Przybywam do was z czymś...nie mam pojęcia co to jest...
Bez ładu i składu...ba! bez kompletnego pomysłu...
Pisane od tak, by zapełnić jakoś tą cholerną lukę na blogu...
Nie mam weny, nie mam ochoty, nie mam czasu, nie mam sił i jeszcze wielu rzeczy nie mam,
by zebrać się w sobie i coś tu wstawić...
Jestem zła? Smutna? Nie...jestem wkurwiona...
Nie wiem nawet co piszę, jest już po 23...nie ogarniam...
W każdym bądź razie, zamierzam coś jutro wstawić...
Mam nadzieję, że uda mi się napisać dwa zamówione scenariusze, rozdział do DOLLS oraz reakcje...
Wybaczcie mi, ale nie mam kompletnie humoru...
To będzie cud jeśli wymyślę tytuł i bohatera dla tego posta....
~~
Siedział na łóżku, a raczej jego resztkach. Dookoła jego wychudzonej osoby, walały się stare gazety, książki i resztki spalonego materiału.
Jego głowa była ciężka, pulsowała cholernym bólem, torturując go kolejną godzinę.
Westchnął cicho, unosząc swój wzrok na okno. Słabe promienie słońca, muskały jego blade, przeźroczyste dłonie.
Oczy napuchnięte od łez, płuca pełne dymu i serducho, które już dawno przestało bić.
Ruiny w których siedział, dawniej nazywał domem. Miejscem schadzek jego kumpli, miejscem gdzie mógł się spokojnie upić i nie mieć przy tym żadnych kłopotów.
Wstał na równe nogi, mimo że były całe zdrętwiałe. Przeczesał swoje zwęglone włosy, bladą dłonią.
Spojrzał na odłamki szkła, przez cztery lata nic się nie zmieniło. Nadal cicho, ponuro i wciąż waliło spalonym ciałem.
Wzruszył ramionami nie wiedząc co ze sobą zrobić...wracał tu każdego roku. Na jeden dzień, tak bardzo ważny dla niego.
Jego sine usta były lekko rozchylone, oddychał mimo że tlen nie wpadał do jego płuc.
Jego ciało drżało mimo że nie miało już przez co.
Po prostu był. To w zupełności wystarczyło.
Wciąż pełen bólu, strachu i nadziei na lepsze jutro. Znów czuł się tak jak dawniej.
Ruszył wolnym, drętwym krokiem do łazienki. Nie trudził się, by przejść przez otwarte drzwi, po prostu przeszedł przez ścianę.
Odkręcił wodę.
Usiadł na podłodze, podkulając nogi. Oparł się o wannę, która była uwalona sadzą.
Spojrzał przed siebie, wciąż nie wiedząc po co tu wraca.
Minęło cztery lata, więc na jaką cholerę tu wraca? Dlaczego tego mieszkanie jeszcze nie zburzyli?
Woda zaczęła zalewać łazienkę, mocząc jego poranione, zwęglone ciało.
Kałuża krwi łączyła się z wodą. Mimo to on wciąż siedział, zupełnie nie przejmując się tym, że pomieszczenie, jest już prawie pełne wody.
Nabrał powietrza ze świstem. Zamknął oczy czując ból.
Gorąco buchało w niego, otaczało z każdej strony, a on wciąż nie mógł się uwolnić.
Jego ciało było jak z waty, pełne usta drgały, a zalane były łzami.
Dlaczego wciąż do tego powraca?
Chłodne powietrze wybudziło go ze wspomnień. Siedział na płycie czarnego grobowca.
Jego dłoń coraz bardziej przeźroczysta, przetarła tablicę z jego imieniem i nazwiskiem.
Słone łzy spływały po jego czerwonych od ognia policzkach.
Materiał ubrania wisiał na nim jak na wieszaku.
Był w okropnym stanie.
-Jesteś pewny hyung, że on naprawdę nas widzi? - zapytał Kook, stając przy nagrobku.
Jeon oraz Kim stali tuż przy grobie ich przyjaciela.
-Na pewno Jungkook, nie mógł nas opuścić. Wiesz jaki był - zaczął zmęczony już blondyn.
-A chłopaki kiedy przyjdą? - znów zapytał najmłodszy.
Namjoon objął go ramieniem. Czuł, że jest bliski płaczu.
Nie mógł płakać, hyung mu zabronił. Nie złamie się, jest mężczyzną i będzie zachowywał się jak on.
-Hyung....ty....ty płaczesz? - szepnął brunet, spoglądając niepewnie na zalanego łzami przyjaciela.
