią Tae. - Zostaw go, błagam!
-Oj nie, nie zamierzam! - zaśmiał się blondyn i tak jak kiedyś w parku, mocno ścisnął martwy narząd w ciele bruneta i zaczął nim mocno i boleśnie szarpać, chcąc go wyrwać. I nie wiedząc kiedy został uderzony stołem, zszokowany spojrzał na Somin, której oczy zmieniły się na zupełnie czarne wraz z białkiem, tak jak dawniej HoSeokowi.
-Powiedziałam zostaw! - warknęła poważna, patrząc z mordem w oczach na Stwórce.
-Kochanie... - wyszeptał wyczerpany Kook, wyciągając w jej stronę dłoń. Dziewczyna po kilku sekundach ocknęła się i zdała sobie sprawę co zaszło kilka sekund temu, spojrzała przerażona to na Wampira to na Stwórce.
-Omo, co to było...
-Jedna z mocy mojego skarba. - powiedział z dumą TaeTae i kompletnie zapominając o Wampirze, przytulił do siebie swoją ukochaną. - Oppa pomoże ci je opanować skarbie. - dodał z czułością i musnął jej usta najczulej jak potrafił. I dopiero wtedy wyczuł, jak ich więź się umocniła.
Jeon siedział na kominku, który nie spłonął w pożarze jego domu i ostatkami sił, wspominał momenty, gdy jeszcze był szczęśliwy, mając przy sobie Polkę. Może i nie byli razem wtedy, ale przynajmniej było między nimi dobrze, nawet bardzo dobrze. Lecz głupie podjęcie decyzji sprawiło, że był w takim a nie innym miejscu. Gdyby nie powrót Tae, gdyby nie to, że jego kłamstwo się wydało, może szukałby sali weselnej na ślub, którego tak bardzo pragnął? Może nawet mieliby palny na dzieci? Wiadomo, Somin musiałaby być Wampirem, ale jakoś i to udałoby mu się ukryć przed nią i po kryjomu ją zmienić. No właśnie, może...
Dlatego siedział zapłakany, rozglądając się dookoła i przypominając sobie każdy najdrobniejszy szczegół jego poprzedniego, małego szczęścia, które obiecał mu HoSeok za czasów w Piekle. Więc, gdzie tak naprawdę popełnił błąd? Może wtedy w dniu ostatecznym powinien był szukać Kima i go w razie czego dobić? A może powinien nie wymazywać pamięci Somin? Co byłoby lepsze w tamtym momencie? Bo na pewno nie ta decyzja, którą podjął. Ta sama, która wracała do niego niczym efekt motyla.
-Zostało ci jakieś siedemdziesiąt godzin życia, wykorzystaj to. - usłyszał za sobą głos, który oznaczał jedno.
-Tsa, łapie garściami. - wymruczał, upijając kilka sporych łyków wina.
-Dobrze wiedziałeś o ryzyku.
-A weź ty się przymknij co? - warknął, obracając się w lewą stronę, by stanąć twarzą w twarz ze Śmiercią.
-Przymknę się za siedemdziesiąt godzin. - machnęła dłonią w powietrzy, rozpływając się w postaci dymu.
- Moja ostatnia deska ratunku. - zaśmiał się ponuro, patrząc na zgniecione zdjęcie swoje i Somin. - Albo się uda, albo naprawdę będę martwy, lecz tym razem bezpowrotnie. - dodał, wyrzucając butelkę za siebie.
~ ~
Cóż ta część miała wyjść dłuższa, ale jakoś nie potrafię takich pisać.
Eh.
Mimo to mam nadzieję, że się Wam podobało.
P.S. Postanowiłam zmienić plany, przed nami jeszcze część pt. Lie i epilog. Miała być jeszcze jedna część, ale... Cóż... Nie będzie.
MILE WIDZIANE KOMENTARZE