-Tak młody....płaczę - jęknął, chowając twarz w dłoniach. Kookie jako dobry kumpel, objął go, czekając na resztę kolegów.
Było mu żal. Nie ukrywał tego, ale nie mógł cofnąć czasu.
To nie była jego wina, że tak się stało.
Nie miał za złe swojemu przyjacielowi, że tak go urządził.
Kochał ich wszystkich, jak przyjaciół, braci.
Byli dla niego ważni, zawsze się o nich troszczył. Jako dobry hyung.
To był jego obowiązek.
Szóstka jego młodych przyjaciół, stała wokół niego, spoglądając na jego przystojną twarz.
Nie płakali, byli twardzi. Mimo, że ich usta drgały, dłonie były zaciśnięte w pięści, oni wciąż byli twardzi. Tak ich wychował.
-To już cztery lata hyung - szepnął jego młody, dziwny Alien, kładąc na grobie wazon z kwiatami.
-Zleciało, prawda? - również szepnął, patrząc w jego zaczerwienione oczy.
Kim jakby słysząc go, przytaknął.
Chłodny wiatr ruszył koronami drzew, a czarne chmury zaczęły zbierać się nad ich głowami.
-Wracajcie do domu, przeziębicie się - zaśmiał się, widząc, że i tak go nie usłyszą.
-Wracamy - zaczął Namjoon - przeziębimy się - dodał, zerkając na twarz przyjaciela.
Patrzyli na siebie, dodając sobie nawzajem otuchy. On go widział, ale Namjoon już jego nie.
Po kilku minutach ciszy, odwrócili się plecami do niego, wracając do swoich domów.
Jeden z nich, będąc już przy bramie, zawrócił nagle.
Biegiem wrócił do przyjaciela. Przybliżył się do niego i pełen skruchy, szepnął.
-Przepraszam hyung. Nie wiedziałem, że tak to się skończy. Byłem pijany -po tych słowach rozpłakał się. Tak jak każdej nocy, gdy wspominał tamten incydent.
-Spokojnie... nie mam ci tego za złe - szepnął, roniąc kilka łez. Otarł kciukiem łzę z bladej twarzy YoonGi'ego. Czuł jego ból, jeszcze bardziej niż nawet swój.
-Gdybym tylko wiedział - jęknął.
-Nie obwiniaj się - zabrał znów głos. Wiatr znów się rozszalał, czuł że musi wracać, dlatego wstał na równe nogi. Objął ostatni raz przyjaciela, szepcząc.
-Do zobaczenia w przyszłym roku.
Min westchnął cicho, odwrócił się tyłem do niego. Ruszył do swoich pozostałych kumpli, nim wyszedł z cmentarza, ostatni raz się obejrzał za przyjacielem.
Cały czas pełen wyrzutów sumienia.
Brunet wyprostował się, jego ciało zrobiło się przeźroczyste.
Nim całkowicie znikł, uniósł twarz ku górze, szepcząc.
-Tęsknię za wami - po tych słowach, westchnął cicho, całkowicie znikając.
I co sądzicie?
Nie wiem sama...
Musiałam coś wstawić, tyle mnie tu nie było, że czułam się naprawdę źle,
wiedząc, że nic tu nie ma.
Przepraszam za błędy, ale jest już prawie północ.
Lepszych i weselszych scenariuszy, spodziewajcie się jutro (dziś)
MILE WIDZIANE KOMENTARZE
To jest... Wow... Kurde, nie wiem, co napisać. Nigdy nie wiem, jak skomentować coś tak smutnego. Po prostu... Wow...
OdpowiedzUsuńChyba nic więcej z siebie teraz nie wycisnę, więc życzę weny i trzymaj się ciepło <3
Pozdrawiam~
Wiem może być błędów od cholery, ale pisałam to naprawdę późno i bez kompletnego pomysłu.
UsuńMimo to cieszę się, że jednak coś z tego wyszło.
Jeżeli od cholery znaczy mało, to owszem XDD Naprawdę, nie ma tego dużo :)
Usuń" Dookoła jego wychudzonej osoby, walały się stare gazety, książki i resztki spalonego materiału."
Bez 1.przecinka >.<
"Ruiny w których siedział, dawniej nazywał domem."
Przecinek po ruinach xd
"Przeczesał swoje zwęglone włosy, bladą dłonią."
Bez przecinka ;)
"Wzruszył ramionami nie wiedząc co ze sobą zrobić."
Przecinek przed "nie" ;3
"Jego sine usta były lekko rozchylone, oddychał mimo że tlen nie wpadał do jego płuc. Jego ciało drżało mimo że nie miało już przez co."
Przed "mimo" tak samo, jednym i drugim ^^
"Spojrzał przed siebie, wciąż nie wiedząc po co tu wraca. Minęło cztery lata, więc na jaką cholerę tu wraca?"
Powtórzyłaś "wraca" C:
"Mimo to on wciąż siedział, zupełnie nie przejmując się tym, że pomieszczenie, jest już prawie pełne wody."
Bez ostatniego przecinka xp
"Jego dłoń coraz bardziej przeźroczysta, przetarła tablicę z jego imieniem i nazwiskiem."
Za dużo "jego" D:
"Szóstka jego młodych przyjaciół, stała wokół niego, spoglądając na jego przystojną twarz."
Bez 1.przecinka ^.^
"-Nie obwiniaj się - zabrał znów głos. Wiatr znów się rozszalał"
Znów "znów" XDD
"Ruszył do swoich pozostałych kumpli, nim wyszedł z cmentarza, ostatni raz się obejrzał za przyjacielem."
Po 1.przecinku brakuje mi "jednak" lub "ale ^.~
"-Tęsknię za wami - po tych słowach, westchnął cicho, całkowicie znikając."
Bez 1.przecinka :3
Widzisz? Nie ma tego dużo. Jestem z ciebie dumna, radzisz sobie z tym coraz lepiej x3
Pozdrawiam~
Dziękuję, cieszę się, że się poprawiam.
UsuńUnnie, proszę, nie wiem, co Ci się stało, i nie będę pytać, jeśli to prywatne, ale trzymaj się cieplutko </3 Każdy czasem nie ma humoru, ja w ostatnim czasie też nie ;^;
OdpowiedzUsuńTen scenariusz to jeden z moich ulubionych. Twoje prace tak gładko się czyta... Kocham to, masz OGROMNY talent do pisania...
Trzymaj się~
Dziękuję za tak miłe słowa i za komentarz.
UsuńCzasem tak jest, że coś nie idzie po naszej myśli....tak....
Bardzo mi miło czytać wasze komentarze, są naprawdę motywujące.
Nie sądziłam, że coś z tego wyjdzie, ale jednak okazało się inaczej.
Dziękuję Eonni
Hm, akurat ja tu jestem młodsza :D Będę twoją M-Hope, już masz 3 nadzieje, widzisz?
UsuńJuż niedługo wakacje, jeden stres mniej, i będzie sponio <3
Trzymaj się, weny~ *hug*
Dziękuję, od dziś mam swoje trzy kochane nadzieje.
UsuńTo na pewno pomoże mi przetrwać ten trudny czas.
Dziękuję <3
O jej...
OdpowiedzUsuńSądzę, że mimo iż nie miałaś weny to i tak napisałaś coś wspaniałego...
Po raz kolejny łzy spływały po moich policzkach.
Ja nie wiem co mam napisać... zatkałaś mnie totalne :)
Może opowiem kawał na rozluźnienie atmosfery?
Jakie są ulubione ryby matematyka?
Sumy!
A ulubiony owoc terrorysty?
Granat!
Cieszę się, że mimo iż scenariusz powstał naprawdę spontanicznie, przypadł ci do gustu.
UsuńDziękuję za komentarz.
Mam nadzieję, że nie długo ci się poprawi... Ja cię wolę weselszą!
UsuńJeśli chcesz mogę być twoją nadzieją!
Będę HopeOlga!
Razem czekajmy na lepsze jutro! Albo i nie, bo jutro poniedziałek... nie załamujmy się, my frend, wybrniemy z tego jakoś!
Omo jesteś taka słodka <3
UsuńDziękuję za tak miłe słowa.
Oczywiście ty i J-Hope bądźcie moimi nadziejami...już na zawsze, dobrze?
Jasne my frend!
UsuńJa mam taki charakter po prostu podobny do TaeTae'a. Mam swój świat :P
No i aegyo po Hobim, i coś po Jiminie.
Dlaczego ja mówię "po", jak by byli moimi ojcami :P
Świetny scenariusz, chociaż wyłapałam trochę błędów. Na przykład, gdy mówimy/piszemy o tym, iż ktoś unosi wzrok, nie trzeba dodawać zaimka. Bez niego brzmi lepiej i poprawniej ^^
OdpowiedzUsuńTo chyba tyle. Czekam na więcej takich <3
Mam nadzieję, że kiedyś się pojawią.
UsuńTo... było... mega... Bardzo trudno mnie wzruszyć, ale ryczałam, po prostu ryczałam... A Jin to mój UB, więc ryczałam jeszcze bardziej. Weny życzę :-)
OdpowiedzUsuń